Polityczne „pomostówki”


Ustawa o emeryturach pomostowych, która powoduje pozbawienie prawa do tych świadczeń ponad 700 tysięcy pracowników różnych zawodów, głównie nauczycieli i część kolejarzy, to niewątpliwie jedno z tych praw ustalonych przez parlament w tym roku, które wywołały najwięcej sprzeciwów społecznych.

Rząd i koalicja przedstawiają ustawę jako swój ogromny sukces w zwalczaniu „socjalnych przywilejów branżowych”, czyli takich, które się ludziom nie należą. Jeśli nawet uznamy, że „pomostówki” to właściwy krok w uporządkowaniu systemu emerytalnego i ubezpieczeniowego, to jednak wykonanie tego zadania przez PO i PSL nasuwa wiele wątpliwości i rodzi podejrzenie o czysto polityczne i marketingowe tło całej operacji. Platforma przy okazji ratuje swój nadwątlony wizerunek gospodarczych reformatorów w oczach zwłaszcza organizacji biznesowych, które od dawna nawołują do jak najszerszego cięcia wydatków socjalnych, które ma podobno pomóc gospodarce. Nic w tym przypadku bardziej błędnego.

Od 1 stycznia 2009 roku „pomostówki” mają być przyznawane jedynie osobom urodzonym po 1 stycznia 1948 r., które do 1 stycznia 1999 r. przepracowały co najmniej 15 lat w szczególnych warunkach albo wykonywały przez ten czas pracę o szczególnym charakterze. Będą mogły też wykonywać wskazane prace po 31 grudnia 2008 r., ale na warunkach określonych w nowej ustawie. Na osłodę tym, którzy utracą prawo do wcześniejszej emerytury, mają być wypłacane rekompensaty.

Na emeryturę pomostową kobiety będą mogły przechodzić w wieku 55 lat, a mężczyźni – 60 lat. Trzeba jednak także wykazać się odpowiednim stażem ubezpieczeniowym w ZUS: dla kobiet to 20 lat, dla mężczyzn – 25.

Te zasady nie wzbudzały sprzeciwu związków zawodowych, ponieważ najważniejszy był wykaz zawodów, które obejmuje nowa ustawa. Na liście jest kilkadziesiąt prac w szczególnych warunkach oraz o szczególnym charakterze, np. górnicy nafty i gazu, maszyniści, osoby pracujące przy urabianiu minerałów skalnych, hutnicy, zatrudnieni przy rozładunku i załadunku statków, na platformach wiertniczych, piloci, operatorzy żurawi i reaktorów jądrowych, personel domów pomocy społecznej, medycy z oddziałów psychiatrycznych oraz zespołów operacyjnych i anestezjologii (tylko w warunkach ostrego dyżuru) i ludzie wykonujący prace w temperaturze poniżej 0 stopni. Z listy usunięto za to nauczycieli (poza zatrudnionymi w szkolnictwie specjalnym) oraz większość pracowników kolei.


Niewielki zysk dla budżetu


Można się zastanawiać, co chciał osiągnąć rząd i koalicja, forsując ustawę o emeryturach pomostowych w takim kształcie. Jak pokazują badania, większość społeczeństwa krytycznie oceniła akurat tę ustawę, wbrew zaklęciom rządu. Donald Tusk, wspierany przez swoich ministrów i posłów, przekonywał, że jest to dobra ustawa, bo odbiera nienależne przywileje, na których finansowanie naszego państwa nie stać. Konkluzja: ludzie zamiast iść wcześnie na emeryturę, powinni pracować. Teza skądinąd słuszna, tylko że akurat w tym przypadku jest to argument fałszywy. Gdyby bowiem rząd był uczciwy wobec związkowców i pracowników, to powinien opracować kryteria medyczne, które decydowałyby o tym, kto może, a kto nie może skorzystać z „pomostówek”. Zamiast tego zastosowano mechaniczny przedział czasowy do 1999 roku i po nim, i wykreślono z katalogu pewne zawody. Tylko tak można było uzyskać bardzo dużą redukcję uprawnionych do tych świadczeń, na czym najbardziej rządowi zależało.

Tymczasem cała konstrukcja wcześniejszych czy pomostowych emerytur (nazwa ma akurat drugorzędne znaczenie) powinna się opierać właśnie na tym, iż takie świadczenia należą się ludziom, którzy z racji zdrowotnych nie powinni pracować do 60. lub 65. roku życia. Trudno bowiem oczekiwać od górnika czy pilota, że mając 65 lat, będzie wystarczająco sprawny, aby należycie i bezpiecznie wykonywać swój zawód. To samo dotyczy zresztą wielu innych profesji. Najlepiej byłoby więc, gdyby to lekarze specjaliści decydowali o tym, kto może przestać pracować przed osiągnięciem wieku emerytalnego. Państwo powinno „tylko” określić katalog takich zawodów ze wskazówkami, jakie czynniki mogą pozwalać na przyznanie danej osobie „pomostówki”.

Rząd twierdzi, że gdybyśmy nie zmienili ustawy, to uderzyłoby to w nasze finanse, gdyż budżet państwa musiałby wydawać na ten cel dodatkowo około 2 mld złotych rocznie. To jednak nie jest wcale duża suma! O wiele więcej co roku państwo daruje różnym przedsiębiorstwom w formie umorzeń podatkowych, nie wspominając już o dziurawym prawie, które zezwala na oszukiwanie fiskusa na wiele miliardów złotych rocznie. Gdyby tylko częściowo udało się ograniczyć szarą strefę, byłyby pieniądze i na „pomostówki”, i na wiele innych celów.

W dodatku błędne jest założenie, że wszyscy uprawnieni do wcześniejszych emerytur, gdy tylko nabędą takie prawo, od razu z niego skorzystają. Nie, ponieważ nie są to wcale wysokie wypłaty w stosunku do osiąganych wcześniej zarobków, zdecydowana większość z potencjalnych emerytów i tak będzie dalej pracować. „Pomostówka” będzie wypłacana rzeczywiście tym, którzy nie mogą dłużej pracować, bo nie pozwala im na to zdrowie. A wtedy nie wydamy dodatkowo z budżetu 2 mld zł, ale kilkaset milionów. Ponadto akurat awantura wokół „pomostówek” spowodowała, że na pewno wiele osób postanowiło przejść w tym roku szybciej na emeryturę, póki jeszcze mają do tego prawo. Gdyby nie straszak w postaci ustawy, dalej pracowaliby zawodowo i płacili składki i podatki.


A gdzie reforma?


Postępowanie koalicji jest nieuczciwe wobec przyszłych emerytów z tego też powodu, iż ustawa o „pomostówkach” to tylko epizod. Nie widać bowiem projektów, które miałyby w całości uporządkować system emerytalny. Rząd uparł się, aby zabrać rzekome przywileje nauczycielom i kolejarzom, ale jakoś nie słychać, aby miało dojść do zmiany zasad wpłacania emerytur dla służb mundurowych, co swego czasu próbował przeforsować rząd Jerzego Buzka, jednak ustawę zawetował prezydent Aleksander Kwaśniewski. Bo czy naprawdę każdy żołnierz zawodowy zasługuje na wczesną (już po 15 latach pracy) i wysoką emeryturę (może sięgnąć 75 proc. uposażenia, gdy „zwykły” emeryt ma gorsze zasady przeliczania pensji na świadczenie)? Wielu wojskowych służy w różnego rodzaju administracji, za biurkiem, a nie w garnizonach na stanowiskach liniowych. Poza tym jeśli społeczeństwo solidarnie ma ponosić koszty reform, które ponoć są niezbędne, to wypadałoby także nieco zmniejszyć przywileje dla służb mundurowych. Podobnie zresztą jest z sędziami i prokuratorami, którzy mają prawo do wysokich wcześniejszych emerytur (po 55 lub 60 latach pracy). Nie twierdzę, że należy im te przywileje zabrać, ale dlaczego rząd wziął się tylko za „pomostówki”, a te grupy zawodowe zostawił w spokoju? Bo są bardziej wpływowe? Co roku też przecież z naszych podatków dokładane są ogromne sumy do świadczeń dla emerytowanych wojskowych, policjantów czy sędziów, którzy w dodatku nie płacą także składek na ZUS, bo zwalnia ich z tego ustawa. I mamy uwierzyć, że tylko „pomostówki” są kulą u nogi państwowych finansów?

Rząd, który tak bardzo dba podobno o państwową kasę, jakoś niespecjalnie troszczy się o nasze pieniądze. Zabiera się części pracowników prawo do szybszego przechodzenia w stan spoczynku, bo mają żyć ze zgromadzonych oszczędności w funduszach emerytalnych, a jeśli będą pracować dłużej, to uzbierają też na wyższą emeryturę. Co jednak zrobił rząd, aby ukrócić faktyczny oligopol towarzystw emerytalnych, w większości należących do zagranicznych firm? Bo towarzystwa wcale ze sobą nie rywalizują, pobierają duże prowizje od zarządzania naszymi składkami, gdyż wiedzą, że i tak co roku będą do nich napływać tysiące nowych klientów, gdyż przynależność do jakiegoś otwartego funduszu emerytalnego jest obowiązkowa. Fundusz niewiele przy tym ryzykuje, ponieważ on zawsze zarobi na prowizjach, zaś przyszły emeryt takiej gwarancji nie ma, o czym świadczą choćby ostatnie spadki wartości naszych składek po krachu na giełdzie. Wartość naszego kapitału znacznie spadła, co odczują ci, którzy już niedługo jako pierwsi skorzystają z dobrodziejstw prywatnego oszczędzania na emeryturę.


Dołożyć związkowcom


Upór rządu i koalicji PO – PSL we wprowadzaniu ustawy o „pomostówkach” nie dziwi, jeśli weźmiemy pod uwagę fakt, że rządzącym chodziło przede wszystkim o osiągnięcie korzyści „pozabudżetowych”. Po pierwsze, Donald Tusk nie ulegając związkowcom, pokazał się jako gospodarczy liberał, walczący z „nieuzasadnionymi przywilejami socjalnymi”. Taki wizerunek jest premierowi potrzebny, gdyż lobby biznesowe (głównie tzw. wielki biznes) w ostatnim czasie bardzo ostro krytykowało rząd za brak reform. Tusk więc niedużo ryzykował, ponieważ związkowcy i tak z reguły nie darzą sympatią PO. Choć z drugiej strony ryzykowne było uderzenie akurat w nauczycieli, z których ogromna część poparła Platformę w ostatnich wyborach i teraz niektórzy „przejrzeli na oczy”. Ale interes walki ze związkami wziął mimo wszystko górę. Zresztą zarówno działacze „Solidarności”, OPZZ, jak i innych central mają świadomość istnienia niewypowiedzianej przez premiera wojny. I wiedzą też, że „pomostówki” to pierwszy etap niszczenia przez PO obecnego systemu socjalnego. Bo skoro rząd przeforsował tak kontrowersyjny projekt, to na pewno wkrótce weźmie się za inne ustawy pracownicze. Na pewno część z nich jest do zmiany czy nawet zniesienia, ale jeśli następne negocjacje będą toczone w takiej samej atmosferze, jak było to przy „pomostówkach”, to będziemy świadkami kolejnych protestów społecznych. Oczywiście rząd będzie uderzał w najsłabsze, najmniej wpływowe grupy, innych, o których wyżej wspominaliśmy, nie ruszając. Wyjątkiem jest tylko ustawa o emeryturach dla byłych funkcjonariuszy UB i SB, które parlament i rząd chcą ograniczyć. Ale najpierw poczekajmy na jej przyjęcie, ciekawe też, czy nie uchyli jej Trybunał Konstytucyjny.

Oprócz walki ze związkami zawodowymi, „ustawa pomostowa” została wykorzystana także do bieżącej walki z prezydentem. Lech Kaczyński zaproponował bardzo rozsądne rozwiązanie, aby wobec konfliktu rządu ze związkami na temat kształtu ustawy przedłużyć o 12 miesięcy – do końca 2009 roku – obowiązywanie dotychczasowych przepisów. Chodziło prezydentowi o to, aby dać czas rządowi i stronie społecznej na dogadanie się. Koalicja jednak prezydencki projekt odrzuciła w Sejmie w pierwszym czytaniu, a przeforsowała w szybkim tempie własny. Postawiła tym samym Lecha Kaczyńskiego pod ścianą: jak nie podpisze ustawy o „pomostówkach”, to od 1 stycznia 2009 roku wszyscy bez wyjątku stracą prawo do tych świadczeń, bo nie będzie podstawy prawej do ich wypłaty. To na prezydenta spadłoby całe odium takiej decyzji. Zatem Lech Kaczyński jest zmuszony ustawę podpisać, nawet jeśli uznaje ją za złą.

Prezydent znalazł się więc w bardzo dwuznacznej prawnie sytuacji, ponieważ koalicja PO – PSL praktycznie ograniczyła jego konstytucyjne uprawnienia. Ma on prawo teoretycznie zawetować ustawę, ale zważywszy na koszty społeczne takiej decyzji, trudno tę ewentualność brać pod uwagę. Oczywiście, rząd mógłby wrócić w razie weta do ustawy prezydenckiej wydłużającej obecne „pomostówki”, ale nie ma zamiaru tego zrobić. Na pewno rozpętałaby się w mediach w razie weta gigantyczna kampania antyprezydencka, wskazująca, że tylko Lech Kaczyński jest winien tej sytuacji. A przy okazji PO i PSL szantażują też lewicę, aby w razie potrzeby poparła odrzucenie weta, bo inaczej będzie winna wstrzymania przyznawania emerytur pomostowych.


Ratowanie twarzy


Jednak koalicja dość szybko przekonała się, że przeholowała z „pomostówkami” i próbuje szukać sposobów na osłabienie negatywnych skutków wywołanych przez tę sprawę dla wizerunku rządu. Uwidoczniły się też różnice wewnątrz koalicji, ponieważ PSL próbuje pokazywać bardziej socjalne niż PO oblicze. To dlatego minister pracy Jolanta Fedak (PSL) przedstawiła projekt objęcia wcześniejszymi emeryturami większą część nauczycieli. Natychmiast jednak spotkała ją kontra ze strony Zbigniewa Chlebowskiego, przewodniczącego klubu PO, choć i tak projekt Fedak nie był w pełni zadowalający dla nauczycieli. Ale Tusk wie, że coś trzeba z tym zrobić i dlatego rząd przygotowuje projekt ustawy przyznającej pedagogom specjalne świadczenia kompensacyjne w zamian za „pomostówki”. Mieliby je dostać nauczyciele urodzeni przed 1970 r., którzy przepracowali przy tablicy minimum 20 lat. Choć z takiej możliwości mogłoby skorzystać około 170-180 tys. nauczycieli, to trzeba sobie powiedzieć, że jest to tylko połowiczne rozwiązanie, które budżet będzie kosztowało stosunkowo niewiele – około 6,5 mld zł w ciągu 20 najbliższych lat. Ale ten przykład pokazuje, jak dobrym pomysłem była inicjatywa prezydenta Kaczyńskiego, żeby dopiero w 2009 roku przyjąć nową ustawę o „pomostówkach” i wykorzystać ten czas na dopracowanie projektu. Rząd tej cierpliwości nie wykazał i teraz na różne sposoby próbuje łagodzić gniew pracowników pozbawionych prawa do emerytur pomostowych. I tak reforma stała się własną karykaturą.


Krzysztof Losz
drukuj

Drogi Czytelniku naszego portalu,
każdego dnia – specjalnie dla Ciebie – publikujemy najważniejsze informacje z życia Kościoła i naszej Ojczyzny. Odważnie stajemy w obronie naszej wiary i nauki Kościoła. Jednak bez Twojej pomocy kontynuacja naszej misji będzie coraz trudniejsza. Dlatego prosimy Cię o pomoc.
Od pewnego czasu istnieje możliwość przekazywania online darów serca na Radio Maryja i Tv Trwam – za pomocą kart kredytowych, debetowych i innych elektronicznych form płatniczych. Prosimy o Twoje wsparcie
Redakcja portalu radiomaryja.pl