Radio bije na alarm

Kiedy aktorka Joanna Szczepkowska ogłosiła, że 4 czerwca 1989 r. upadł w
Polsce komunizm, wielu Polaków wierzyło, iż nastaje czas upragnionej wolności, i
z nadzieją przyjmowało zachodzące zmiany. Gdy 7 września 1989 r. premier Tadeusz
Mazowiecki przedstawił skład rządu, marzenia okazały się płonne.

Na 23 członków gabinetu Rady Ministrów niemal połowa posiadała PRL-owski
rodowód, z Czesławem Kiszczakiem jako wicepremierem i ministrem spraw
wewnętrznych na czele. Gdy 12 września Mazowiecki ogłosił program, mówiąc, że
rząd, który tworzy, "nie ponosi odpowiedzialności za hipotekę, którą dziedziczy
(…)", i przeszłość odkreślił "grubą linią", nad polskimi przemianami
nieszczęsna linia zawisła niby najgorsze przekleństwo. Zaniechanie dekomunizacji
i lustracji położyło się cieniem na wszystkich przemianach, jakie nastąpiły po
1989 r., również tych dotyczących mediów. Można powiedzieć, że media w Polsce –
podobnie jak i inne sektory gospodarki – zostały zawłaszczone i wyszarpane przez
rodzimych postkomunistów albo grupy zagranicznego kapitału.
Kiedy 29 grudnia 1992 r. Sejm uchwalił Ustawę o radiofonii i telewizji, Polacy
boleśnie odczuwali skutki terapii szokowej planu Balcerowicza – Sachsa, walczyli
z bezrobociem, pamiętali nocne obalenie rządu Jana Olszewskiego i mało kto
głębiej analizował, co oznacza wejście w życie tej ustawy. A chodziło o
rewolucyjną zmianę na rynku mediów. O kształtowanie dualnego modelu mediów
elektronicznych – publicznych i prywatnych. Hanna Suchocka, przejmując w lipcu
1992 r. tekę premiera po Waldemarze Pawlaku, już w grudniu zadbała o
przegłosowanie tej ustawy.
Tym większy podziw budzi czujność o. Tadeusza Rydzyka, który jako duchowny i
zakonnik, bez doświadczenia na rynku mediów, tak skutecznie potrafił w chaosie
ustrojowych przemian, w trudnych warunkach, walczyć o ogólnopolską koncesję dla
katolickiego radia. Pierwsze zezwolenia dla nadawców prywatnych KRRiT wydała
jesienią 1993 roku. Koncesje ogólnokrajowe otrzymała wówczas telewizja Polsat, a
ze stacji radiowych – RMF FM, Zet i Radio Maryja.

Słabość siłą
Radio Maryja pierwsze pozwolenia na utworzenie stacji nadawczych w Toruniu i
Bydgoszczy otrzymało w czerwcu 1991 r., a już 8 grudnia tego samego roku
rozpoczęło emisję programu. W ciągu kolejnych dwóch lat otrzymało pozwolenia na
uruchomienie kolejnych 13 stacji nadawczych oraz łącza satelitarnego. To
umożliwiło słyszalność programów na obszarze całej Europy. Rozgłośnia od
początku stanęła do nierównej walki. Jako nadawca społeczny, niemający prawa do
nadawania reklam, oparła swój program na trzech nurtach: modlitwy, codziennej
katechezy, kontaktu ze słuchaczami. Wydawało się, że taka oferta może skazać
Radio na wegetację i funkcjonowanie na marginesie. Jednak jego założyciel
wykazał niecodzienną determinację w działaniu. To, co wydawało się słabością
stacji, okazało się jej siłą. Brak funduszy zmusił rozgłośnię do działań
niestandardowych. Do Radia zaczęli zgłaszać się świeccy wolontariusze. Z czasem
w studiu można było spotkać przedstawicieli wszystkich stanów i zawodów. Od
sierpnia 1998 r. uruchomiono audycje na falach krótkich dla Polaków na Wschodzie
– od Litwy , Białorusi i Ukrainy po Kazachstan. Od października 1998 r. Radio
Maryja nadawało audycje na obszar Ameryki Północnej i Środkowej. Najważniejsze
było jednak to, że nie zawodzili słuchacze. Radio mogło pracować dzięki ich
drobnym, ale licznym i regularnym wpłatom. Dawało to niezależność finansową i
wolność od wszelkich nacisków i niepożądanych wpływów.
Kiedy dziś z podziwem obserwujemy pracę rozgłośni, kiedy widzimy nowoczesny
sprzęt i młodych ludzi z zapałem w niej terminujących, warto pamiętać o tym, jak
trudne były początki. Jak wiele założyciel Radia i jego współbracia musieli
pokonać przeszkód. I choć się udało, to wcale nie znaczy, że tak pozostanie.
Środowiska osób związanych z PRL, ale też z grupami zagranicznego i krajowego
biznesu nieprzerwanie biją na alarm, już niemal od dwóch dekad, pomawiając Radio
o wszystko, co w tzw. cywilizowanym świecie oznacza śmierć cywilną. Przypisują
rozgłośni populizm religijny, religijny fundamentalizm, antysemityzm,
ksenofobię. Słuchaczy Radia określa się wciąż (błędnie zresztą) jako ludzi
niewykształconych, prostych, wykluczonych, zepchniętych na margines
ekonomiczno-kulturowy, starych, biednych, pochodzących z prowincji, małych miast
i wsi. Tak jakby tacy słuchacze byli kimś gorszym, godnym pogardy, niewartym
uwagi.

Prawda bez względu na koniunkturę
To dezawuowanie Radia Maryja, odbieranie godności jej słuchaczom, trwa od
początku. Dlaczego? Czy modlitwa, katecheza i żywa, niczym niezakłócana
komunikacja Polaków na radiowej antenie jest aż tak groźna? Czy wymiana myśli,
dzielenie się wiedzą i doświadczeniem ze słuchaczami przez zaproszonych na
antenę Radia naukowców, robotników, artystów, polityków, ekonomistów, rolników
czy dziennikarzy niesie aż tak wielkie zagrożenie? Okazuje się, że tak. Dopiero
po latach widzimy – mając za sobą doświadczenie setek godzin przesłuchań komisji
śledczych w sprawie afer Rywina, hazardowej, Krzysztofa Olewnika, po wyprzedaży
strategicznych działów gospodarki, po tragedii smoleńskiej i ostatniej powodzi –
że Radio Maryja od początku, bez względu na polityczną koniunkturę, jako
pierwsze ukazywało w rzeczywistym świetle stan polskiego państwa i organów za
nie odpowiedzialnych. Rozgłośnia biła na alarm, dostrzegając niebezpieczeństwa,
na jakie narażona jest polska rodzina, piętnowała ekspansję oraz drapieżność i
wpływy obcego kapitału. Z uporem i niezmiennie przełamywała tabu wokół
prywatyzacji, Wojskowych Służb Informacyjnych czy stanu mediów.
Tym bardziej przykry jest fakt, że dziennikarzom i redakcjom, które potrafiły
ostatnio stanąć w obronie filmu "Solidarni 2010" i reżyser Ewy Stankiewicz,
wciąż wydaje się brakować odwagi, by zaprotestować przeciw atakom, jakim
poddawany jest założyciel Radia Maryja. Dziewiętnaście lat jego ciężkiej pracy w
nieustannym napięciu stanowi wystarczający dowód oddania i starań na rzecz
Polski i Kościoła. Gotowość, jaką w latach 2005-2006 wykazała część
komentatorów, by głośno mówić o charyzmie o. Tadeusza Rydzyka czy nawet jego
genialnej intuicji, dziś dziwnie ustała. Tygodnik "Ozon" opisał nawet w 2006 r.
w przychylnym tonie tzw. patent Rydzyka jako "toruńską wersję amerykańskiego
teleewangelizmu" i "najbardziej radykalnych protestantów". Był to jednak opis
nietrafiony. Bezwzględne polowanie z nagonką trwa. Towarzyszące mu budzące
zgrozę wypowiedzi posła Janusza Palikota (będące ewidentnymi groźbami karalnymi)
rodzą jak najgorsze skojarzenia. Nastroje niechęci i wrogości wobec każdego, kto
ośmiela się słuchać Radia Maryja, są wciąż podsycane.

Hanna Karp



Dr Hanna Karp – medioznawca, publicystka, autorka książek na temat sekt i New
Age.

drukuj

Drogi Czytelniku naszego portalu,
każdego dnia – specjalnie dla Ciebie – publikujemy najważniejsze informacje z życia Kościoła i naszej Ojczyzny. Odważnie stajemy w obronie naszej wiary i nauki Kościoła. Jednak bez Twojej pomocy kontynuacja naszej misji będzie coraz trudniejsza. Dlatego prosimy Cię o pomoc.
Od pewnego czasu istnieje możliwość przekazywania online darów serca na Radio Maryja i Tv Trwam – za pomocą kart kredytowych, debetowych i innych elektronicznych form płatniczych. Prosimy o Twoje wsparcie
Redakcja portalu radiomaryja.pl