PiS: I co dalej?

Jan Maria Jackowski

Publikacja „Listu otwartego Ruchu Przełomu Narodowego do przywódców PiS” skłania do refleksji dotyczącej relacji tej partii do wyborców o orientacji chrześcijańskiej, konserwatywnej, patriotycznej, narodowej, solidarnościowej. To nie jest tak, jak twierdzą prominentni politycy Prawa i Sprawiedliwości, że ich ugrupowanie jest jedyną formacją prawicową w Polsce i realizuje postulaty środowisk katolickich. Dwuznaczna postawa kierownictwa tej partii wobec kwestii fundamentalnej – prawa do życia od poczęcia do naturalnej śmierci i poparcie dla eurotraktatu, który ogranicza suwerenność Polski i przyłącza nasz kraj do państwa o nazwie „Unia Europejska”, to nie drobne wpadki, ale sygnał ostrzegawczy.

Nie można zapominać, że masowe poparcie ludzi wierzących umożliwiły wybór Lecha Kaczyńskiego na urząd prezydenta Polski i rządy PiS w latach 2005-2007. Wyborcy uwierzyli w głoszony program i głosowali na kandydatów, którzy deklarowali, że będą ten program realizować. Dziś nawet prof. Jerzy Robert Nowak, przewodniczący Ruchu Przełomu Narodowego, który wielokrotnie deklarował poparcie dla polityki PiS, ma poważne wątpliwości. „List otwarty” Ruchu Przełomu Narodowego stanowi wierzchołek góry lodowej, bo w różnych środowiskach zatroskanych o przyszłość Polski, trwa ożywiona dyskusja. Jest stawiane kluczowe pytanie: miało być dobrze, a wyszło jak zwykle. Czy zatem eksperyment z PiS nie okazał się kolejną zawiedzioną nadzieją?

Niektórzy uważają, że poparcie dla Prawa i Sprawiedliwości odbyło się na „piękne oczy”, niejako „za darmo”, bez żadnych zobowiązań. Wyborcy o orientacji katolickiej i patriotycznej zostali wykorzystani do realizacji projektu, na który nie mieli potem żadnego wpływu. Dali głosy, które wyniosły braci Kaczyńskich na szczyty władzy, a gdy obaj uzyskali wpływ na sprawy kraju, zawiedli w decydujących momentach. Sceptycy zwracają uwagę, że partia ta nie jest taka jak nośne społecznie deklaracje jej liderów. Została niejako „oddelegowana” do zagospodarowania katolickiego elektoratu i ma pilnować, by nie powstało nic innego w tym wyjątkowo ważnym segmencie sceny politycznej w Polsce. Tworzy wrażenie, że realizuje postulaty katolików, ale w gruncie rzeczy odbywa się gra pozorów i spektakl hipokryzji z pokrętnym tłumaczeniem, że białe jest czarne, co ma uzasadnić, dlaczego np. nie można poprzeć zapisania w Konstytucji ochrony życia ludzkiego od poczęcia do naturalnej śmierci. O tym, że chodzi o zablokowanie wszelkich inicjatyw na prawo od PiS, mówił bez ogródek nie kto inny jak Ludwik Dorn, do niedawna główny ideolog tej formacji.

Błędem zatem był brak publicznych gwarancji, w tym gwarancji personalnych, że głoszony w toku kampanii wyborczej program rzeczywiście będzie wprowadzany w życie. W tym kontekście pojawiają się porównania z Akcją Wyborczą Solidarność. Co prawda rządy tej formacji z lat 1997-2001 są do dziś przez wielu negatywnie oceniane, ale przynajmniej z rekomendacji tego obozu politycznego wiele osób wiarygodnych, z dorobkiem, cenionych w środowiskach katolickich, dobrze znanych z kierowania się w życiu publicznym interesem narodowym, mogło pracować dla dobra Polski i zdobyło doświadczenie w pracy państwowej. A dziś? Kto nadaje ton w Kancelarii Prezydenta, czy osoby znane i cenione za jasne odwoływanie się do zbudowanej na fundamencie chrześcijańskim tradycji kultury polskiej? Czy po odejściu, na znak protestu wobec braku poparcia kierownictwa PiS dla prawnej ochrony życia ludzkiego od poczęcia, grupy polityków skupionych wokół Marka Jurka nie mamy do czynienia z promowaniem ludzi wygodnych dla kierownictwa PiS, ale bez wyrazistej postawy w kwestiach podstawowych? Dlaczego PiS, chcąc być reprezentantem prawicy, nie otwiera się na środowiska prawicowe, a wręcz przeciwnie opiera się na „wiernej gwardii” kierownictwa, co przypomina schyłkowy okres LPR, w którym grupka skupiona wokół Romana Giertycha oparła się na Młodzieży Wszechpolskiej i z partii wielonurtowej, mającej w swym najlepszym okresie poparcie ponad 16 procent wyborców, przekształciła tę formację w wodzowską monopartię?


Tak – tak, nie – nie


Trudno się nie zgodzić z wieloma elementami krytyki zawartymi w liście Ruchu Przełomu Narodowego. Czytamy w nim m.in.: „Niepokoił nas szokujący niekompetencją 'dwór’ prezydenta L. Kaczyńskiego, na czele z jawnie szkodzącą wewnętrznym i zewnętrznym interesom Polski Ewą Junczyk-Ziomecką. Bardzo duże wątpliwości budził w nas stan terenowego aparatu partyjnego PiS, którego przeważająca część była i jest zorientowana wyłącznie na usilne zabiegi o względy zwierzchników, a nie na powiększenie społeczno-politycznego zaplecza swej partii. W rezultacie nie potrafiono przyciągnąć i zagospodarować ogromnej części cennych ludzi ze starszych i średnich pokoleń w LPR, którzy opuścili tę partię zniesmaczeni postępowaniem Giertychowskiego kierownictwa. Częstokroć na to zamykanie się aparatczyków PiS przed napływem uzdolnionych ludzi z LPR i innych środowisk wpływał strach przed ewentualną konkurencją. Brak poszerzania zaplecza społeczno-politycznego dla rządów PiS był szczególnie groźny w sytuacji, gdy rządy te stały w obliczu skoncentrowanych przeciwdziałań wrogów reform. Byli oni i są bardzo mocno usadowieni w strukturach gospodarczych, w mediach, w sądownictwie, w Trybunale Konstytucyjnym i w Sądzie Najwyższym, wśród wielkiej części dziennikarzy i naukowców, panicznie bojących się gruntownej lustracji, a zwłaszcza pełnego otwarcia archiwów IPN. Dodajmy do tego inspirowaną przez 'donosy z Polski’ nagonkę na Kaczyńskich ze strony wielkiej części mediów zagranicznych. W obliczu tak wielu przeszkód i tak wielu wrogów tym większym błędem PiS okazał się wspomniany brak troski o stworzenie jak najszerszego zaplecza społecznego dla planowanych reform”.

W sytuacji braku otwarcia się na ludzi popierających projekt IV Rzeczypospolitej spoza osób wygodnych dla kierownictwa PiS być może chodziło o wymachiwanie szabelką, a nie rzeczywiste wprowadzenie zmian. W „Liście otwartym” krytyce zostały poddane także inne obszary działań PiS: „Nie zrealizowano na czas wielu spraw niecierpiących zwłoki. Między innymi nie wprowadzono jakiejś formy ustawy dekomunizacyjnej, nie pozbawiono uprzywilejowanych emerytur oficerów SB oraz stalinowskich sędziów i prokuratorów, nie dokonano uregulowania sprawy ksiąg wieczystych na Ziemiach Odzyskanych (…) Klęska wyborcza jak dotąd nie obudziła w pełni PiS. Należy oczywiście docenić pełnię wysiłków w kampanii b. premiera J. Kaczyńskiego w terenie, zmierzającej do umocnienia tożsamości i zwartości ideowej swojej partii. Nie idzie z tym jednak w parze, niestety, tak potrzebna gruntowna reforma struktur wewnętrznych PiS, postawienie w dużo większym stopniu na ludzi kompetentnych, a nie na potulnych aparatczyków, dla których 'dzień bez pochlebstw jest dniem straconym'”.

Negatywnie zostały również ocenione działania prezydenta. „W polityce zagranicznej – czytamy w „Liście otwartym” – prezydent Kaczyński zaznaczył się stosowaniem zasady 'jestem za, a nawet przeciw’ w sprawie traktatu lizbońskiego. Jego kolejne sprzeczne decyzje w tej kwestii, ciągłe wahania grożą zaprzepaszczeniem dla PiS prawdziwie wielkiej szansy. Szansy skupienia wokół siebie ogromnej rzeszy polskich przeciwników dyktatu brukselskiego i obrońców suwerenności Polski. Prawdziwie żałosną kompromitacją zaś było zachowanie się prezydenta L. Kaczyńskiego w sprawie obchodów 65-lecia ludobójstwa popełnionego na Polakach na Wołyniu i w Małopolsce Wschodniej przez ukraińskich nacjonalistów. Prezydent Kaczyński dołączył w tej sprawie do jakże niechlubnego zachowania premiera Tuska, całego rządu i parlamentu RP, które powstrzymały się od jakiegokolwiek udziału w obchodach tej tak ważnej, tragicznej rocznicy”.

Autorzy listu piszą również o wielu innych kwestiach. Zastanawia jednak, że w katalogu zaniechań i odejść od deklarowanego programu ani słowem nie wspomnieli o fundamentalnej kwestii ochrony życia i niechęci wprowadzenia polityki rodzinnej, co wobec zapaści demograficznej stawia pod znakiem zapytania przyszłość Polski. Swój list kończą jednak następującą i wymowną konkluzją: „PiS nie ma już zapewnionego raz na zawsze bezwarunkowego poparcia elektoratu antykomunistycznego. Takie poparcie było udzielane w poprzednich latach, ale pasmo błędów PiS sprawiło, że już na przyszłość takiego bezwarunkowego poparcia nie będzie. Ani dla PiS, ani dla prezydenta L. Kaczyńskiego. 'To se ne vrati’ – jak mówią nasi czescy przyjaciele. Teraz PiS musi sobie zasłużyć na takie poparcie i może je wywalczyć tylko całkowitą jednoznacznością, w myśl zasady 'tak-tak, nie-nie’. Decydującym sprawdzianem w tym względzie będzie zachowanie prezydenta L. Kaczyńskiego w sprawie traktatu lizbońskiego. Jeśli Kaczyński definitywnie poprze Irlandię i prezydenta Czech Vaclava Klausa w odrzuceniu traktatu lizbońskiego, to da jednoznaczny dowód swego opowiedzenia się za suwerennością Polski, za 'Europą narodów’. Jeśli natomiast ugnie się pod dyktatem Brukseli i podpisze się pod ratyfikacją traktatu, to zarazem poprzez szkodzące Polsce takie siły jak SLD i PO, straci zaufanie wśród prawicy narodowej. Apelujemy do PiS i prezydenta L. Kaczyńskiego, aby dokonali jednoznacznego wyboru na rzecz polskich interesów narodowych, na rzecz przyszłości suwerennej Polski”.


Państwo POPiS


Marek Jurek, komentując na łamach „Naszego Dziennika” w marcu br., przyczynę doprowadzenia przez kierownictwo PiS do skrócenia kadencji poprzedniego Sejmu (co spowodowało oddanie władzy w ręce PO), postawił następującą tezę. W tej decyzji chodziło przede wszystkim o umożliwienie ratyfikacji traktatu lizbońskiego. Były marszałek Sejmu słusznie zauważył, że znacznie trudniej byłoby uzyskać większość 2/3 dla ratyfikacji w parlamencie, w którym były znacznie silniejsze środowiska czytelnie odwołujące się do polskiego interesu narodowego i nienacechowane „kompleksem europejskim” oraz wasalną mentalnością wobec Brukseli.

I rzeczywiście PiS teoretycznie walczy z PO, ale w wielu kluczowych kwestiach, na przykład ratyfikacji eurotraktatu, zajmuje de facto podobne stanowisko. Obie partie łączy chęć zmajoryzowania polskiej sceny politycznej i niedopuszczenia do powstania konkurencji politycznej wobec nich. Robią to skutecznie i jak na razie cieszą się według badań demoskopijnych łącznym poparciem 3/4 Polaków. Ta taktyka przypomina trochę grę z „dobrym” i „złym” policjantem. „Dobry” się uśmiecha i mówi, że wszystko jest dobrze, „zły” krytykuje „dobrego”, by uzyskać większą wiarygodność, ale obaj, tworząc pozór wyboru, chcą zachować pełnię kontroli nad sytuacją. Platforma Obywatelska, według socjologów, wyraża interesy „zadowolonych” z kierunku przemian po 1989 roku, a Prawo i Sprawiedliwość reprezentuje „niezadowolonych”. Ale czy te obie partie posiadają wizję przyszłości Polski i programy jej realizacji na miarę wyzwań?

Wypowiedzi przedstawicieli obu ugrupowań zazwyczaj ograniczają się do zbioru haseł, pobożnych życzeń, a niekiedy komunałów i oczywistości. Pomimo obfitego finansowania partii politycznych z budżetu państwa, a więc z kieszeni podatnika, opinia publiczna nie poznała poglądów liderów obu środowisk dotyczących Polski na najbliższe dziesięciolecia. Pieniądze są wydawane na działania socjotechniczne i kampanie wyborcze, a nie na tworzenie poważnych ośrodków eksperckich, które stanowiłyby merytoryczne zaplecze.

Problemy Polski są w jakimś sensie pochodną problemów europejskich. Obszarami szczególnej troski są: demografia, migracja, model integracji europejskiej, liberalizacja rynków i globalizacja, ochrona środowiska, polityka bezpieczeństwa, polityka energetyczna. Warto zauważyć, że w Unii Europejskiej jest bardzo wyraźnie dostrzegana potrzeba wypracowania wizji przyszłości Europy do 2050 roku. Z inicjatywy Francji przywódcy państw unijnych powołali na szczycie w Brukseli w grudniu 2007 roku 9-osobową „grupę refleksji” („radę mędrców”) w sprawie przyszłości Unii Europejskiej. Tymczasem ani PiS, ani PO nie potrafią sobie poradzić z naprawą chorego systemu opieki zdrowotnej. PiS przez dwa lata miało okazję rządzić, ale w tej sprawie niewiele zostało zrobione. PO, która w kampanii reklamowała się jako partia przygotowana do rządzenia i mająca świetne kadry i konkretne rozwiązania, gdy objęła władzę – okazuje bezradność i nieumiejętność rozwiązania problemów. Pat w służbie zdrowia ujawnia z całą wyrazistością, że PO zmarnowała dwa lata w opozycji i nie przygotowała realnego programu uzdrowienia chorego systemu. Obnaża także słabość kadrową tej partii, która coraz bardziej jawi się jako ekipa nieprzygotowana do sprawowania realnej władzy.

Podobna jest sytuacja, jeżeli chodzi o przeciwdziałanie dramatycznej zapaści demograficznej w Polsce. Poprzedni rząd, co prawda mówił o tych sprawach, ale niewiele zrobił. Obecny – jak na razie – nawet niewiele mówi. Sprawa demografii ściśle wiąże się z migracją, ma olbrzymie konsekwencje polityczne, społeczne, a przede wszystkim gospodarcze na bliższą i dalszą przyszłość. Brak już wdrażanego programu przeciwdziałania starzeniu się społeczeństwa i wymierania Polski stanowi sygnał, że rządzący tym samym opowiadają się za masową migracją do Polski ludności ze Wschodu i Azji, co stawia nas przed nieodległą perspektywą wielokulturowego i wieloetnicznego społeczeństwa ze wszystkimi tego konsekwencjami. „Zima demograficzna” wiąże się również z zapaścią w ciągu kilku najbliższych lat systemu emerytalnego i systemu ochrony zdrowia. Ma także konsekwencje makroekonomiczne, bo te wszystkie czynniki spowodują konieczność podniesienia podatków oraz innych obowiązkowych i przymusowych danin publicznych, a także osłabią drastycznie konkurencyjność naszego kraju i dynamikę jego rozwoju.

Przedstawiciele PiS i PO nie mają pomysłu, jaki byłby najlepszy model integracji europejskiej i czym ma być Unia Europejska. Jak mantrę powtarzają w sposób oczywisty fałszywą i śmiertelnie groźną dla suwerenności Polski tezę, że traktat lizboński jest „korzystny dla Polski”. Zdecydowana większość z nich w ogóle nie przeczytała traktatu, a tak ochoczo i bezrefleksyjnie głosowała za jego ratyfikacją podczas pamiętnego głosowania w Sejmie. Dziś sytuacja polskich stoczni, którym ze strony Brukseli grozi zagłada, unaocznia „przedstawicielom narodu”, jak ogromną władzę nad Polską ma już obecnie Unia Europejska, a co dopiero będzie, gdyby traktat lizboński został wprowadzony.

Polska ciągle nie jest przygotowana do liberalizacji rynków i znoszenia barier między rynkami. W dzisiejszym świecie dominującą tendencją jest zmierzanie do nieograniczonego transferu siły roboczej, usług i towarów. Czas mija, a mimo zapowiedzi nadal nie został wdrożony nowoczesny i prorozwojowy system podatkowy oraz regulacje dotyczące przedsiębiorczości. Jesteśmy krajem zacofanym infrastrukturalnie i technologicznie. Gospodarka jest krępowana gąszczem nieżyciowych i antyrozwojowych przepisów oraz regulacji, a coraz szersze otwieranie się europejskiego rynku pracy spowodowało, że tracimy atut tańszej siły roboczej w Polsce i atrakcyjność inwestycji w naszym kraju spada. To, co mamy najcenniejszego – twórcza energia i inicjatywa Polaków są tamowane, a przynajmniej 2 miliony aktywnych i dynamicznych Polaków pracuje za granicą i pomnaża bogactwo innych krajów.

Ciągle nie jest znana długofalowa koncepcja budowania bezpieczeństwa energetycznego naszego kraju. Jesteśmy ulegli wobec Unii Europejskiej, która narzucając Polsce wysokie standardy ochrony środowiska, ogranicza nasz potencjał gospodarczy i próbuje mieć wpływ, jak w przypadku Rospudy, na kierunki rozwoju. Limity energii odnawialnej w ogólnym bilansie energetycznym kraju narzucone Polsce przez Brukselę za zgodą rządu PiS-owskiego spowoduje w niedalekiej przyszłości obowiązek zakupienia droższej „zielonej” energii w innym kraju, czyli uderzenie wszystkich Polaków po kieszeniach i zmniejszenie konkurencyjności Polski. Inny przykład. Już obecnie czeka nas drastyczna kilkudziesięcioprocentowa podwyżka cen cementu i innych materiałów budowlanych, co wiąże się z bardzo wysokimi kosztami dostosowania się do norm związanych z emisją dwutlenku węgla i innych gazów do atmosfery. Decyzja Komisji Europejskiej, narzucająca ograniczenie produkcji cementu i innych materiałów budowlanych, osłabi tempo inwestycji budowlanych. Polski rząd, jak na razie, nie podejmuje działań mających na celu przeciwdziałanie negatywnemu wpływowi wyższych cen cementu na sytuację w całym sektorze budownictwa, łącznie z programem budowy dróg i autostrad. A najbardziej stracą na tym odbiorcy końcowi, którzy za to wszystko będą musieli zapłacić, czyli my wszyscy.


Partnerstwo, mięso armatnie czy nowa formacja


Dziś rodzą się pytania, jaka jest przyszłość Prawa i Sprawiedliwości i czy wyborcy o orientacji katolickiej i patriotycznej będą nadal bezwarunkowo popierali to ugrupowanie? I, co ciekawe, PiS-owi, mimo wielu wątpliwości, ciągle udaje się utrzymać pozycję skutecznego wyraziciela prawicowej i katolickiej części wyborców. W dużej mierze za sprawą teorii „mniejszego zła”, czyli świadomości istnienia poważnych znaków zapytania, ale głoszenia tezy, że inni są jeszcze gorsi. Istotne też jest ugruntowane przekonanie o braku realnej alternatywy i postawa, że wobec zagrożenia ze strony liberałów i postkomunistów nie można „marnować głosu”.

Z drugiej strony, coraz bardziej widać, jak szkodliwe dla Polski okazało się unicestwienie Ligi Polskich Rodzin, która w wyniku piramidalnych błędów swoich liderów i braku ich odpowiedzialności za Polskę skazała się na samozagładę. Dziś nie ma zinstytucjonalizowanej siły politycznej, która wyraziście akcentowałaby w życiu publicznym konieczność obrony polskiego interesu narodowego. Liderzy Prawa i Sprawiedliwości nie ukrywali, że jednym z celów przedterminowych wyborów było trwałe wyeliminowanie tej formacji i przejęcie jej elektoratu, który w czasach najlepszych dla LPR, kiedy ta partia była wielonurtowa i wielośrodowiskowa, stanowił aż kilkanaście procent wszystkich wyborców w Polsce. I ten elektorat stanowi języczek u wagi, o niego toczy się bitwa, bo od niego zależy, kto będzie następnym prezydentem Polski i jaki będzie następny rząd.

I co dalej? Czy PiS uda się operacja „zagospodarowania” tego elektoratu? Jest na to szansa, ale pod warunkiem otwarcia się tej formacji na środowiska chrześcijańskie, patriotyczne, narodowe, konserwatywne oraz osoby darzone zaufaniem w tych środowiskach. Nie chodzi jednak o okazjonalną obecność w tej partii poszczególnych przedstawicieli tych środowisk (charakterystyczne, że w terenie działacze PiS są bardziej prawicowi niż w gremiach kierowniczych), ale statutowe zabezpieczenie realnego wpływu nurtu konserwatywno-narodowego na linię partii. Czy jest to możliwe w realiach funkcjonowania PiS jako partii wodzowskiej? Czy jest to możliwe w sytuacji, gdy naczelnym celem działania Jarosława Kaczyńskiego jest reelekcja Lecha Kaczyńskiego, wymagająca koncesji dla środowisk liberalnych i centrowych, w sytuacji gdy elektoratowi patriotycznemu i katolickiemu – który w PiS jest uważany za elektorat już „zdobyty”, więc „nie warto w niego inwestować” – rzuca się jedynie „ochłapy”.

Poza tym w PiS nurtem ideowym, który wydaje się posiadać duże wzięcie, jest przedwojenna sanacja. Lech Kaczyński po wyborach prezydenckich w 2005 roku był przyrównywany do Marszałka Piłsudskiego. Według mediów, plan sztabowców Kaczyńskiego na kampanię w 2010 roku można by określić jako projekt „Nowy Piłsudski”. (Z całym szacunkiem dla prezydenta, jakby nie oceniać Marszałka Józefa Piłsudskiego był on charyzmatycznym i niepowtarzalnym przywódcą, a z Lechem Kaczyńskim – jak spuentował to porównanie internauta – łączy go niechęć do Sikorskiego, tyle że Piłsudski nie tolerował późniejszego wybitnego premiera gen. Władysława Sikorskiego, a prezydent nie przepada za Radosławem Sikorskim). Historycznie rzecz ujmując, obóz sanacyjny w stosunku do świata katolickiego był nacechowany dużą dozą nieufności, dystansu i instrumentalnego podejścia. Kościół był traktowany jako przydatny, jeśli służył państwu, a katolicy byli tolerowani, jeśli byli posłusznymi obywatelami. Złożona sprawa ks. abp. Stanisława Wielgusa, w której czynniki państwowe podważyły decyzję Ojca Świętego Benedykta XVI o powołaniu tego hierarchy na stolicę arcybiskupią w Warszawie, daje wiele do myślenia i obrazowo ukazuje, jak jest rozumiany sensus Ecclesiae przez część elit politycznych.

Na marginesie należy zauważyć, że to historyczne dziedzictwo oraz niezrozumienie, na czym polega autonomia Kościoła względem państwa i wolność religijna obywateli, w niektórych środowiskach politycznych trwają do dziś. Z jednej strony, politycy lubią się fotografować z biskupami, bo myślą, że to daje im wiarygodność wśród wierzących wyborców, ale z drugiej, nie realizują postulatów katolickiej nauki społecznej, na które chętnie instrumentalnie się powołują. To z kolei wzbudza w części społeczeństwa postawy antyklerykalne wynikające z przekonania, że Kościół utożsamia się z władzą świecką bez względu na to, czy jej przedstawiciele w swoim publicznym działaniu kierują się chrześcijańską inspiracją i są wierni głoszonym wartościom w życiu osobistym.

Sytuacja jest dynamiczna. Jeżeli nie będzie możliwe poszerzenie PiS, to nie jest wykluczone, że powstanie nowa formacja polityczna o obliczu konserwatywno-narodowym. Obecnie środowiska są rozbite, jedni uważają, że trzeba mimo wszystko inwestować w Prawo i Sprawiedliwość, inni – że nie ma woli partnerstwa, tylko tendencja do zawłaszczenia patriotycznego i katolickiego elektoratu i nie uda się stworzyć wspólnego obozu na zasadach współdecydowania. Wybory do Parlamentu Europejskiego, które odbędą się już za 10 miesięcy, będą sprzyjały krystalizacji sytuacji. Od mądrości liderów i osób kształtujących opinię katolicką oraz od roztropności wyborców będzie zależało, czy patriotyczny i katolicki elektorat będzie używany jako „mięso armatnie” wykorzystywane do degradacji Polski, czy też zostanie stworzona płaszczyzna publicznego działania, która da temu elektoratowi podmiotowość i możliwość partnerskiego uczestniczenia w budowaniu Rzeczypospolitej na miarę wyzwań obecnych czasów.

drukuj

Drogi Czytelniku naszego portalu,
każdego dnia – specjalnie dla Ciebie – publikujemy najważniejsze informacje z życia Kościoła i naszej Ojczyzny. Odważnie stajemy w obronie naszej wiary i nauki Kościoła. Jednak bez Twojej pomocy kontynuacja naszej misji będzie coraz trudniejsza. Dlatego prosimy Cię o pomoc.
Od pewnego czasu istnieje możliwość przekazywania online darów serca na Radio Maryja i Tv Trwam – za pomocą kart kredytowych, debetowych i innych elektronicznych form płatniczych. Prosimy o Twoje wsparcie
Redakcja portalu radiomaryja.pl