Konspiracja pod wezwaniem Świętego Antoniego

Głęboką nocą 20 czerwca 1951 r. funkcjonariusze Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego, wsparci oddziałami wojskowymi Korpusu Bezpieczeństwa Wewnętrznego, otoczyli wzgórze klasztorne sanktuarium św. Antoniego w Radecznicy. Po wtargnięciu na teren klasztoru aresztowali wszystkich przebywających w nim ojców i braci bernardynów. Represje te związane były z likwidacją II Inspektoratu Zamojskiego AK wspieranego przez zakonników. Szkołę prowadzoną przez bernardynów zamknięto, a budynki klasztorne opieczętowano. W historii tego świętego miejsca wydarzenie to określono jako drugą – po dokonanej przez władze carskie w 1869 r. za udział w Powstaniu Styczniowym – kasatę zakonu w Radecznicy.



– Tu, w Radecznicy, widać dokładnie, jak losy polskiego Kościoła i Narodu splatają się w ciągu wieków. Kościół zawsze wspierał dążenia wolnościowe i stał na straży tożsamości Narodu, a Naród znajdował w Kościele opokę do budowania polskiego domu opartego na wierze i wypływających z niej wartości umożliwiających rozwój społeczeństwa – mówił o. Wiesław Wyszyński, kapelan środowiska żołnierzy WiN z Lublina w homilii w czasie Mszy św. odprawionej w radecznickim sanktuarium w 57. rocznicę tamtych tragicznych wydarzeń. Uroczystości upamiętniające działalność i likwidację II Inspektoratu Zamojskiego zorganizowały Stowarzyszenie Żołnierzy Oddziałów Partyzanckich Okręgu Lubelskiego „Wolność i Niezawisłość” oraz lubelski oddział IPN. W czasie uroczystości kpt. Marian Pilarski ps. „Jar”, komendant II Inspektoratu Zamojskiego AK, otrzymał pośmiertnie Krzyż Komandorski Orderu Odrodzenia Polski nadany przez prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Odznaczenie przyjął jego syn Janusz Pilarski.


Ojciec Wacław


Radecznica znana jest jako łaskami słynące miejsce kultu św. Antoniego z Padwy od drugiej połowy XVII w., kiedy to według dawnych przekazów jednemu z mieszkańców objawił się św. Antoni. Wkrótce po tym wydarzeniu na malowniczym wzgórzu powstała świątynia, która stała się celem licznych pielgrzymek i miejscem stale rozwijającego się kultu. W XIX w. pielgrzymki stały się tak liczne, że Radecznicę zaczęto nazywać „lubelską Częstochową”. Po Powstaniu Styczniowym nastąpiła kasata zakonu, a barokowe budynki sanktuarium przekazano najpierw unitom, a następnie prawosławnym. Bernardyni wrócili tu dopiero po 50 latach.

O roli klasztoru w Radecznicy jako lokalnego centrum konspiracji niepodległościowej od 1939 r. do 1951 r., zdecydowały – zdaniem dr. Rafała Wnuka, historyka z lubelskiego IPN – przede wszystkim osobowości dwóch ludzi bernardyna o. Józefa Płonki, gwardiana, ps. „Czarny”, oraz kpt. Mariana Pilarskiego, ps. „Jar”, legionisty, żołnierza Września, a następnie dowódcy oddziałów konspiracyjnych, zamordowanego przez komunistyczne władze w 1952 roku.

– Pilarski był przyjacielem zakonników w Radecznicy – uważa dr Wnuk. – Często tu przebywał, stąd dowodził, tu przysyłał ukrywających się, chorych i rannych żołnierzy podziemia, sam się tu leczył z ran. W klasztorze znajdowało się prowadzone przez niego archiwum najpierw obwodu, a potem inspektoratu zamojskiego.

Głównie za sprawą ojca Wacława w klasztorze Ojców Bernardynów składowano broń pozostawioną przez wycofujące się oddziały polskie we wrześniu 1939 r., którą przekazano partyzantom w 1942 roku. Zakonnik, przyjmując pseudonim „Czarny”, był też członkiem pierwszej „piątki” gminnej Związku Walki Zbrojnej.

– Zresztą na pięciu członków tego oddziału aż dwóch było zakonnikami z Radecznicy – wskazuje dr Wnuk.

Praktycznie od 1941 r. klasztor był punktem prasowym antyhitlerowskiego podziemia. Stąd rozkazy nadchodzące z Zamościa i Lublina były kolportowane w teren. Od 1942 r. w Radecznicy działało centrum edukacji podziemnej na poziomie podstawowym i gimnazjalnym, a tajne komplety koordynował ojciec Wacław. Zakonnik objął opiekę duchową nad wszystkimi partyzantami Inspektoratu Zamość AK, a więc działającymi na rozległym terenie powiatów: zamojskiego, biłgorajskiego, hrubieszowskiego i tomaszowskiego. Częstym gościem bernardynów z Radecznicy był legendarny cichociemny mjr. Hieronim Dekutowski „Zapora”, jedna z kluczowych postaci podziemia antyniemieckiecgo i antysowieckiego na Lubelszczyźnie, zamordowany przez komunistów w 1949 roku. Tu przyjeżdżał inspektor zamojski AK mec. Władysław Siła-Nowicki.

Ojciec Wacław przebywał w Radecznicy do sierpnia 1946 roku, kiedy to został przeniesiony do innego klasztoru, a następnie aresztowany i skazany.


Bohater na miarę Niepodległej


Kapitan Marian Pilarski – to kolejna nie odkryta jeszcze szerzej postać bohatera na miarę niepodległej Polski. Jego biografia zakończona wyrokiem śmierci wykonanym przez komunistów w 50. roku życia, posłużyć by mogła za kanwę filmu obrazującego dążenia niepodległościowe Polaków w XX wieku.

Jako kilkunastoletni chłopak ucieka z domu, by w 1915 r. przyłączyć się do Legionów Piłsudskiego. Broni Polski w wojnie polsko-bolszewickiej. Pociętego szablami wynosi go z pola bitwy pod Tyszowcami jego przyszła żona. Pilarski zostaje w wojsku, gdzie służy jako chorąży, awansowany w sierpniu 1939 r. do stopnia podporucznika. W czasie kampanii wrześniowej walczy w Armii „Polesie” gen. Franciszka Kleeberga. W październiku 1939 r., po bitwie pod Kockiem, dostaje się do niewoli, skąd natychmiast zbiega i rozpoczyna na Zamojszczyźnie działalność konspiracyjną w Służbie Zwycięstwu Polski, Związku Walki Zbrojnej, a następnie w Armii Krajowej. Zostaje dowódcą najpierw placówki, a następnie 21. Kompanii AK Inspektoratu Zamojskiego. Oprócz walki z Niemcami skutecznie broni polską ludność wiejską przed zbrodniczymi atakami oddziałów Ukraińskiej Armii Powstańczej. Pod koniec okupacji niemieckiej zostaje awansowany do stopnia kapitana.

Po wejściu Armii Czerwonej Pilarski poszukiwany przez NKWD i UB pozostaje w konspiracji. W 1945 r. osiedla się w Zamościu, gdzie podejmuje działalność wywiadowczą w ramach podziemia poakowskiego. Zostaje komendantem Obwodu Zamość WiN, a od jesieni 1946 r. inspektorem WiN na terenie Zamojszczyzny.

– Bardzo dobrze pamiętam ojca, byłem jego gońcem w konspiracji WiN-owskiej – mówi Janusz Pilarski, który do Radecznicy na uroczystość upamiętniającą działalność II Inspektoratu Zamojskiego AK przyjechał aż spod Wrocławia. – Ojciec był prawdziwym patriotą. Był człowiekiem dobrym, ale rygorystycznym. Nie znosił kłamstwa. Cenił prostolinijność. W podległych sobie oddziałach nie tolerował złodziejstwa i bandytyzmu. Jeśli ktoś zdradził Polskę, to był dla niego wrogiem publicznym nr 1. Czekał go sąd podziemny i kara śmierci. Wyroki wykonywała lotna żandarmeria pod dowództwem Stanisława Biziora ps. „Eam”.

Marian Pilarski ujawnił się w kwietniu 1947 r., korzystając z „amnestii” ogłoszonej przez komunistów po sfałszowanych wyborach. Jednak nie zamierzał składać broni. Natychmiast organizuje nową siatkę konspiracyjną, która we wrześniu 1948 r., na zebraniu przeprowadzonym w klasztorze w Radecznicy staje się reaktywowanym II Inspektoratem Zamojskim AK. Z czasem udało się konspiratorom utworzyć pełny obwód zamojski z podziałem na rejony, większość obwodu tomaszowskiego, struktury szkieletowe powstały na terenie powiatu hrubieszowskiego i krasnostawskiego.

Według szacunków dr. Rafała Wnuka, do momentu zlikwidowania organizacji w 1950 r. przewinęło się przez nią od 200 do 350 ludzi.

– To oznacza, że ten inspektorat był prawdopodobnie największą i najsilniejszą liczebnie inicjatywą konspiracyjną po 1947 r. – twierdzi historyk. – To fenomen organizacyjny i społeczny, o którym powinniśmy pamiętać. To się w innych miejscach w Polsce nie zdarzyło – dodaje.

Organizacja stawiała sobie za cel podtrzymywanie ducha oporu i przygotowanie się do otwartej walki z sowieckim okupantem, licząc na przyszły konflikt ogólnoświatowy. Miała być sposobem na przetrwanie dla poszukiwanych przez UB członków podziemia, a także przeciwdziałać planowanej przez komunistów kolektywizacji polskiej wsi.

Inspektorat Zamojski AK posiadał trzy własne oddziały zbrojne liczące łącznie 40-50 żołnierzy. Działały na terenie powiatów: zamojskiego, krasnostawskiego i częściowo biłgorajskiego. Żaden z dowódców oddziałów partyzanckich Inspektoratu Zamość AK, podobnie jak ich komendant nie przeżył 1952 roku.

– Z jednej strony uderza wielkość, liczebność, siła bojowa tej organizacji, której władza, zwłaszcza w terenie, po prostu się bała, z drugiej jednak strony, tak duży rozmach sprawił, że organizacja stała się dla bezpieki łatwa do rozpracowania – uważa dr Wnuk.

Rzeczywiście, od połowy kwietnia do czerwca 1950 r. aresztowano zdecydowaną większość jej organizatorów i dowódców siatki terenowej. Mariana Pilarskiego zatrzymano 12 kwietnia, a komendantów poszczególnych obwodów w czasie dwóch kolejnych dni.

– Moment aresztowania ojca znam z opowiadania. Ojciec był wtedy dyrektorem ubezpieczalni w Zamościu. Jechał prawdopodobnie do Radecznicy. Zamojskie UB wywlekło go z samochodu – mówi Janusz Pilarski.


Bernardyni na ławie oskarżonych


Z chwilą rozpracowania i likwidacji II Inspektoratu Zamojskiego AK czarne chmury zawisły nad bernardynami z Radecznicy. Początek lat 50. to czas nieomal frontalnego ataku komunistycznej władzy na instytucje kościelne i duchowieństwo przy zaangażowaniu wszelkich dostępnych środków, w tym aparatu bezpieczeństwa i sądownictwa. Było sprawą oczywistą, że udział ojców bernardynów w działalności konspiracyjnej stanowił znakomitą sposobność do kolejnego uderzenia w Kościół.

Z aresztowaniem ojców bernardynów z Radecznicy bezpieka czekała do 20 czerwca, do dnia, w którym odbywała się roczna konferencja na zakończenie roku szkolnego w prowadzonym przez nich liceum. Nocą UB i KBW okrążyło wzgórze klasztorne.

– Do mnie przyszli ok. godz. 2.00 w nocy. Chwilę wcześniej położyłem się spać, bo miałem na głowie te wszystkie doroczne sprawozdania przed konferencją, stawianie stopni w poszczególnych klasach, gdzie uczyłem fizyki i chemii. Zgromadzili nas wszystkich w bibliotece, gdzie bez żadnej pościeli, na podłodze pozwolili dokończyć spanie. W drzwiach stał nad nami żołnierz z automatem – wspomina blisko 90-letni dziś ojciec Filip Płaza, jeden z aresztowanych zakonników.

Zakonników wywieziono z Radecznicy do aresztu śledczego Informacji Wojskowej w Lublinie pod osłoną następnej nocy. Zastosowano odpowiedzialność zbiorową.

– Aresztowano wszystkich ojców i braci. Chodziło o to, żeby skończyć z klasztorem, a także z prowadzoną tu szkołą – twierdzi ojciec Filip, który w areszcie śledczym spędził 20 miesięcy, choć – jak zaznacza – ani nie uczestniczył w konspiracyjnej działalności II Inspektoratu, ani nie wiedział wówczas o jego istnieniu. Wypuszczono go na wolność w lutym 1952 roku. W procesie 11 członków Inspektoratu Zamojskiego AK nie uczestniczył nawet w charakterze świadka.

W październiku 1950 r. został aresztowany, a następnie włączony do procesu o. Andrzej Szepelak, prowincjał zakonu Ojców Bernardynów na Polskę.

Szeroko nagłośniony w prasie proces 11 członków II Inspektoratu Zamojskiego AK odbył się w październiku 1951 r. przed Sądem Wojskowym w Lublinie.

Rok 1951 był okresem szczególnego nasilenia walki komunistycznej władzy z Kościołem. W styczniu 1951 r. Sąd Wojskowy w Krakowie w procesie członków organizacji Armia Polska skazał na dożywocie księży Piotra Oborskiego i Zbigniewa Gadomskiego. Również w styczniu tego roku nastąpiło aresztowanie biskupa kieleckiego Czesława Kaczmarka pod wyssanym z palca zarzutem m.in. współpracy z Niemcami.

Po dwuletnim procesie biskup został skazany na 12 lat więzienia. W marcu 1951 r. na ławie oskarżonych zasiadł ks. Zygmunt Kaczyński, redaktor „Tygodnika Warszawskiego”, zmarły dwa lata później. We wrześniu przed Sądem Wojskowym w Warszawie rozpoczął się proces księży jezuitów Tomasza Rostworowskiego i Stanisława Nawrockiego, którym zarzucono m.in. współpracę z wywiadem amerykańskim. Dostali po 12 lat więzienia.

Bernardyni z Radecznicy też dostali surowe wyroki. Ojciec prowincjał Szpelak – 15 lat więzienia, o. Józef Płonka – 12 lat, o. Jan Ryba – 6 lat, o. Piotr Golba – 5 lat. W procesie, w którym oskarżycielem był prok. Henryk Ligęza, a przewodniczącym składu sędziowskiego mjr Mieczysław Widaj, zapadły też dwa wyroki śmierci – na Mariana Pilarskiego i Stanisława Biziora. Oba wykonano w 1952 roku.


Kiedy prawo nie było prawem


Egzekucja Mariana Pilarskiego odbyła się rano o godz. 5.30 w więzieniu na Zamku Lubelskim. Ciała nigdy nie wydano rodzinie.

– Wszędzie, gdzie to tylko możliwe, starałem się dowiedzieć, gdzie spoczywa mój ojciec, mam różne pisma z cmentarzy, z różnych instytucji, ministerstw, ale nikt nic nie wie. To było skrytobójcze morderstwo – mówi Janusz Pilarski.

Represje nie ominęły też rodziny Pilarskich. Córka komendanta Danuta Pilarska została aresztowana w 1951 roku. Janusza wcielono do Wojskowego Korpusu Górniczego, gdzie prawie rok przymusowo fedrował węgiel.

– Później zostałem aresztowany za – jak to oni określali – „czynny i bierny opór władzy ludowej”. Siedziałem trzy miesiące i wyszedłem na amnestię, bo akurat umarł gen. Aleksander Zawadzki, przewodniczący Rady Państwa – mówi pan Janusz. – Ponownie zostałem aresztowany w Pruszkowie z tego samego zarzutu i osadzony w więzieniu warszawskim na 9 miesięcy. Byłem ciągle znieważany przez milicjantów, ormowców, ubeków. Jeden to mnie nawet nazwał „g… reakcji”. Uprzykrzali mi życie, jak mogli, ale Polaka trudno jest złamać – mówi z wiarą pan Janusz.

W latach 80. Janusz Pilarski podjął starania o pośmiertną rehabilitację ojca. W II tomie znakomicie udokumentowanej książki pani Zofii Leszczyńskiej pt. „Ginę za to, co najgłębiej człowiek ukochać może” przeczytać można wielce wymowną odpowiedź, jaką syn Mariana Pilarskiego uzyskał z Sądu Najwyższego w Warszawie w maju 1989 roku.

„Stwierdzenie braku winy po stronie ojca Obywatela musiałoby oznaczać, że legalne było jego działanie pookupacyjne, że prawo wówczas obowiązujące nie było prawem, że legalne było działanie sądów podziemnych i słuszne było też wykonywanie jego wyroków” – m.in. pisał w uzasadnieniu sędzia ppłk Stanisław Mendyka. „Należałoby zatem zrehabilitować obecnie wykonawców tych wyroków, zaś ludzi przez nich zastrzelonych uznać zaocznie, po 40 latach, winnymi”.

Dwa i pół roku później Sąd Warszawskiego Okręgu Wojskowego unieważnił wyrok na Marianie Pilarskim, orzekając, że zarzucone mu czyny były związane z działalnością na rzecz niepodległego bytu Państwa Polskiego. Ojcowie bernardyni skazani w procesie zostali zrehabilitowani i uznani za osoby walczące o niepodległość Ojczyzny dopiero w październiku 1995 roku.

Kolaborujący z Sowietami komuniści wprowadzający siłą obcy Polakom porządek społeczny jeszcze nie zostali uznani za winnych. Przeciwnie, do dziś otrzymują wysokie emerytury, o jakich nawet nie śnią żołnierze podziemia niepodległościowego.

Adam Kruczek
drukuj

Drogi Czytelniku naszego portalu,
każdego dnia – specjalnie dla Ciebie – publikujemy najważniejsze informacje z życia Kościoła i naszej Ojczyzny. Odważnie stajemy w obronie naszej wiary i nauki Kościoła. Jednak bez Twojej pomocy kontynuacja naszej misji będzie coraz trudniejsza. Dlatego prosimy Cię o pomoc.
Od pewnego czasu istnieje możliwość przekazywania online darów serca na Radio Maryja i Tv Trwam – za pomocą kart kredytowych, debetowych i innych elektronicznych form płatniczych. Prosimy o Twoje wsparcie
Redakcja portalu radiomaryja.pl