Nie spieszmy się z prywatyzacją kopalń

Z prof. Jerzym Klichem,
dziekanem Wydziału Górnictwa i Geoinżynierii Akademii Górniczo-Hutniczej
w Krakowie, rozmawia Marcin Austyn

Jak można ocenić minione kilkanaście lat restrukturyzacji górnictwa węgla
kamiennego? Czy zmiany dążyły ku lepszemu?

– Wszystko, co robimy na tej ziemi, jest niedoskonałe. Należy dążyć do doskonałości,
ale musimy mieć świadomość, że złożoność życia nie pozwala, ażeby to, co chcemy
osiągnąć, było idealne.
Ocena zależy od punktu widzenia, z którego spojrzymy na tę sprawę. Kiedy mamy
do czynienia ze złożonym zjawiskiem, jest wiele punktów widzenia, tak więc
i ocen może być więcej. Są natomiast pewne generalia, które jako fakty same
oceniają sytuację. Spójrzmy więc na fakty.
Przed restrukturyzacją było 71 kopalń, dziś jest 34. Zatrudnienie w górnictwie
węgla kamiennego zmalało z 415 tys. do około 120 tys. Ale wydobycie węgla zmniejszyło
się ze 170 mln ton rocznie w 1989 r. do 99 mln ton rocznie w 2004 roku. Skutek
tych zmian jest oczywisty – w porównaniu z 1991 r. dzisiejsza wydajność pracy
zwiększyła się w górnictwie ponad dwukrotnie. Jeżeli więc oceniam efektywność
działania górnictwa, a to jest podstawą gospodarki rynkowej, to zmiany przyniosły
widoczne korzyści.
Jeżeli natomiast oceniamy dokonania ze względu na liczbę zatrudnionych, kiedy
do tego dołożymy fakt, że zwolnienia w górnictwie dotyczyły głównie rejonu
Górnego Śląska, że zwolnienie niemal każdej osoby oznaczało dramat dla całej
rodziny… to zrozumiałe jest, iż te zmiany musiały wygenerować bardzo duże
problemy społeczne.
Trzeba jednak postawić sobie także inne pytanie – czy te przemiany wpisują
się w rozwiązania, które obecnie dokonują się w świecie, czy nie? Czy niepodjęcie
tych działań spowodowałoby, że górnictwo byłoby w lepszej sytuacji, czy też
gorszej? Gdy patrzymy dzisiaj na te przeobrażenia, wydaje się nam, że poszły
one we właściwym kierunku, chociaż nie byliśmy w stanie przewidzieć również
wszystkich negatywnych skutków. Teraz łatwo krytykować, ale dla obiektywnej
oceny trzeba umieć też spojrzeć na te problemy z perspektywy tamtych czasów.
W tej ocenie ważną sprawą jest kształtowanie społecznego odbioru dokonanych
przemian. Bardzo często podnosi się problem, ile państwo dołożyło z budżetu
pieniędzy do górnictwa, aby osiągnęło ono obecny stan. Dofinansowanie to przedstawiane
jest jako działanie naganne, marnotrawienie społecznych pieniędzy. Ale fakty
przedstawiają się jednak inaczej. Zadłużanie górnictwa jest w dużej części
wynikiem nie włączenia cen węgla do gry rynkowej, tylko sterowania nimi i ograniczania
ich przez decyzje państwowe.

W takim razie górnictwo płaci za cudze błędy?
– Tak bym tego nie określił. Przy podejmowaniu decyzji ustrojowych trzeba przede
wszystkim zwracać uwagę na rozwiązania globalne. W 1990 r. wchodziliśmy w
przemiany z gospodarką rozchwianą finansowo i na pierwszym miejscu należało
postawić interes makropaństwowy. Trzeba było podejmować decyzje, które unormowałyby
naszą gospodarkę i przeprowadziły nas z gospodarki "planowej" do "rynkowej".
Przy dużej inflacji podjęto decyzję ograniczania w państwie wzrostu kosztów
przez stabilizację cen węgla. Z punktu widzenia tego, co osiągnęliśmy, ta
decyzja była prawidłowa. Równocześnie trzeba mieć świadomość, że to posunięcie
w górnictwie musiało spowodować to, co nastąpiło. Koszty wydobycia węgla
przy galopującej inflacji wzrastały, a jego ceny były hamowane. Zadłużenie
górnictwa musiało więc wzrastać jako skutek nie do uniknięcia, wynikający
stąd, że górnictwo jest tą dziedziną gospodarki, która musi inwestować na
bieżąco, systematycznie przez cały czas prowadzenia swojej działalności.
Nie można wybudować kopalni jako "fabryki", która produkcję realizuje
w jednym miejscu, bo w kopalni miejsce produkcji – wydobycia, musi się przenosić
– podążać za złożem. Czyli trzeba ciągle zagospodarowywać nowe partie złoża,
co wymaga zaciągania kredytów na inwestycje. W takiej sytuacji fakt, że nasze
górnictwo przetrwało te trudne czasy graniczy z cudem. W moim rozumieniu,
nieuczciwość w dokonywanych dzisiaj ocenach polega na tym, że zadłużenie
górnictwa przedstawia się jako wynik nieudolności górnictwa, które hamuje
rozwój naszej gospodarki, a nie mówi się uczciwie, że jest to zwracanie zadłużenia
państwa górnictwu za to, że ratowało ono gospodarkę i pozwoliło nam przejść
z tego "chocholego tańca" w gospodarkę rynkową o niewielkiej inflacji.
A dzisiaj po tych wszystkich zawieruchach doczekaliśmy się czasów, gdy górnictwo
zaczęło na siebie pracować.

To, co dziś osiągnęło górnictwo, bliskie jest optimum?
– Nie umiem na to pytanie jednoznacznie odpowiedzieć. Mogę natomiast powiedzieć,
że kierunki realizacji przemian były właściwe. Ale gdy uwzględnimy, że wszystko
na tej ziemi się zmienia, to to, co dzisiaj jest dobre, wcale nie musi być
dobre za kilka lat. Na dzisiejszym etapie rozwoju górnictwa wiemy, że Jastrzębska
Spółka Węglowa wydobywająca węgiel koksujący osiąga pozytywne wyniki, także
Katowicki Holding Węglowy prowadzi gospodarkę we właściwym kierunku, a Kompania
Węglowa, która przejęła najmniej rentowne kopalnie, też wychodzi na prostą.
W gospodarce państwowej nie można robić przemian koniunkturalnych, one muszą
być realizowane z uwzględnieniem prawidłowości, które obowiązują. W górnictwie
wyniki działalności nie zmieniają się w ciągu miesiąca. Z tych względów kopalnia
przygotowuje się na działalność liczoną na dziesiątki lat. Jeśli uwzględni
się tę prawidłowość, na dzisiejszym etapie oceny wyniki wskazują, że przemiany
poszły we właściwym kierunku. Obecnie mamy okres pozwalający na stabilizację
działań, przygotowujących właściwy punkt wyjścia do następnych przemian.

Spółki węglowe były przygotowywane do prywatyzacji. Dziś wiemy, że na razie
takie decyzje nie zapadną. Czy prywatyzacja to właściwa droga?

– Myślę, że tak. Punktem wyjścia do szukania rozwiązania w tej sprawie jest
bezpieczeństwo energetyczne kraju. Polska i Unia Europejska poszukują rozwiązań
gwarantujących takie bezpieczeństwo, które w gospodarce rynkowej musi być powiązane
z prawem własności. Przecież właściciel decyduje o ruchach gospodarczych i
finansowych. Jeżeli nie zostanie opracowany program energetyczny, surowcowy
– z uwzględnieniem potrzeb naszej gospodarki, to do tego czasu nie możemy rozstrzygać
tych spraw z punktu widzenia, czy ma być prywatyzacja, czy też nie. Jeżeli
wiemy, że musimy zagwarantować bezpieczeństwo energetyczne naszego kraju i
zależy ono także od praw własności, to rozwaga w tym względzie jest wskazana.
Wolę takie rozwiązanie niż nadmierne spieszenie się z prywatyzacją, jeżeli
nie jesteśmy do niej przygotowani. Nie chciałbym przez to powiedzieć, że mamy
wstrzymywać prywatyzację jako kierunek doskonalenia naszej gospodarki. To są
dwie różne sprawy. Jeżeli rząd podejmuje taką, a nie inną decyzję, to w moim
rozumieniu, ma świadomość braku wpływów z prywatyzacji górnictwa i ma inne
rozwiązania na bilansowanie naszych potrzeb budżetowych. A jeżeli wstrzymał
prywatyzację, znaczy to, że nie ma pewności co do rozwiązań dotyczących bezpieczeństwa
energetycznego. Taka prawidłowość wynika z logiki rozumowania.

Czy likwidując trwale kopalnie, nie popełniono ciężkiego grzechu?
– Warunkiem likwidacji kopalń była efektywność ich działań. To kryterium miało
decydować o rozwiązaniu. Ale w górnictwie należy również uwzględniać inne
wartości, których człowiek nie potrafi stworzyć, a które są dobrem naszego
kraju, tj. zasoby naturalne.
Przy likwidacji kopalń zmniejszyły się zasoby przemysłowe o 9 mld ton, to jest
blisko o połowę, a nieprzemysłowe o 4 mld ton, to jest o mniej więcej 30 procent.
Oznacza to, że pozbyliśmy się takiego bogactwa naturalnego. Czy jest to strata?
Każdy powie, że tak. Dlatego powstają pytania, czy rozwiązania, jakie podejmowaliśmy
przy tej restrukturyzacji, były właściwe. Dziś w poszukiwaniu rozwiązań zabezpieczających
możliwość wykorzystania zasobów udostępnionych rozważa się problem "zamrażania" kopalń.
Myślę, że jest to zadanie, które stoi również przed nauką, gdy uwzględni się,
iż nasz kraj jest wyjątkowo obdarzony surowcami przez naturę. Ale w tych rozważaniach
należy również uwzględnić, że dzisiaj, w warunkach globalizacji świata, w gospodarce
wymaga się mobilności. Jeżeli w danym miejscu działalności gospodarczej produkcja
się nie opłaca, to przenoszę ją w inny rejon. Jeżeli nie ta produkcja, to podejmuję
inną.

Ale zasobów naturalnych nie jesteśmy w stanie przenieść…
– Mało tego, kiedy zlikwidujemy kopalnię, to już jej prawdopodobnie na nowo
nie otworzymy. Górnictwo potrzebuje stabilizacji, potrzebuje rozliczania
w dziesięcioleciach. To jest wielka wartość dla społeczeństwa. Jeżeli ktoś
dostanie się do pracy w kopalni, która jest dobrze zarządzana i ma odpowiednie
zasoby węgla, to jako pracownik znajduje się w komfortowej sytuacji, bo ma
zapewnione zatrudnienie na minimum kilkanaście lat.
Ale te uwarunkowania górnictwa nie pasują do panujących obecnie trendów – mobilności.
Dlatego należy wypracować nowy model rozwiązania tej sprawy. Musi on uwzględniać
wymagania mobilności i efektywności, a z drugiej strony rentowności i czynnika
czasu. Nie można dopuścić do działań, że gdy będzie dekoniunktura na węgiel,
to będziemy likwidować zakłady górnicze, a gdy wróci koniunktura, to będziemy
narzekać, iż został on zlikwidowany. Problemy te wymagają wielkiej rozwagi
i patrzenia z szerszej perspektywy.

Nie dziwi Pana to, że zlikwidowane kopalnie przejmuje
prywatny przedsiębiorca, któremu opłaca się wydobycie, albo że zainteresowanie
naszymi "porzuconymi" pokładami
wyrażają nasi południowi sąsiedzi?

– W czasie, kiedy podejmowane były decyzje, istniały inne uwarunkowania. Były
inne potrzeby, o których już mówiliśmy. Dzisiaj, kiedy ceny węgla wzrosły,
opłaca się otworzyć kopalnię. Trzeba jednak odpowiedzieć sobie na pytanie:
czy było nas stać na utrzymywanie nierentownych kopalń przez tyle lat? To jest
problem, który wymaga głębokich rozważań. Muszą zostać opracowane zasady działalności
tych sektorów przemysłu, które nie w pełni wpisują się w uwarunkowania dzisiejszych
czasów związanych z globalizacją świata.

Z kopalń odeszli fachowcy, kadra się postarzała, brakuje rąk do pracy. W tym
samym czasie znikły średnie szkoły górnicze. Teraz się je odbudowuje. Jak w
tym czasie zachowywały się uczelnie wyższe?

– Kadra górnicza nam się postarzała. Ponad 50 proc. wysoko wykwalifikowanych
inżynierów ma ponad 40 lat. Celem nadrzędnym było zwiększenie efektywności
górnictwa, dlatego też istniała blokada przyjmowania kadr. To nie znaczy, że
w zakresie kształcenia przez wyższe uczelnie coś zostało zaniechane. Kadry
inżynierskie mamy wykształcone. One jedynie różnie się ulokowały. Dzisiaj poszczególne
kopalnie, zakłady górnicze pytają, ilu inżynierów możemy im dać. Jest to jednak
chwilowy problem z zabezpieczeniem kadrowym dla górnictwa.
To równocześnie wielkie szczęście dla naszych absolwentów, gdy czeka na nich
miejsce pracy, i to jeszcze stabilne. A jest to wynik świadomości, że dziś
nikt nie zlikwiduje kopalń i energetyki opartej na węglu, bo takie zmiany dokonują
się w długim okresie. Obecnie na górnictwo przyjmujemy na pierwszy rok studiów
dziennych stacjonarnych 180 studentów. Odbudowuje się także szkolnictwo na
poziomie średnim. Myślę, że ten problem, związany ze starzeniem się kadry,
zostanie łagodnie rozwiązany, z korzyścią dla absolwentów.

Jeszcze kilka lat temu mówiono młodym ludziom, by kształcili się na likwidatorów
kopalń…

– Tak to jest w życiu, że z przegranej trzeba umieć uczynić wygraną. Dla niektórych
likwidacja stanowi taką przegraną, a to jest normalna kolej rzeczy dla kopalni.
Tak się zdarzyło, że okres naturalnej likwidacji kopalń zbiegł się z przemianami
ustrojowymi w Polsce. Myśmy dotychczas umieli budować kopalnie, ale dzisiaj
trzeba było rozwinąć wiedzę o tym, jak je likwidować. To jest także wielki
i ważny problem, gdyż musimy przekazać naturze środowisko, które przekształciliśmy.

Jak górnictwo poradziło sobie z inwestycjami w nowe technologie? Na ile je
wykorzystuje?

– Uwarunkowania rynkowe wymuszające zwiększenie efektywności nie mogłyby być
zrealizowane bez przemian związanych z polepszeniem poziomu technicznego kopalń.
Dzisiaj w kopalni "Bogdanka" mamy ściany o wysokiej wydajności –
20 tys. ton na dobę. A rekord tej kopalni wynosi 28-29 tys. ton na dobę. Pod
tym względem jesteśmy w światowej czołówce. Opanowaliśmy technikę i organizację
przy osiąganiu tak dużej koncentracji wydobycia. Jesteśmy w zakresie geotechniki
krajem, który nie musi gonić świata, jest jego partnerem. Dziś musimy schodzić
z wydobyciem na coraz większe głębokości. By stworzyć właściwe warunki pracy
na tych głębokościach, potrzeba było wprowadzić klimatyzację. No i mamy klimatyzowane
kopalnie. Również w zakresie zastosowania obudowy kotwowej jesteśmy na poziomie
światowym. Zaszła potrzeba eksploatacji grubych i stromych pokładów. Polscy
górnicy opracowali i opatentowali system komorowy, podbierkowy. Wdrożono go
w kopalni "Kazimierz Juliusz". Nie wydobylibyśmy najlepszego węgla
w tej kopalni, gdybyśmy nie byli przygotowani do stworzenia nowatorskich rozwiązań.
Jesteśmy przygotowani i potrafimy wydobywać węgiel, wykorzystując najnowszą
wiedzę i technologię. Dziś nasze górnictwo nie musi gonić konkurencji. Obecnie
powinniśmy wejść z tą wiedzą na otwarte rynki. Jeśli pyta mnie Pan, na ile
górnictwo polskie wykorzystuje nowe technologie, to powiem, że nie tylko je
wykorzystuje, ale i tworzy.

Dziękuję za rozmowę.

drukuj

Drogi Czytelniku naszego portalu,
każdego dnia – specjalnie dla Ciebie – publikujemy najważniejsze informacje z życia Kościoła i naszej Ojczyzny. Odważnie stajemy w obronie naszej wiary i nauki Kościoła. Jednak bez Twojej pomocy kontynuacja naszej misji będzie coraz trudniejsza. Dlatego prosimy Cię o pomoc.
Od pewnego czasu istnieje możliwość przekazywania online darów serca na Radio Maryja i Tv Trwam – za pomocą kart kredytowych, debetowych i innych elektronicznych form płatniczych. Prosimy o Twoje wsparcie
Redakcja portalu radiomaryja.pl