Nieznane wydarzenia w Brzegu 26 maja 1966 r. – Kryptonim „Obrońca wiary”

Gdy około godziny 7.00, rankiem, 26 maja 1966 r. rozległ się dzwon z kościelnej
wieży, ludzie zaczęli zbiegać się na plac Zamkowy przed parafialnym kościołem
w Brzegu. W ciągu niespełna godziny zgromadziło się tam ponad 2 tysiące
osób, przeważnie kobiet, dzieci i młodzieży szkolnej. Z kościoła wyniesiono
w procesji
krzyż i sztandary, które zaniesiono pod budynek wikarówki, gdzie mieściła
się salka katechetyczna i pokoje księży. Wkrótce na placu pojawiły się pierwsze
oddziały ZOMO.

Na ich widok ludzie zaczęli śpiewać hymn i pieśni religijne. ZOMO przystąpiło
do pacyfikacji za pomocą pałek i gazu. W pewnym momencie granat z gazem
uderzył w wózek z małym dzieckiem i wtedy rozpoczęło się piekło. Na zomowców
posypały
się kamienie. Ludzie zaczęli się bronić, chwytać milicjantów za tarcze
i odbijać ciosy. Część uciekła ul. Zamkową w kierunku Rynku. Zomowcy
pałowali wszystkich
bez względu na wiek i płeć. Z okien ludzie zaczęli krzyczeć "bandyci",
"gestapo". Wkrótce posypały się butelki, klucze, różne twarde przedmioty.
Tak rozpoczął
się w Brzegu dzień 26 maja 1966 roku.

Geneza konfliktu
Wydarzenia w Brzegu z maja 1966 r. były kulminacyjnym momentem konfrontacji
między komunistycznym państwem a Kościołem w okresie gomułkowskim, rozwijającym
się od czasu rozpoczęcia przez Prymasa Stefana Wyszyńskiego Wielkiej Nowenny,
która miała przygotować Naród Polski na obchody 1000-lecia chrztu Polski.
Już w 1958 r. Władysław Gomułka zapowiedział nową ofensywę ideologiczno-propagandową,
mającą na celu laicyzację społeczeństwa. Zakładała ona podjęcie całej gamy
działań, których celem było zredukowanie wpływów Kościoła w tych obszarach,
gdzie obecność jego była szczególnie silna i zakorzeniona, a więc przede
wszystkim w szpitalach, ośrodkach zdrowia i szkołach. Rozpoczęto akcję wysiedlania
sióstr zakonnych z budynków przylegających lub znajdujących się na terenie
szpitali, uniemożliwiano chorym uczestnictwo we Mszy św., kapelanom utrudniano
udzielanie chorym sakramentów.
W 1959 r. rozpoczęła się nowa fala represji wobec Kościoła i duchowieństwa.
23 kwietnia 1959 r. minister gospodarki komunalnej wydał okólnik uznający wszelkie
mienie poniemieckie należące do Kościoła za własność państwową. Umożliwiał
on nakładanie czynszów i podatków na duchowieństwo od lokali, kościołów i kaplic,
których wysokość przekraczała niejednokrotnie ich możliwości finansowe. Księża
musieli ponadto płacić tzw. podatek kawalerski. Prymas i biskupi polscy uznali
to za nieuprawnioną szykanę wobec Kościoła i zakazali zawierania umów o najem
lub dzierżawę budynków należących do Kościoła. Zakazano również proboszczom
pod sankcją kary kościelnej przedstawiania organom władzy ksiąg inwentarzowych
i rejestrowania punktów katechetycznych. Spowodowało to powstawanie "zaległości
podatkowych" urastających do milionowych kwot oraz nakładanie różnego rodzaju
kar i grzywien, głównie na proboszczów i dziekanów. Szykany te miały pomóc
władzom komunistycznym w rozbiciu jedności wewnętrznej Kościoła, wymusić na
duchowieństwie parafialnym złamanie posłuszeństwa wobec biskupów i uniemożliwić
im faktyczne kierowanie Kościołem.
Księża stanęli wobec trudnego wyboru. Odmowa zawierania umów dzierżawnych i
bojkot podatków narażały ich na konfiskatę mienia i różnego rodzaju represje,
które władze zaczęły stosować jako rekompensaty za zaległe podatki. Poddanie
się presji komunistycznej oznaczało jednak złamanie ślubów posłuszeństwa i
kolizję z własnym sumieniem, a także groziło sankcjami kościelnymi ze strony
przełożonych. Nie wszyscy księża okazali się na tyle silni, by wytrwać w oporze
wobec takiego nacisku. Wielu poddało się i dla "świętego spokoju" zawarli potajemnie
umowy o najem mienia kościelnego, uzyskując w zamian niskie stawki czynszu,
rejestrowali też punkty katechetyczne.
Byli jednak i tacy, którzy mimo presji i szykan nie dali się złamać i z całą
konsekwencją trwali w posłuszeństwie wobec swych zwierzchników. Do takich księży
należał w województwie opolskim niewątpliwie ks. Kazimierz Makarski – proboszcz
parafii pw. Podwyższenia Świętego Krzyża w Brzegu i dziekan brzeski.

Wróg komunizmu nr 1
Ksiądz Kazimierz Makarski urodził się w Kołomyi na dawnych Kresach Rzeczpospolitej,
w rodzinie robotniczej. Seminarium duchowne ukończył w 1938 r. we Lwowie
i w tejże diecezji objął swą pierwszą parafię w Kamionce Strumiłowej. Od
początku dał się poznać jako gorący patriota i gorliwy duszpasterz, co spowodowało,
że w czasie wojny otrzymał dwa wyroki śmierci od ukraińskich nacjonalistów
i Sowietów. W 1945 r. wraz ze swymi parafianami przybył na Ziemie Odzyskane
i powierzono mu niewielką parafię w Kuźnicy Świdnickiej na terenie archidiecezji
wrocławskiej. Lecz jeszcze w tym samym roku objął parafię we wsi Domaniów
pod Oławą.
Działalność duszpasterska ks. Makarskiego i wpływ, jaki wywierał na parafian,
zwróciły uwagę miejscowych organów komunistycznej bezpieki. W opinii na jego
temat, sporządzonej w 1955 r., można przeczytać: "(…) Wymieniony posiada
jezuicki sposób przyciągania wokół siebie młodzieży, czego dowodem jest, że
młodzież gromady Domaniów, mimo posiadania dogodnych warunków, nie korzysta
z wzorcowej świetlicy gromadzkiej, a gromadzi się wokół księdza, który z młodzieżą
tą nie gardzi nawet grać w piłkę. Oddziaływanie tegoż księdza na mieszkańców
tejże parafii jest tak dalece wysokie, że w roku 1952 kierownictwo Komitetu
Powiatowego zmuszone było dokonać zmian kierowników jednostek gospodarczych
i spółdzielczych, znajdujących się w gr. Domaniów. Powyższe nastąpiło na skutek
tego, iż kierownictwo gminy, nie wykluczając komendanta posterunku M.O., opanowane
zostało całkowicie przez tegoż księdza, zaś istniejąca tam spółdzielnia produkcyjna,
mimo dużej ilości członków, zalicza się do jednej z gorszych, dowodem czego
jest to, że 15 członków tejże spółdzielni złożyło podanie o wystąpienie ze
spółdzielni".
Po zmianach 1956 r. i objęciu władzy nad archidiecezją wrocławską przez ks.
bp. Bolesława Kominka
ks. Kazimierz Makarski został przeniesiony z Domaniowa do Brzegu i objął tam
placówkę jako proboszcz i dziekan. Już w 1957 r. władze bezpieki nie były z
tego powodu zadowolone. Poprzedni proboszcz i dziekan spełniał wszystkie życzenia
władz komunistycznych, brał udział we wszelkich akcjach organizowanych przez
władze komunistyczne wobec Kościoła, był ponadto zarejestrowany jako współpracownik
pod kryptonimem "Promień". Dekanat brzeski wydawał się więc zupełnie opanowany
przez władze. Teraz to wszystko miało się zmienić. W "Charakterystyce kontrwywiadowczej
Powiatu Brzeskiego z 1958 r." ks. Makarskiego określono jako "sfanatyzowanego
klerykała, ślepo posłusznego poleceniom i zarządzeniom Kurii biskupiej we Wrocławiu".
Ksiądz Kazimierz Makarski od samego bowiem początku starał się nie tylko spełniać
swe obowiązki, ale również odzyskać wpływ na te sfery społeczne, które były
przez władze separowane od Kościoła i religii. Szczególną wagę przykładał do
organizacji harcerskiej, z której chciano stworzyć kuźnię kadr, z tego powodu
młodzież poddawana tam była szczególnie intensywnej indoktrynacji. Dziekan
i proboszcz brzeskiej parafii, nie mogąc wywierać bezpośrednio wpływu na harcerstwo,
starał się oddziaływać przez katechezę, konfesjonał i oddanych sobie ludzi,
by jak się wyraził: "szyld harcerstwa pozostał czerwony, a serce każdego harcerza
było białe – Chrystusowe".
Jednym z ważniejszych problemów, z jakim spotkał się ks. Makarski na samym
początku swej pracy w Brzegu, były działania opolskiej organizacji PAX, których
celem było założenie własnego koła na terenie miasta. Znalazło się kilka osób,
które nieświadome genezy stowarzyszenia były chętne do tworzenia jego brzeskiej
filii. Ksiądz Makarski nie zamierzał czekać bezczynnie. Wcześniej dowiedział
się o osobach, które zgłosiły swój akces do Komitetu Organizacyjnego – z każdą
z nich odbył rozmowę w cztery oczy. Skutek był taki, że na następne spotkanie
organizacyjne PAX-u w Brzegu nikt już nie przyszedł.
Obiektem zainteresowania ks. Makarskiego były również szeregi partyjne. Starał
się zdobyć informacje nie tylko o światopoglądzie członków partii satelickich
ZSL i SD, ale również o szeregowych członkach PZPR. Zdawał sobie sprawę, że
ogromna większość z nich to ludzie wierzący, a członkostwo w komunistycznej
partii wynika z oportunizmu. A była to sprawa ważna, gdyż chodziło o realizację
decyzji Świętego Oficjum zakazującej katolikom pod karą ekskomuniki działalności
w partii komunistycznej i możliwej wskutek tego odmowy udzielania im posług
religijnych.
Takie działania spowodowały, że władze bezpieki uznały ks. Makarskiego za wroga
nr 1 komunizmu na terenie Brzegu i założyły sprawę ewidencji obserwacyjnej
pod kryptonimem "Obrońca wiary". Oznaczało to rozpoczęcie systematycznej inwigilacji
za pomocą sieci agenturalnej i środków technicznych. Najważniejszym informatorem
w sprawie ks. Kazimierza Makarskiego okazał się jego bliski znajomy, pracownik
państwowy. Miał on wykształcenie teologiczne, lecz nie przyjął święceń i pozostał
w stanie świeckim. Studiował jednak teologię z samym Prymasem Wyszyńskim i
był jego znajomym, w związku z czym miał u księży wielkie poważanie i często
gościł w brzeskiej plebanii. Nadano mu kryptonim "Skowron". Niezależnie od
niego "po zagadnieniu kleru" pracowało na terenie dekanatu brzeskiego jeszcze
kilku TW o pseudonimach: "Mietek", "Kwiatek", "Czarny", "Belweder", "Kowalski"
(ksiądz z dekanatu brzeskiego) i "Antoni". Najbardziej wartościowym TW był
jednak "Skowron", który przynajmniej raz na tydzień składał szczegółowy meldunek
z rozmów z ks. Makarskim oraz o wszystkim, czego dowiedział się od innych księży
o jego działalności.

Szykany i represje
Poglądy, a w jeszcze większym stopniu działalność duszpasterska ks. Kazimierza
Makarskiego spowodowały różnego rodzaju działania operacyjne komunistycznej
bezpieki i akcje represyjne, podejmowane z inicjatywy podległych jej władz
administracyjnych. Księdzu nakazano podpisanie umów o najem budynków kościelnych,
plebanii, domu Sióstr Szarytek, budynku "wikarówki", gdzie odbywały się lekcje
religii. Wezwano go też do przedstawienia ksiąg inwentarzowych i do rejestracji
punktów katechetycznych.
Ksiądz Makarski na te wezwania miał zawsze tę samą, jednoznaczną odpowiedź:
"Punktów nie zarejestruję i sprawozdań z nich nie złożę, gdyż mam w tej sprawie
wyraźny zakaz Kurii". Spowodowało to nakładanie kar pieniężnych, które kapłan
konsekwentnie ignorował. Zajmowano mu różne sprzęty, jak telewizor, samochód,
lecz nie zdołano złamać jego oporu. Miejscowych aparatczyków irytowała aktywność
ks. Makarskiego i oddziaływanie na mieszkańców. Pod jego wpływem, jak informowała
w tajnych raportach bezpieka, w latach 1959-1960 rodzice zaczęli pisać petycje
domagające się przywrócenia nauczania religii w szkołach i krzyży w pomieszczeniach
szkolnych. Aby uczulić rodziców na kwestię nauki religii, ks. Makarski nie
wahał się dokonać swego rodzaju manifestacji. Nad drzwiami kościoła kazał umieścić
olbrzymi napis: "Chrystus cię zaklina, historia osądzi, ojcze i matko, masz
święty obowiązek posyłać swoje dzieci na naukę religii". Został on zdjęty dopiero
po ostrej interwencji Prezydium Powiatowej Rady Narodowej.
Taka postawa zjednała księdzu powszechny autorytet i szacunek. Większość mieszkańców
powiatu brzeskiego posyłała swe dzieci na religię do punktów katechetycznych.
Według tajnych raportów bezpieki, Brzeg pod tym względem przodował w województwie
opolskim, gdyż na katechezę na początku lat 60. uczęszczało 76 proc. dzieci
i młodzieży szkół średnich, przy średniej wojewódzkiej około 36 procent. Taka
sytuacja dla partyjnych kacyków na terenie Brzegu była nie do zniesienia. Brak
wyników, którymi mogliby się pochwalić przed zwierzchnikami w KW, osłabiał
ich pozycję i utrudniał awans. Tym bardziej że nauczający religii w tym czasie
ks. Kazimierz Nawrotek według raportów SB: "(…) wygłaszał cykle kazań na
temat wychowania młodzieży przez Kościół, których treść podważała zasady moralności
i wychowania socjalistycznego. W bieżącym [1964 r.] roku na nauce religii przedstawiał
w złym świetle stosunki polityczno-gospodarcze w Polsce. Wypożyczał uczniom
książki o treści antysocjalistycznej".
Zaczęto więc na wszystkie sposoby nękać ks. Makarskiego i utrudniać jego działanie.
Przejawiało się to głównie wezwaniami do zapłacenia zaległych podatków, groźbami
przed dopuszczaniem sióstr zakonnych do nauczania religii, a nade wszystko
w utrudnianiu odbudowy drugiego kościoła na terenie Brzegu, gotyckiej świątyni
pw. św. Mikołaja. Jej odbudowę ks. bp Bolesław Kominek traktował priorytetowo.
Kuria pomagała finansowo ze środków własnych i polonijnych. Władze terenowe
utrudniały jednak zdobycie materiałów budowlanych, odwlekały decyzje z niezbędnymi
pozwoleniami. Bezpieka nie pozwalała prowadzić zbiórki pieniędzy wśród parafian
brzeskich, szykanowała znajomych i przyjaciół księży pod pretekstem, że jest
to "aktyw klerykalny", który "szerzy ducha katolickiego" i "namawia do życia
kościelnego". Utrudniono nawet transport organów przesłanych z Kanady dla kościoła.
Kierowca ciężarówki, który miał je przywieźć tzw. okazją z portu w Gdyni, został
postraszony przez SB karą.
Wszystkie te działania wydawały się jednak niewystarczające dla złamania oporu
brzeskiego dziekana. Dlatego Kolektyw ds. Kleru przy KW PZPR w Opolu na posiedzeniu
25 października 1965 r. postanowił dokonać przejęcia budynku tzw. wikarówki,
gdzie mieściła się salka katechetyczna i pokoje księży wikarych. Pretekstem
do tego miały być zaległości podatkowe i konieczność założenia na terenie miasta
nowej przychodni zdrowia.
Biorąc pod uwagę możliwe protesty mieszkańców, 16 kwietnia 1966 r. Wojewódzka
Rada Narodowa w Opolu podjęła uchwałę o wprowadzeniu na terenie województwa
na okres
6 miesięcy przyśpieszonego postępowania w sprawach o organizację i udział w
nielegalnych zgromadzeniach. 25 kwietnia wikarym i rodzinom zamieszkującym
"wikarówkę" wręczono nakazy przekwaterowania. Rodziny wyprowadziły się do lokali
zastępczych, lecz księża wikarzy otrzymali nakaz przeprowadzki do ks. Kazimierza
Makarskiego, który mieszkał w domu przy kancelarii parafialnej. W związku z
tym złożyli odwołania, które zostały przez ówczesne władze miejskie odrzucone.
17 maja wręczono wikarym zarządzenia egzekucyjne.

Pacyfikacja brzeska 25-27
maja 1966 roku

Eksmisja księży z "wikarówki" nie mogła pozostać długo tajemnicą.
Zresztą brzescy kapłani poinformowali parafian o decyzji władz, poprosili o
modlitwę
i duchowe wsparcie. Rozpoczęli jednocześnie rozmowy z władzami w celu anulowania
lub odwleczenia w czasie wykonania decyzji, by mogli sobie przygotować lokale
mieszkalne. Władze miejskie jednak nie poszły na żadne ustępstwa wobec Kościoła.
Oburzeni mieszkańcy miasta zdecydowali się podjąć obronę kapłanów.
Ludzie samorzutnie zorganizowali pikiety przed "wikarówką" i umówili się, że
na odgłos kościelnych dzwonów przybędą pod budynek, by zademonstrować swe poparcie
dla Kościoła i wpłynąć w ten sposób na władzę, by wycofała się z podjętych
decyzji. Do pierwszego, fałszywego, jak się okazało, alarmu doszło już 24 maja.
Gdy w porze popołudniowej, w związku z pogrzebem rozległy się dzwony, na plac
Zamkowy pod kościołem przyszło kilkaset osób. Funkcjonariusze MO nawoływali
ludzi do rozejścia się, lecz władze przez to poznały, że eksmisja może spowodować
opór społeczny i do jej uskutecznienia potrzebne są większe siły. Do Brzegu
zostały ściągnięte kompanie ZOMO z Opola, Wrocławia i Katowic, zmobilizowano
funkcjonariuszy SB z Brzegu i Opola oraz Straż Pożarną. W stan gotowości postawiono
karetki pogotowia w brzeskim szpitalu. W więzieniu opróżniono 100 miejsc dla
ewentualnych aresztantów.
W godzinach popołudniowych
25 maja rozpoczęły się znów pikiety. Około godz. 22.30 patrole MO i ZOMO rozpoczęły
oczyszczanie placu z pikietujących. Wówczas doszło do pierwszych starć. Gdy
kobiety nie chciały się rozejść, zaczęto je siłą wprowadzać do milicyjnych
więźniarek. Jedna z nich, broniąc się, uderzyła zomowca parasolem po głowie.
Zatrzymano w tym dniu 22 osoby. Około godz. 23.00 Lesław Osękowski wracał z
trzeciej zmiany do domu. Na placu Zamkowym został zatrzymany i bestialsko pobity.
Zdołał się wyrwać, lecz do domu już nie mógł dojść.
Eksmisja miała odbyć się w czwartek 26 maja. Już od godz. 5.00 rano postawiono
w stan gotowości wszystkie służby. Do Brzegu przybyli funkcjonariusze z KW
MO w Opolu, Prokuratury Wojewódzkiej i KW PZPR. W budynku partii (obecnie gmach
BGŻ) przy ul. Planty stworzono tzw. sztab zabezpieczenia. Funkcjonariusze SB
otrzymali za zadanie unieruchomienie dzwonów kościelnych. Na Mszy św. o godz.
6.15 w kościele była cała piątka brzeskich wikarych. W kościele znajdowało
się ponad sto osób, co zwykle rano się nie zdarza. Gdy kobiety przy chórze
zobaczyły dwóch mężczyzn usiłujących odciąć sznury dzwonów, próbowały ich powstrzymać.
Jedną z nich pobito. To zelektryzowało pozostałych wiernych, esbecy zostali
pobici i usunięci. Jednego z nich rozwścieczone kobiety goniły daleko poza
kościołem, bijąc po głowie swymi szpilkami.
Zgodnie z planem, rozległo się bicie w dzwony. Na ich odgłos kto mógł, biegł
pod kościół. Wkrótce na placu Zamkowym znalazło się ponad 2 tysiące osób. Z
kościoła ludzie wyszli w procesji z krzyżem i sztandarami, śpiewając pieśni
religijne i patriotyczne. Ustawili się przed budynkiem "wikarówki". Około godz.
8.30 ZOMO rozpoczęło operację usuwania zgromadzonych ludzi.
Za pomocą tarcz i pałek zaczęto spychać obrońców "wikarówki" poza teren placu
Zamkowego. Rozwścieczeni zomowcy bili wszystkich: kobiety, dzieci, starców.
Rzucali petardy z gazem. Jedna z nich wpadła do wózka z małym dzieckiem. Ludzie
zaczęli odrzucać petardy i kamienie w stronę zomowców. Kobiety sypały w twarze
solą i pieprzem. Mężczyźni chwytali zomowców za tarcze. Odbijali ciosy, kto
jak mógł. Wkrótce gaz rozproszył ludzi. Część z nich wycofała się ul. Zamkową
w kierunku Rynku. Tam ponownie zebrał się tłum. Na zomowców atakujących ludzi
posypały się z okien wyzwiska: "bandyci", "gestapo", "hitlerowcy". Ludzie zaczęli
rzucać z okien butelki, różne twarde przedmioty, nawet maszynki do mięsa, wylewać
wodę, kwas, pomyje. Około godz. 9.00 ZOMO zdołało się rozprawić z tłumem w
Rynku, również używając gazu. Wtedy drzwi "wikarówki" zostały wyłamane, a ekipa
robotników wyrzuciła rzeczy i sprzęty księży wikarych na plebanię ks. proboszcza
Makarskiego.
Władze obawiały się, by na odgłos petard robotnicy nie wyszli z zakładów, a
młodzież ze szkół. Nakazano wzmożenie dyscypliny i wprowadzenie bezwzględnego
zakazu wychodzenia z zakładu w trakcie pracy. Z jednej ze szkół podstawowych
na plac Zamkowy wymknęło się ponad 200 uczniów. W zakładach pracy urządzono
masówki z udziałem lektorów z KW i KP PZPR, ale działacze partyjni zostali
wygwizdani. W NZPT "Olejarnia" ludzie zaczęli śpiewać pieśni religijne.
Nowe rozruchy rozpoczęły się w godzinach popołudniowych. Zostały wywołane prowokacyjnym
zachowaniem zomowców, którzy bili ludzi, zwłaszcza młodych, jeśli rozmawiali
w grupach. Wspomniany Lesław Osękowski został powtórnie pobity, gdy szedł do
domu ze zwolnieniem lekarskim. Zomowiec podarł zwolnienie na jego oczach i
zaczął go bić. Gdy Osękowski zaczął uciekać w kierunku domu, zomowcy rzucili
się w pogoń. Na podwórzu pobito go po raz drugi.
Najintensywniejsze walki miały miejsce jednak wieczorem. Na Mszy św. wieczornej
i nabożeństwie majowym zebrały się rzesze ludzi, które szczelnie wypełniły
kościół i plac Zamkowy. Po przejściu księży z kościoła na plebanię na widok
zomowców młodzież zaczęła rzucać w nich kamieniami. W odpowiedzi ZOMO rzuciło
petardy z gazem i zaatakowało ludzi pałkami. Po kilkunastu minutach demonstrantów
usunięto z placu. Ale zamieszki przeniosły się do innych części miasta, aż
do dworca PKP. Na ul. Polskiej młodzież zbudowała prowizoryczną barykadę z
kubłów na śmieci i zatrzymała nią kolumnę samochodów milicyjnych. Z okien i
podwórzy posypały się cegły i kamienie. Jeden z samochodów został zniszczony.
Ofiarą padła również witryna pobliskiego sklepu. W ferworze walki zomowcy wtargnęli
do siedziby ZMS i pobili aktywistę tej organizacji. Walki zakończyły się dopiero
po zapadnięciu zmroku.

Represje
Opór społeczeństwa wobec komunistycznych władz spowodował represje karne. Według
oficjalnych danych, w trakcie rozruchów zatrzymano 82 osoby. W rzeczywistości
mogło być ich znacznie więcej. Według relacji świadków, wiele osób wywieziono
kilka kilometrów poza Brzeg, skąd zmuszone były wracać pieszo do miasta.
Świadczyło to o braku miejsca dla zatrzymanych. Aresztowani byli niejednokrotnie
bici w trakcie zatrzymania i przesłuchania. Wiele osób zostało poszkodowanych
w wyniku użycia petard z gazem. Wielu mieszkańców zatrzymano kilka dni lub
nawet tygodni po rozruchach, gdy zdołano ich zidentyfikować po zdjęciach
wykonanych przez esbeków w tłumie. Z oficjalnych danych wynika, że 7 osób
zostało skazanych na kilkuletnie więzienie: od
2 i pół roku do pół roku więzienia. Były to jednak osoby aresztowane w trakcie
zajść lub wkrótce po nich. Brak jest informacji o aresztowaniach w okresie
późniejszym, a takie również się zdarzały. Cztery osoby odpowiadały przed sądem
dla nieletnich. Na kary grzywny od 350 do 2400 zł skazano 28 osób. Sądy i Kolegium
Karno-Administracyjne otrzymały wytyczne, by zasądzać wysokie wyroki. W razie
uniewinnienia lub orzeczenia zbyt niskiej kary prokurator wojewódzki wnosił
rewizję wyroku, uzyskując zazwyczaj jego podwyższenie. Po zakończeniu zajść
SB rozpoczęło permanentną perlustrację korespondencji wychodzącej z Brzegu.
Otwarto około tysiąca listów. Za przedstawienie relacji o zajściach zgodnej
z prawdą jeden z mieszkańców Piotr Ejnenberg skazany został na półtora roku
więzienia.
W okresie między czerwcem 1956 r. a marcem 1968 r. rozruchy brzeskie były najostrzejszą
konfrontacją reżymu komunistycznego ze społeczeństwem.

Janusz Jakubów

Artykuł jest streszczeniem przygotowywanej do druku publikacji opartej na
aktach Instytutu Pamięci Narodowej we Wrocławiu oraz Wojewódzkiego Archiwum
Państwowego w Opolu:

1. Teczka obiektowa krypt. "RZYM"
2. Akta ks. Kazimierza Makarskiego
3. Charakterystyki kontrwywiadowcze powiatu brzeskiego z lat 1958-1967
4. Sprawozdanie z zajść brzeskich 26 maja 1966 r.
5. Komitet Wojewódzki PZPR w Opolu, Wydział Administracyjny
6. Komitet Powiatowy PZPR w Brzegu. Wydział Organizacyjny oraz relacje świadków.

drukuj

Drogi Czytelniku naszego portalu,
każdego dnia – specjalnie dla Ciebie – publikujemy najważniejsze informacje z życia Kościoła i naszej Ojczyzny. Odważnie stajemy w obronie naszej wiary i nauki Kościoła. Jednak bez Twojej pomocy kontynuacja naszej misji będzie coraz trudniejsza. Dlatego prosimy Cię o pomoc.
Od pewnego czasu istnieje możliwość przekazywania online darów serca na Radio Maryja i Tv Trwam – za pomocą kart kredytowych, debetowych i innych elektronicznych form płatniczych. Prosimy o Twoje wsparcie
Redakcja portalu radiomaryja.pl