Kto opowie o Rotmistrzu

Stąd, z Rakowieckiej 37, ruszali w ostatnią drogę. Bez honorów, kwiatów,
należnej powagi.

Ciała okryte papierowymi workami, rzucone bezwładnie na drewniany, jednokonny
wóz. Pod osłoną nocy lub wczesnego poranka potajemny pochówek – do połowy 1948
r. prawdopodobnie na cmentarzu służewieckim, później na obrzeżach Powązek. Bez
żadnego znaku. Po ludziach, którzy wybrali służbę wolnej Polsce, a nie
sowieckiemu satrapie, miał nie pozostać choćby ślad pamięci. Alojzy Grabicki,
naczelnik więzienia na Rakowieckiej, cynicznie przyznał: "Po takich
zbrodniarzach ziemia musi być zrównana". Pod murem cmentarza na Powązkach, w
późniejszej kwaterze Ł, na tzw. Łączce, urządzono więc najpierw kompostownię, a
potem śmietnik. Wzorem NKWD, które na dołach śmierci polskich policjantów w
Miednoje ustawiło latrynę.

W tych samych celach
Szczęk zamków i trzask zasuwanych krat. Do cel dociera muzyka z radiowęzła.
Życie w Areszcie Śledczym Warszawa-Mokotów toczy się w rytm regulaminu:
spacerniak, praca, widzenia. Wyroki odbywa blisko 1000 osadzonych. Przebywają w
tych samych celach co najwięksi bohaterowie naszej najnowszej historii: generał
August Emil Fieldorf "Nil", rotmistrz Witold Pilecki, major Zygmunt Szendzielarz
"Łupaszka", major Hieronim Dekutowski "Zapora". Do dziś ustalono, że w więzieniu
na Rakowieckiej wykonano w latach 1945-1955 ok. 380 wyroków śmierci, ale prof.
Krzysztof Szwagrzyk z IPN ocenia, że mogło ich być nawet 500.

Co zostało po zbrodniczej przeszłości mokotowskiej katowni? Okazuje się, że
ludzie bezpieki zadbali o zatarcie wszelkich śladów.

Dwuosobowe cele nie przypominają przepełnionych pomieszczeń, gdzie stłaczano
nawet 25 więźniów. Wtedy musieli spać na zmianę na barłogach, bo wszyscy naraz
nie mieścili się na podłodze. Swoje przeznaczenie już dawno zmienił budynek
przesłuchań – tzw. pałac cudów, rewir sadystycznych oprawców z płk. Józefem
Różańskim (Goldbergiem), szefem Departamentu Śledczego MBP, na czele. Dziś
mieści się tu więzienny oddział szpitalny. Nie ma szubienicy zdemontowanej po
1986 r., gdy zaprzestano wykonywać wyroki śmierci. Przez powieszenie został
zamordowany w 1953 r. gen. "Nil".

Z prawdopodobnych miejsc straceń zachowało się jedno – w podziemnym
korytarzu, którym więźniów doprowadzano z Pawilonu X na przesłuchania. Za
drewnianymi drzwiami z judaszem długie, obskurne pomieszczenie. Dwa stopnie w
dół. Więźnia doprowadzało dwóch strażników. Gdy stawał w otwartych drzwiach, kat
wymierzał mu strzał w tył głowy, katyńskim sposobem. Ciało bezwładnie opadało na
ziemię. Świadkiem egzekucji rotmistrza Pileckiego był ks. prof. Jan Stępień:
"Gdy usłyszałem szept: "już idą", zbliżyłem się do okna razem z dwoma
współwięźniami, którzy znali Witolda Pileckiego. Nie zapomnę tego widoku.
Prowadzono dwóch skazanych. Pierwszy pojawił się Witold Pilecki. Miał usta
zawiązane białą opaską. Prowadziło go pod ręce dwóch strażników. Ledwie dotykał
stopami ziemi. Nie wiem, czy był wtedy przytomny. Sprawiał wrażenie zupełnie
omdlałego. A potem salwa". W protokole wykonania wyroku na jednym z największych
bohaterów II wojny światowej figuruje podpis "dowódcy plutonu egzekucyjnego"
Piotra Śmietańskiego, etatowego kata na Mokotowie. W rzeczywistości to on jednym
strzałem, a nie pluton, zamordował rotmistrza. Ma na sumieniu m.in. śmierć
"Zapory", Adama Doboszyńskiego. W podziemnej celi Pawilonu X składa dziś kwiaty
pani Zofia Pilecka-Optułowicz. Dwa pozostałe miejsca egzekucji, w tym niewielki
bunkier, gdzie rozstrzelano członków IV Zarządu WiN z płk. Łukaszem Cieplińskim
na czele, nie istnieją.

Ale tak naprawdę krwią polskich patriotów w więzieniu mokotowskim
przesiąknięta jest każda grudka ziemi. Ginęli nie tylko w egzekucjach, ale także
podczas bestialskich przesłuchań i tortur (Kazimierz Moczarski wymienia w swoich
"Rozmowach z katem" 49 rodzajów wyrafinowanych metod stosowanych przez śledczych
– od sadzania na nogę stołka po bicie nahajką zakończoną metalową kulką, nie
licząc tortur moralnych). Przesłuchania rotmistrza Pileckiego prowadzili m.in.
znani z okrucieństwa ubecy: Stefan Alaborski i Eugeniusz Chimczak. Maria Pilecka
w czasie pożegnania z mężem po zakończeniu procesu zapamiętała, że miał zerwane
u palców rąk paznokcie. Wstrząsającą relację zostawił ks. Antoni Czajkowski
"Badur", który widział Pileckiego jako świadka na swoim procesie kapturowym.
Opowiadał, że rotmistrz nie był w stanie podnieść głowy, miał połamane
obojczyki, ręce zwisały mu bezwładnie wzdłuż ciała. Beneficjenci kontrolowanego
upadku komunizmu wiele zrobili, by Polskę Ludową "oswoić", przedstawić jako
"najweselszy barak" bloku wschodniego, obejmując zbiorową amnezją czasy i ludzi
czerwonego terroru. Żaden rząd nie zadbał, by na wzór Muzeum Okupacji w Rydze
czy Domu Terroru w Budapeszcie powstała oficjalna instytucja opowiadająca o
zbrodniach, bestialskich śledztwach, torturach UB i Informacji. O egzekucjach w
katowniach i potajemnych pochówkach. Instytucja, która odda hołd patriotom, ale
pokaże też twarze morderców Polaków, nie tylko bezpośrednich siepaczy, ale ich
przełożonych, poczynając od Bieruta i Bermana, na zabójcach w togach kończąc.
Pokolenia potomków KPP, UB, Informacji Wojskowej, agentów NKWD. Nikt z nich nie
odpowiedział za swoje zbrodnie, nieniepokojeni przez wymiar sprawiedliwości
zabrali do grobu wiele tajemnic zbrodniczej przeszłości. Jeszcze w 2003 r. (!)
Aleksander Kwaśniewski odznaczył Supruniuka, kata Rzeszowszczyzny, Krzyżem
Komandorskim Orderu Odrodzenia Polski. Prokurator Czesław Łapiński w sprawie
Witolda Pileckiego do końca życia nie miał sobie nic do zarzucenia. Tak jak 60
lat wcześniej uważał go za "wrzód, który trzeba wyciąć", jak mówił do żony
rotmistrza po wyroku. Mokotowskie więzienie to nie jedyna katownia polskich
bohaterów w Warszawie. Piwnice MBP na Koszykowej, więzienie "Toledo" na
Namysłowskiej, areszty UB w Miedzeszynie, we Włochach, kazamaty Informacji
Wojskowej na Oczki (chwała ministrowi Antoniemu Macierewiczowi za stworzenie tu
miejsca pamięci)… Czy powstanie w nich Znak Pamięci o tych, których zapomnieć
nie wolno?

Małgorzata Rutkowska

drukuj
Tagi:

Drogi Czytelniku naszego portalu,
każdego dnia – specjalnie dla Ciebie – publikujemy najważniejsze informacje z życia Kościoła i naszej Ojczyzny. Odważnie stajemy w obronie naszej wiary i nauki Kościoła. Jednak bez Twojej pomocy kontynuacja naszej misji będzie coraz trudniejsza. Dlatego prosimy Cię o pomoc.
Od pewnego czasu istnieje możliwość przekazywania online darów serca na Radio Maryja i Tv Trwam – za pomocą kart kredytowych, debetowych i innych elektronicznych form płatniczych. Prosimy o Twoje wsparcie
Redakcja portalu radiomaryja.pl