Medialny trybunał

Wielka mistyfikacja – sprawa księdza arcybiskupa Stanisława Wielgusa

Najważniejszym narzędziem wykorzystanym do ataku na ks. abp. Stanisława Wielgusa były media. Za ich pośrednictwem od chwili publikacji „Gazety Polskiej”, oskarżającej nowego metropolitę warszawskiego o współpracę z SB, zarzucano Polaków wszelkiego rodzaju insynuacjami, które niewiele miały wspólnego z rzeczywistością. Nie bez znaczenia był fakt, że środki przekazu nieustannie podawały spekulacje i plotki, które skutecznie mieszały ludziom w głowach…


Jak w każdej związanej z Kościołem sprawie odezwały się te same co zwykle „autorytety” w postaci tzw. katolickich publicystów, oburzonych, że „lustracja” w Kościele nie jest przeprowadzana wedle wymyślonych przez nich wzorców, a nominacje papieskie nie są z nimi konsultowane. W mediach rozgorzała żarliwa dyskusja. Zaczęto szukać dowodów zbrodni, którą powinien popełnić ks. Stanisław Wielgus.


Śledczy Semka


21 grudnia na łamach „Rzeczpospolitej” w artykule „Tyłem do lustracji” Piotr Semka ostro zaatakował biskupów, którzy, jego zdaniem, przez 15 lat „nie zrobili nic, aby wyjaśnić sprawę uwikłania niektórych duchownych w PRL”. Krytykując z jednej strony publikację „Gazety Polskiej”, winę za nią autor usiłował zrzucić na polski Episkopat. „Informacje o kontrowersyjnych dokumentach w IPN na temat arcybiskupa pojawiły się w mediach jeszcze przed decyzją Stolicy Apostolskiej. I chyba od początku nie było wątpliwości, że jakieś dokumenty dotyczące arcybiskupa Wielgusa SB zgromadziła. Nic dziwnego więc, że w końcu musiały pojawić się spekulacje czy niesprawdzone przecieki na temat treści tych dokumentów. Wszak sam hierarcha nie neguje, że spotykał się z funkcjonariuszami SB, choć podkreśla, że nigdy nikomu nie zaszkodził. Deklaruje też, że nigdy nie interesowało go, co jest w teczkach dotyczących jego osoby, i że nie podjął żadnych działań, by zapoznać się z dokumentami SB na swój temat. Nic też nie wiadomo o tym, by ktokolwiek z polskiego episkopatu czy z nuncjatury występował do IPN o wgląd w takie dokumenty. Czy roztropny jest brak zainteresowania ze strony Kościoła w sytuacji, gdy kwestia współpracy kapłanów ze służbami PRL budzi tak duże zainteresowanie opinii publicznej?” – pisał Piotr Semka. W dalszej części artykułu ponownie padła wyraźna sugestia, że Stolica Apostolska nie znała przeszłości ks. abp. Stanisława Wielgusa. „Sprawa arcybiskupa Wielgusa jest całkiem typowa. Jego kandydatura powinna być prześwietlona przed podjęciem decyzji o powołaniu na stanowisko, ale do akt IPN nie sięgnął nikt. Nic dziwnego więc, że – co potwierdza ks. Paweł Ptasznik, szef polskiej sekcji w sekretariacie stanu Stolicy Apostolskiej – Rzym nie otrzymał żadnych sygnałów o niejasnościach dotyczących przeszłości hierarchy, choć takie sygnały pojawiały się w polskich mediach już półtora miesiąca temu. Dlaczego Watykan o nich nic nie wiedział?”. W powyższym fragmencie Piotr Semka dokonał wyraźnej manipulacji przy powołaniu się na słowa ks. Ptasznika. To, że „Rzym nie otrzymał żadnych sygnałów o niejasnościach dotyczących przeszłości hierarchy”, nie musiało świadczyć, że dla Stolicy Apostolskiej takie niejasności istniały. A tak fałszywie interpretuje to pan Semka.

Nie była to jedyna manipulacja autora. Wystarczy uważnie przyjrzeć się fragmentowi, w którym Piotr Semka napisał: „Abp Wielgus deklaruje, że jego rozmowy z esbekami nikogo nie skrzywdziły. Nie mamy dziś podstaw, aby mu nie wierzyć. Ale słuchając deklaracji hierarchy, nie jesteśmy przecież w stanie zapomnieć, że podobnie odpowiadał ks. Czajkowski natychmiast po publikacji na jego temat w „Życiu Warszawy”. Dopiero parę tygodni później zdobył się na bardziej pogłębioną refleksję na temat skutków swoich spotkań z SB”. Z jednej strony autor twierdzi, że nie ma podstaw do tego, by nie wierzyć arcybiskupowi, z drugiej zaś domniemanie jego niewinności zamienia na domniemanie winy. O niej jest wyraźna mowa również w następnych zdaniach, gdzie Piotr Semka napisał: „Czy mają prawo – jak redaktorzy „Gazety Polskiej”, wierni archidiecezji warszawskiej – do troski o to, aby następca prymasów był osobą bez skazy? Czy też – jak deklarował ostatnio abp Wielgus – sprawy lustracji Kościoła są problemem wyłącznie hierarchii i nie powinny być upubliczniane?”. I dalej: „Odrzucam sposób myślenia „Gazety Polskiej”, która takie sądy arcybiskupa uważa za dowód słuszności jej oskarżeń o agenturalność Wielgusa. Jednocześnie trudno zaprzeczać, że inny walor moralny ma krytyka lustracji w ustach kapłana, który zadbał o własną przejrzystość lustracyjną, a inny wyrażana przez takiego, który unika lektury swoich akt”.


Prokurator Nosowski


21 grudnia krytyczny głos w sprawie artykułu „Gazety Polskiej” zamieściła „Gazeta Wyborcza”. Wbrew temu, co później twierdzono, „Gazeta Wyborcza” nie zamierzała bronić nowego metropolity warszawskiego. Wręcz przeciwnie. Już tytuł, wybity wielkimi literami na pierwszej stronie, tuż nad fotografią ks. abp. Stanisława Wielgusa mówił wiele: „Bo Judasz był biskupem”. Na wewnętrznych stronach gazety opublikowano artykuł Zbigniewa Nosowskiego, redaktora naczelnego „Więzi”, pt. „Życiorys biskupa musi być przezroczysty”. Pozornie zawarta w nim była krytyka publikacji „Gazety Polskiej”. Ale tylko pozornie. Autor napisał również: „Przy całym krytycyzmie wobec tej publikacji nie sposób jednak zapytać co dalej. Przede wszystkim, jakiej reakcji należałoby oczekiwać od Kościoła, a zwłaszcza od samego abp. Wielgusa. A także co dalej, gdyby się okazało, że jednak to prawda…”. Dlaczego jednak autor w ogóle nie rozważał co dalej, jeśli to nieprawda?

W dalszej części artykułu Zbigniew Nosowski powtarza niemal dokładnie to samo, co tego dnia można było przeczytać na łamach innych gazet oraz usłyszeć w telewizji. A mianowicie, że „niewyjaśnione zarzuty mogą utrudnić mu sprawowanie funkcji metropolity warszawskiego” oraz, że arcybiskup „powinien powstrzymać się przed objęciem nowego urzędu” przed wyjaśnieniem zarzutów.

„Nie znając zawartości materiałów dotyczących abp. Wielgusa, nie chciałbym tu przedstawiać scenariusza na wypadek, gdyby okazało się, że zarzut świadomej współpracy z SB jest prawdziwy. Publikacja „Gazety Polskiej” okazałaby się wówczas szalonym krzykiem rozpaczy powstrzymującym ingres i otwierającym możliwość wyjaśnienia sprawy” – napisał redaktor naczelny „Więzi”. „W dotychczasowych wypowiedziach publicznych abp Wielgus przyznaje, że prowadził rozmowy z „określonymi ludźmi, ale na odpowiednim poziomie ogólności, nigdy przeciw komukolwiek nic nie mówiłem”. Wyraźnie podkreśla nieszkodliwość swoich kontaktów z SB, nie zaprzeczając samemu faktowi” – dodał. Lecz także w tym miejscu Zbigniew Nosowski poszedł o wiele dalej, pisząc: „Może warto zatem przypomnieć istotny fragment sierpniowego Memoriału Episkopatu Polski. Biskupi trafnie nazwali sprawę, pisząc, że organom bezpieczeństwa PRL zależało nie tylko „na przekazywanych wiadomościach, ale na związaniu sumienia tego, który podpisał współpracę z nimi”. Ten, kto podpisał zobowiązanie do współpracy, „nie musiał przekazywać żadnej wiadomości; wystarczyło, że szedł przez życie ze świadomością zdrady jakiej dokonał”. Episkopat stwierdził też, że „takie działanie zawsze posiada wymiar publicznego zgorszenia, choć wówczas miało miejsce w niewielkim gronie Kościoła. (…) Dziś po nagłośnieniu przez media staje się zgorszeniem niszczącym wiarę w sercach wielu ludzi”.

Jak stwierdziliśmy powyżej, od pierwszego momentu, gdy „Gazeta Polska” bez podania dowodów oskarżyła nowego metropolitę warszawskiego o współpracę z SB, w mediach zaczęto gorączkowo szukać tych dowodów. Artykuł Zbigniewa Nosowskiego bez wątpienia wpisuje się w tę taktykę. Ciekawe, że od samego początku nikt w najważniejszych środkach przekazu nie próbował nawet rozważać sytuacji odwrotnej, czyli fałszywości oskarżeń „Gazety Polskiej”. Ten fakt mówi bardzo wiele…


Przeciw Stolicy Apostolskiej


21 grudnia 2006 r. Biuro Prasowe Stolicy Apostolskiej wydało bezprecedensowy komunikat następującej treści: Stolica Apostolska, decydując się na nominację nowego arcybiskupa metropolity Warszawy, wzięła pod uwagę wszystkie okoliczności jego życia, między innymi także związane z jego przeszłością. Oznacza to, że Ojciec Święty ma do abp. Stanisława Wielgusa pełne zaufanie i z całą świadomością powierzył mu misję pasterza archidiecezji warszawskiej.

Tego samego dnia lakoniczne informacje o komunikacie Stolicy Apostolskiej podały stacje telewizyjne i radiowe. Następnego dnia takie same informacje znalazły się w gazetach. Wraz z nimi od razu pojawiły się komentarze podważające treść komunikatu. Przykładem może być „Rzeczpospolita”. W tekście „Stolica Apostolska broni arcybiskupa Wielgusa” Ewa Czaczkowska napisała: „W jaki sposób Watykan poznał przeszłość metropolity warszawskiego, skoro strona kościelna nie występowała o dokumenty do IPN?”. W pytaniu autorki widać oczywistą manipulację. Nie tylko dlatego że sugerowało ono fałszywą tezę, jakoby przeszłość metropolity warszawskiego można było poznać na postawie jakichś dokumentów z IPN. Można zapytać: a w jaki sposób „Gazeta Polska” otrzymała informacje na ten temat, skoro także nie występowa o dokumenty IPN?

W dalszej części artykułu Ewa Czaczkowska napisała: „Z wiarygodnych źródeł wiemy, że ogłoszenie nominacji abp. Wielgusa miało nastąpić wcześniej, jeszcze w listopadzie, ale na pewno zostało wstrzymane na kilka tygodni. Czy wówczas Watykan sprawdzał informacje przekazane przez któregoś z polityków? Jest to bardzo prawdopodobne. Wtedy do mediów przedostały się informacje o kontaktach abp. Wielgusa z bezpieką. Bez odpowiedzi pozostaje pytanie, gdzie Stolica Apostolska sprawdzała te informacje? Wiadomo, że nie w IPN (przyznał to w rozmowie z KAI bp Piotr Libera). (…) Jeżeli jednak niepokojące informacje na temat nominata dotarły do Watykanu, Kościół powinien je dobrze sprawdzić. I to nie tylko w swoich kręgach, ale także w IPN. Tego strona kościelna nie zrobiła. Nie zlecono tego zadania Komisji Historycznej przy episkopacie, która w IPN ma się pojawić dopiero na początku stycznia”.

Warto zwrócić uwagę, że od samego początku pojawiły się głosy, że Episkopat bagatelizuje sprawę, którą należy jak najszybciej wyjaśnić. Nowemu metropolicie warszawskiemu zaś zaczęto zarzucać, że „wyjaśnieniem problemu” nie zajął się wcześniej.

Ciekawy jest również inny fakt. Otóż przysłuchując się wówczas wypowiedziom medialnym, można było odnieść wrażenie, że mamy do czynienia z dziennikarzami, którzy bezkrytycznie uwierzyli we wszystko, co na temat ks. abp. Stanisława Wielgusa miało znajdować się w wytworzonych przez funkcjonariuszy SB materiałach. Było to tym bardziej znaczące, że żaden z nich jeszcze nawet nie widział tych materiałów…

Sebastian Karczewski
drukuj

Drogi Czytelniku naszego portalu,
każdego dnia – specjalnie dla Ciebie – publikujemy najważniejsze informacje z życia Kościoła i naszej Ojczyzny. Odważnie stajemy w obronie naszej wiary i nauki Kościoła. Jednak bez Twojej pomocy kontynuacja naszej misji będzie coraz trudniejsza. Dlatego prosimy Cię o pomoc.
Od pewnego czasu istnieje możliwość przekazywania online darów serca na Radio Maryja i Tv Trwam – za pomocą kart kredytowych, debetowych i innych elektronicznych form płatniczych. Prosimy o Twoje wsparcie
Redakcja portalu radiomaryja.pl