Ktoś musi zapłacić

Z prof. dr. hab. Andrzejem Kaźmierczakiem z Katedry Bankowości Szkoły Głównej Handlowej rozmawia Anna Wiejak

Czy decyzja Izby Reprezentantów Kongresu o odrzuceniu tzw. Planu Paulsona była do przewidzenia? Czy przyznanie 700 mld dolarów pomocy odniosłoby długofalowy skutek?

– W krótkim okresie na pewno taki zastrzyk finansowy uspokoiłby sytuację na rynkach, ale pamiętajmy, że ten kryzys, te złe aktywa, które są w posiadaniu banków komercyjnych, stanowią rezultat ich błędnych decyzji. Były to decyzje o podwyższonym ryzyku, którym często towarzyszy wysoki zysk, gdyż te dwa elementy są skorelowane. Jednakże te instytucje powinny wziąć odpowiedzialność za podjęte przez siebie decyzje. Z tego powodu powinny one ponieść konsekwencje w postaci utraty części swoich aktywów. Gdyby ta pomoc została przyznana, stanowiłoby to sygnał, że zawsze w sytuacji kryzysogennej przyjdzie im na pomoc państwo, w związku z czym mogą kontynuować ryzykowne przedsięwzięcia. Tak być oczywiście nie może, gdyż środki finansowe są ograniczone i powinny być lokowane w tych przedsięwzięciach, które są najbardziej efektywne i racjonalne, a nie w gry spekulacyjne obliczone na szybki zysk. Taka jest zasada działania rynku wolnej konkurencji, w przeciwnym bowiem razie ryzykowna polityka byłaby kontynuowana. Banki prywatne nie mogą być bezkarne. Dlaczego oszczędzający, czyli ci, którzy lokują swoje oszczędności życia w instytucjach finansowych i w ogóle podatnicy, mają ponosić konsekwencje gier spekulacyjnych banków prywatnych. Jeżeli państwo sfinansuje nietrafione decyzje tych ostatnich, zabraknie środków na realizację innych celów, być może ze społecznego punktu widzenia dużo ważniejszych. Stąd zasada gospodarki rynkowej, mechanizmu rynkowego wymaga, aby utrzymać tę odpowiedzialność. W przeciwnym wypadku, mimo pomocy, banki będą kontynuowały prowadzone dotychczas gry spekulacyjne, a kryzys powróci.

Zawsze te ryzykowne przedsięwzięcia powodują nieprawdopodobny wzrost cen aktywów finansowych, niewspółmierny do wartości realnej tych przedsięwzięć, które są finansowane. Później musi nastąpić kryzys jako odreagowanie, jako korekta, jako urealnienie wartości aktywów finansowych. To jest oczywiście nieuchronne i ktoś musi ponieść tego konsekwencje. To nie jest tak, że jeżeli nadejdzie pomoc, to nikt nie sfinansuje tego kryzysu. Ktoś zawsze go finansuje. Pojawia się pytanie, które podmioty to będą: czy te, które podjęły błędną decyzję, czy całe społeczeństwo. Uważam zatem, że decyzja Kongresu jest jak najbardziej słuszna. Najprawdopodobniej ten pakiet pomocy nie tylko nie wystarczy na finansowanie „złych długów” i „złych aktywów”, bezwartościowych papierów bankowych, ale będzie niejako przedłużał tę agonię, która jest nieuchronna, bo to urealnienie musi w końcu nastąpić.


Jakie są sposoby na ratowanie obecnej sytuacji?


– Rozwiązanie tkwi w samym sektorze prywatnym. Prywatne banki powinny sobie nawzajem pomóc, czyli duże banki, które nie prowadziły błędnej polityki lokacyjnej, kredytowej, w formie przejęć niejako pomogłyby tym upadającym instytucjom, oczywiście w zamian za jakąś realną cenę. Takie rozwiązanie umożliwiłoby oszczędzającym zachowanie swoich oszczędności. Niewątpliwie zmniejszenie wartości aktywów inwestycyjnych jest niezbędne, i to jest kwestia wartości, po jakiej te upadające banki i instytucje finansowe będą przejmowane.


Ale banki komercyjne nie zaryzykują tego typu inwestycji…


– Bankructwo jest rzeczą naturalną w gospodarce rynkowej, to forma samooczyszczenia się rynku. Bankructwo nie jest niczym tragicznym, nie jest kataklizmem w warunkach gospodarki rynkowej. Przedsiębiorstwa nieefektywne, które podejmują błędne decyzje, powinny upadać. W długim okresie te bankructwa, wbrew pozorom, sprzyjają efektywności gospodarki rynkowej i racjonalnej redystrybucji kapitału w gospodarce.


Skąd zatem panika?


– Na pewno wiele podmiotów straci, wielu spekulantów straci. Jeżeli sektor prywatny będzie sobie wzajemnie pomagał, zwłaszcza jeżeli chodzi o ratowanie płynności, to nastąpi urealnienie, korekta cen aktywów finansowych, i w efekcie upadną tylko te podmioty, które podejmują ryzykowne decyzje. W systemie finansowym pozostaną te, które podejmowały decyzje prawidłowe i w dłuższym czasie nastąpi stabilizacja.


Jakie będą konsekwencje dla Polski?


– Pamiętajmy, że również polskie banki podejmowały ryzykowne decyzje. Udzielały na olbrzymią skalę kredytów hipotecznych. Jeżeli zatem obserwujemy teraz spadek realnych dochodów społeczeństwa w wyniku inflacji, to zdolność spłaty tych kredytów maleje.

Wzrośnie oprocentowanie kredytów hipotecznych. To ostatnie to nic innego, jak określona przez bank stopa procentowa, będąca pochodną stopy na rynku międzybankowym. Skoro w systemie bankowym istnieje brak zaufania, banki nie chcą sobie wzajemnie pożyczać pieniędzy, to na rynku międzybankowym rośnie stopa procentowa. Ta ostatnia jest wyznacznikiem oprocentowania kredytów hipotecznych zaciągniętych w walutach obcych. Do tego dochodzi jeszcze ryzyko kursowe, które wzrasta, ponieważ złoty znów deprecjonuje się zarówno w stosunku do euro, jak i – paradoksalnie – w stosunku do dolara. Ponadto, jeżeli występuje sytuacja kryzysowa na Zachodzie, to banki-matki w celu ratowania siebie wycofują środki pieniężne ze swoich banków-córek. Konsekwencje będą, gdyż banki zachodnie, mające przedstawicielstwa w naszym kraju, wypompowują teraz pieniądze z Polski dla ratowania swojej sytuacji na Zachodzie. Ten odpływ kapitału będzie skutkował kryzysem w naszym kraju. Banki w Polsce wprawdzie nie wykonywały jakichś skomplikowanych operacji finansowych, ale udzielały na olbrzymią skalę kredytów hipotecznych. Jeżeli procesy inflacyjne będą trwały, a one trwają (w skali 5 proc. rocznie), płace spadają, to z czego spłacać te kredyty? Widać to po wysokości „złych długów” w naszych bankach. Po pierwsze, coraz więcej ludności nie spłaca kredytów. Po drugie zaś, coraz więcej obywateli nie płaci już zobowiązań pozakredytowych, czyli opłat za światło itp. To jest przejaw spadku siły nabywczej pieniądza. Popyt globalny spada, tempo wzrostu gospodarczego spada i to się musi odbić na sektorze bankowym.


Czy można się spodziewać, że banki w Polsce będą zamykane?


– Trudno przewidzieć, ale sądzę, że nie. Myślę, że będą one w stanie przyciągnąć do siebie zagraniczny kapitał, oferując jakieś atrakcyjne oprocentowanie. Na pewno zyski ulegną zmniejszeniu. Ten kryzys najbardziej dotknął banki, które mają bardzo rozbudowaną bankowość inwestycyjną, czyli te, które mają rozbudowane fundusze inwestycyjne i fundusze emerytalne. Nasz rynek bankowości inwestycyjnej nie jest jeszcze tak rozwinięty i na pewno te straty aż tak duże nie są. Na pewno trzeba będzie część zysków od kapitału odpisać na straty, ale ja nie przewiduję aż tak trudnej sytuacji. Myślę, że ten kryzys będzie w Polsce przebiegał w dużo łagodniejszej formie niż w Stanach Zjednoczonych i Europie Zachodniej.


Dziękuję za rozmowę.
drukuj

Drogi Czytelniku naszego portalu,
każdego dnia – specjalnie dla Ciebie – publikujemy najważniejsze informacje z życia Kościoła i naszej Ojczyzny. Odważnie stajemy w obronie naszej wiary i nauki Kościoła. Jednak bez Twojej pomocy kontynuacja naszej misji będzie coraz trudniejsza. Dlatego prosimy Cię o pomoc.
Od pewnego czasu istnieje możliwość przekazywania online darów serca na Radio Maryja i Tv Trwam – za pomocą kart kredytowych, debetowych i innych elektronicznych form płatniczych. Prosimy o Twoje wsparcie
Redakcja portalu radiomaryja.pl