Niechciany traktat?

Z badań brytyjskiego instytutu Open Europe opublikowanych w marcu 2007 roku wynika, że w każdym kraju Unii Europejskiej odsetek ankietowanych opowiadających się za przeprowadzeniem referendum w sprawie nowego unijnego traktatu przekracza 54 procent. W przypadku Polski wynosi nawet 74 procent. W badaniach tych zapytano ankietowanych o to, jak głosowaliby, gdyby faktycznie takie referendum się odbyło i gdyby istotą tego traktatu było powiększenie kompetencji Unii. Okazało się, że w przypadku 10 krajów poparcie dla takiego traktatu byłoby wyższe niż sprzeciw wobec niego. W przypadku zaś aż 16 krajów przeważaliby jego przeciwnicy. Czyli w 16 krajach traktat ten byłby odrzucony przez społeczeństwo!

Co ciekawe, według badań instytutu Open Europe, jedynym krajem, w przypadku którego odsetek zwolenników i odsetek przeciwników traktatu był taki sam, jest Polska i wynosi 38 procent. Można by z tego wysnuć wniosek, że jeśliby referendum takie w naszym kraju jednak się odbyło, to walka między obozem zwolenników przekazania większych uprawnień Unii a osobami przeciwnymi przekazaniu tych uprawnień byłaby bardzo zacięta. Jest bardzo ciekawe, że w tych badaniach pytano ankietowanych w specyficzny – z punktu widzenia unijnych zwyczajów – sposób. Już w pytaniu powiedziano im o traktacie po prostu prawdę, a mianowicie, że chodzi o traktat, którego istotą jest właśnie powiększenie kompetencji Unii!

Mam oczywiście świadomość tego, że istnieją też inne badania. Osoby ankietowane pytane są w nich o to, jak głosowaliby w referendum w sprawie traktatu z Lizbony. W takich badaniach liczba przeciwników traktatu jest niższa, niż we wspomnianych badaniach brytyjskich. Być może dzieje się tak dlatego, iż znajomość traktatu wśród ankietowanych jest jeszcze niewielka i po prostu wielu naszych rodaków jeszcze nie wie, że przewiduje on wzrost kompetencji Unii. Można z tego wyprowadzić wniosek, że im większa byłaby wiedza społeczeństw o istocie traktatu, tym sprzeciw wobec niego w referendach, gdyby do nich doszło, byłby większy. Dlatego właśnie zwolennicy europejskiego superpaństwa chcą ratyfikować traktat na drodze parlamentarnej i przede wszystkim możliwie jak najszybciej.

Idźmy dalej. W tych samych badaniach zapytano ankietowanych o to, czy Unia powinna zwiększyć swe kompetencje, czy raczej zmniejszyć. Otóż tylko w przypadku Hiszpanii, Włoch i Belgii odsetek tych, którzy chcą zwiększenia władzy Unii, jest większy, niż odsetek tych, którzy chcą, aby Unia swe kompetencje pomniejszyła. Traktat z Lizbony zmierza więc dokładnie w przeciwnym kierunku niż oczekuje tego większość mieszkańców krajów Unii Europejskiej. Wynika z tego, że w sposób naturalny może pojawić się w pewnym momencie pomysł wyjścia Polski z Unii Europejskiej. No bo skoro można do niej wejść, to chyba można też wyjść?

Ale uwaga! Tutaj na przeciwników członkowstwa w Unii mogą czekać pewne przeszkody. Otóż warto przytoczyć pogląd publicysty „Tygodnika Powszechnego” i „Dziennika” Marcina Króla. W swej książce pt. „Patriotyzm przyszłości” radzi on, co należałoby, jego zdaniem, zrobić, gdyby np. powstał w Polsce silny opór przeciwko dalszemu członkostwu w Unii. Pisze on tak: „Co wtedy można zrobić? Oczywiście można perswadować i przekonywać, ale przyjmijmy wersję skrajną, kiedy to perswazja nie doprowadza do żadnych skutków. Wtedy niezbędna jest możliwie zręczna, możliwie prawnie podbudowana (…) decyzja, która sprawia, że głos ewentualnych przeciwników dalszego członkostwa nie zostaje uwzględniony (…) zostają oni usunięci poza teren objęty przez reguły demokratyczne. (…) Może to się odbyć bez użycia siły, ale nie bez użycia pewnych form przemocy”.

W tym momencie rodzi się pytanie, o jakie formy prawnie podbudowanej przemocy bez użycia siły może chodzić? Czy chodzi o zwalnianie z pracy za poglądy polityczne, a może o wyeliminowanie z prawa do kandydowania w wyborach do Sejmu przeciwników członkostwa Polski w Unii, a może o to, że należy dyskryminować finansowo nieprawomyślnych naukowców, czyli tych, którzy postulowaliby np. zmianę formy Unii Europejskiej z tworzącego się superpaństwa na strefę wolnego handlu?

Zagadnienie, które tu poruszam, nie ma charakteru wyłącznie teoretycznego. Skoro bowiem Marcin Król ma nadzieję na prawne podbudowanie owej przemocy, to można by zapytać: czy nadziei swej nie wiąże aby z nowym unijnym traktatem? Przypominam, że nawet pan minister Radosław Sikorski w swej książce „Strefa zdekomunizowana” napisał, iż już obecnie wyjście z Unii jest możliwe po przeprowadzeniu referendum na podstawie Konwencji Wiedeńskiej.

Podsumowując, pragnę oświadczyć, że wypowiedź Marcina Króla uważam za skandaliczną i świadczącą o pogardzie dla osób o innych przekonaniach. O ile całkowicie rozumiem, że można zachęcać do ostrych sporów i polemik, o tyle domaganie się przemocy w stosunku do przeciwników politycznych, nawet bez użycia siły, jest postępowaniem całkowicie niedopuszczalnym. Pewnych granic, proszę Państwa, po prostu przekraczać nie wolno!

Gabriela Masłowska

Poseł na Sejm RP

drukuj

Drogi Czytelniku naszego portalu,
każdego dnia – specjalnie dla Ciebie – publikujemy najważniejsze informacje z życia Kościoła i naszej Ojczyzny. Odważnie stajemy w obronie naszej wiary i nauki Kościoła. Jednak bez Twojej pomocy kontynuacja naszej misji będzie coraz trudniejsza. Dlatego prosimy Cię o pomoc.
Od pewnego czasu istnieje możliwość przekazywania online darów serca na Radio Maryja i Tv Trwam – za pomocą kart kredytowych, debetowych i innych elektronicznych form płatniczych. Prosimy o Twoje wsparcie
Redakcja portalu radiomaryja.pl