Jan Dubaniowski „Salwa” i jego antykomunistyczna partyzantka w Krakowskiem

Według kryteriów gestapo i UB, kpt. Jan Karol Dubaniowski miał typowy życiorys „bandyty”. Urodził się w Krakowie we wrześniu 1912 roku. Jako absolwent elitarnego korpusu kadetów od najmłodszych lat był wychowywany w duchu służby Ojczyźnie i obrony jej niepodległości. Po zdaniu matury ukończył szkołę podchorążych artylerii i został żołnierzem służby stałej Wojska Polskiego. Założył rodzinę. Wraz z żoną i dwojgiem dzieci mieszkał w Przemyślu.
Jako kapitan artylerii brał udział w kampanii wrześniowej i trafił do niemieckiego obozu dla jeńców-oficerów (Offlag II b). Uciekł i przybył do Krakowa. W 1942 roku został zaprzysiężony jako żołnierz Armii Krajowej. Używał pseudonimów „Szarotka” i „Wycior”. Latem 1944 roku wstąpił do oddziału partyzanckiego rtm. Józefa Świdy ps. „Dzik”, po czym przydzielono go do sztabu Zgrupowania AK „Odwet” w obwodzie myślenickim.


Terror i represje

Armia Czerwona przyniosła nową okupację. Wielu oficerów AK wierzyło, że to jeszcze nie koniec walki o niepodległość. Formalne rozwiązanie AK spowodowało, że większość żołnierzy musiała samodzielnie odnaleźć się w nowej rzeczywistości. Ukrywający się kpt. Dubaniowski trafił do podziemia narodowego. Przyjął pseudonim „Salwa”. Już w czerwcu 1945 roku został mianowany komendantem Okręgu Bocheńskiego Narodowych Sił Zbrojnych.
Dowództwo NSZ – podobnie jak rozwiązanej AK – dążyło wówczas do demobilizacji oddziałów leśnych. Chodziło o to, aby przetrwać okres największych zwycięstw sowieckiej potęgi. Otwartą walkę zbrojną zamierzano podjąć na nowo, kiedy Stalin poniesie pierwsze klęski w spodziewanej wojnie z Anglosasami.
Mimo to komunistyczne represje powodowały powrót zagrożonych żołnierzy podziemia do lasów. Powrót Mikołajczyka do kraju i tzw. amnestia przyczyniły się do rozwiązania licznych oddziałów leśnych, ale działalność w pełni podporządkowanych komunistom organów represji rodziła konieczność utrzymania części oddziałów partyzanckich. Celem była ochrona „spalonych” ludzi konspiracji niepodległościowej oraz – na miarę możliwości – ludności cywilnej przed komunistycznym terrorem, bezkarnością UB i żołnierzy Armii Czerwonej.
O tych ostatnich nawet powiatowy komitet PPR z Brzeska w poufnym sprawozdaniu do Komitetu Wojewódzkiego PPR w Krakowie pisał 2 lipca 1945 roku: „panuje niezadowolenie wśród ludności z powodu niezorganizowanego przejazdu A[rmii] C[zerwonej] przez nasze tereny: są bowiem częste wypadki gwałcenia kobiet przez żołnierzy A[rmii] C[zerwonej], a nadto na porządku dziennym jest kradzież rzeczy, które nie służą wcale do przejazdu wojsku; żołnierze rabują mienie obywateli, upijają się przy tym, stwarzając niekorzystną dla naszej Partii atmosferę, jako pierwszych sojuszników narodów ZSRR”.
Komunistyczny terror rodził w ludziach strach i nienawiść. Jednocześnie wieś potrzebowała ochrony przed szajkami pospolitych band rabunkowych.

„Żandarmeria”

Już 11 listopada 1945 roku kpt. Dubaniowski wydał zarządzenie o utworzeniu stałego oddziału partyzanckiego o nieprzypadkowej nazwie „Żandarmeria”. Trafili tam ludzie zagrożeni aresztowaniem – przede wszystkim akowcy z powiatów: bocheńskiego, brzeskiego, myślenickiego i limanowskiego: żołnierze byłych oddziałów „Dzika”, „Żółwia”, „Pogroma” i jednostek byłego 12. pp AK. To byli ludzie miejscowi, działający na własnym terenie. Dzięki temu „chłopcy z lasu” mieli naturalne zaplecze wśród ludności.
Oddział szybko okrzepł. Był dobrze uzbrojony i umundurowany. Początkowo liczył 30 ludzi. Jego rozrost doprowadził do wydzielenia dwóch pododdziałów operujących w terenie. Według ustaleń UB, jednym z nich, południowym, dowodził były akowiec Józef Truty ps. „Lis”. Północnym – najpierw Stanisław Dyląg „Ślusarczyk”, a po jego aresztowaniu – Eugeniusz Gałat „Sęp” z Kłaja. Gałat, doświadczony partyzant, do oddziału trafił wprost z więzienia UB, skąd uciekł w styczniu 1946 roku. Jesienią 1946 r. „Salwa” wydzielił także działający na terenie pow. limanowskiego oddział Władysława Morajki ps. „Błysk”. W sumie przez szeregi „Żandarmerii” przewinęło się stu kilkunastu ludzi.
Tak jak za czasów AK podtrzymywano żołnierską obyczajowość i zasady dyscypliny. Każdy dzień zaczynano wspólną żołnierską modlitwą. W raporcie do swoich zwierzchników z kwietnia 1946 roku Dubaniowski pisał, że za główne zadania „Żandarmerii” uważał paraliżowanie działalności władz komunistycznych, przygotowanie się do antysowieckich działań dywersyjnych na wypadek wybuchu nowej wojny i likwidację pospolitych szajek bandyckich nękających ludność.
Jeszcze przed utworzeniem oddziału stale kwaterującego w lesie podkomendni Dubaniowskiego dokonali akcji na szosie koło Nieznaniowic we wrześniu 1945 roku. Zdobyto ciężarówkę oraz zastrzelono sowieckiego majora i jego kierowcę. Pierwsze starcia z UB po sformowaniu jednostki nastąpiły już 18 listopada 1945 roku. Dwa dni później, 20 listopada, partyzanci „Salwy” zlikwidowali w Raciechowicach dwóch funkcjonariuszy UB wysłanych do Lubomierza, aby dokonać tam aresztowań. Prawdopodobnie również żołnierze „Salwy” zastrzelili w Trzcianie komendanta posterunku milicji z Łapanowa (28 grudnia 1945 r.).
15 grudnia 1945 r. działania przeciwko „Salwie” zakończyły dwie grupy operacyjne składające się z żołnierzy wojsk wewnętrznych, funkcjonariuszy Wojewódzkiego UBP oraz asysty w postaci m.in. przedstawicieli NKWD i kierownika PUBP w Bochni. Aresztowano 25 osób, ale jedynie część z nich była rzeczywiście członkami oddziału „Salwy”. Regułę bowiem w działalności UB stanowiły aresztowania na podstawie podejrzeń i pepeerowskich donosów o negatywnym stosunku do komunistycznych władz. W celu wykazania większej skuteczności w raportach wszystkich „przydzielano” do „band”.

Kryptonim „Groźny”

Rok 1946 był dla kpt. Dubaniowskiego okresem największych sukcesów bojowych. Konsekwentnie zwalczano konfidentów i funkcjonariuszy zagrażających partyzantom i ludności cywilnej. Dokonywano indywidualnych akcji likwidacyjnych. Ostrzeżeniem dla gorliwych funkcjonariuszy UB i PPR były konfiskaty mienia. Rozbijano posterunki milicji, w urzędach gminnych niszczono akta wykorzystywane m.in. do ściągania kontyngentów, podatków i organizacji poboru do wojska.
Już 16 stycznia 1946 roku w Gdowie wykonano wyrok na Paulinie Bzdylu, sekretarzu PPR wcześniej przeprowadzającym rabunkowe parcelacje majątków – w wielu wypadkach będących ośrodkami działalności niepodległościowej. Po zajęciu posterunku milicji w Łapanowie 6 lutego 1946 roku oddział „Żandarmeria” aresztował i rozstrzelał trzech ubowców z Bochni. 9 lutego podjęto nieudaną próbę zdobycia posterunku MO w Raciechowicach. Zaraz potem, 20 lutego, zlikwidowano funkcjonariusza UB z Bochni. 25 lutego oddział rozbił posterunek w Trzcianie, rekwirując broń i wyposażenie.
UB w marcu 1946 roku rozpoczął akcję operacyjnego i agenturalnego rozpracowania „Salwy”. Nadano jej kryptonim „Groźny”. Jednak mimo prób wykorzystania siatki agentów i współpracowników przez długi czas UB nie udawało się odnieść sukcesów. Na terenie kontrolowanym przez partyzantów informatorzy UB często obawiali się przygotowywać donosy w obawie przed… dekonspiracją. Część z nich bowiem partyzanci zlokalizowali i zastrzelili. Ubowcy, analizując później przyczyny nieskuteczności działań przeciw „Żandarmerii”, stwierdzili, że decydowała o nich „przede wszystkim duża ruchliwość bandy w terenie, zalesienie terenu, w którym banda przebywała, duża ilość pomocników służących informacjami, melinami i wyżywieniem (…). W rozpracowaniu [dokonywanym przez UB] nie posiadano odpowiedniej agentury, która mogłaby w odpowiednim czasie wskazać miejsce pobytu bandytów”.
Sam „Salwa” w tym czasie oceniał optymistycznie warunki, w jakich funkcjonowała „Żandarmeria”. W jednym z raportów wskazywał, co sprzyjało jej działalności: „opanowanie terenu” przez oddział, „wytępienie konfidentów”, fakt, że „ustosunkowanie ludności cywilnej do partyzantów jest wybitnie życzliwe”, „warunki fizyczne w związku z ciepłą porą roku umożliwiają ruchliwość, która jest [równoznaczna z] bezpieczeństwem oddziału”. Było dla niego także oczywiste, że partyzanci wykazywali się doskonałą znajomością terenu.
Jedynym wyraźnym sukcesem UB w tym czasie był przeprowadzony w Zbydniowie 10 marca 1946 r. atak na powracający z wywiadu patrol partyzancki dowodzony przez Józefa Trutego „Lisa”, który poległ w czasie strzelaniny. Jego miejsce zajął Józef Mika „Wrzos”.

Akcja Łapanów

Wkrótce potem oddział „Salwy” zorganizował zasadzkę pod Łapanowem, która była najsławniejszą akcją „Żandarmerii”. Na niedzielę, 31 marca 1946 roku, „Salwa” zamówił za duszę Józefa Trutego Mszę św. żałobną w kościele parafialnym w Łapanowie. Na ten sam dzień pepeerowcy zaplanowali przedreferendalny wiec propagandowy w budynku Szkoły Powszechnej w Łapanowie. Nie wiadomo, czy akcja była zaplanowana wcześniej, czy też stanowiła żywiołowy odruch zemsty.
Wiec był wpisany w cały kompleks działań propagandowych przygotowujących społeczeństwo do operacji sfałszowania przez komunistów wyników głosowania ludowego. Jednym z głównych prelegentów był na nim Jan Chlebowski, kierownik Wydziału Propagandy KW PPR w Krakowie. Uczestniczyli w nim m.in. przedstawiciele bocheńskiej milicji i PUBP (razem ok. 20 ludzi) oraz I sekretarz Komitetu Powiatowego PPR w Bochni Wacław Rybicki, II sekretarz Stanisław Smajda, przedstawiciel SD z Krakowa Kwiatkowski, reprezentant kryptokomunistycznego SL Dźwigaj, wicestarosta Andrzej Burda. Komuniści oczywiście naciskali, aby do propagandowego chóru przyłączyli się także reprezentanci Polskiego Stronnictwa Ludowego, ale prezes Zarządu Powiatowego PSL Ryncarz jednoznacznie odmówił.
Po wiecu, ok. godz. 16.00, cała delegacja wracała do Bochni. Zasadzkę „salwowcy” urządzili niecałe dwa kilometry za Łapanowem, gdzie drogę przecina rzeczka Stradomka. Partyzanci zajęli pozycje tuż za drewnianym mostem, gdzie droga wpadała w wysoki jar wyżłobiony w wapiennej skale. Uczestnicy wiecu wracali w kolumnie trzech samochodów. Jako pierwsza jechała amerykańska ciężarówka studebacker z powiatowym komendantem MO w Bochni, pepeerowcem Stanisławem Gruszką i 11 ludźmi z plutonu operacyjnego KP MO. Drugi w kolejności był opel z funkcjonariuszami partyjnymi. Na końcu jechał dodge z pracownikami UBP.
Pierwszy samochód został zatrzymany wiązkami granatów rzuconych ze wzniesienia. Jednocześnie rozpoczęto krzyżowy ostrzał wszystkich samochodów, przy czym samochód z ubowcami zdołał zatrzymać się najdalej od miejsca walki. Strzelanina trwała około 20 minut i mimo rannych zakończyła się pełnym sukcesem partyzantów. Sytuacja pozostałych przy życiu ubowców została uratowana dzięki zakończeniu Mszy św. w łapanowskim kościele. Kiedy partyzanci zobaczyli, że na drogę zaczęli wychodzić ludzie z kościoła, w obawie o przypadkowe ofiary przerwali walkę i się wycofali.
Straty komunistów były bardzo duże. Według różnych relacji i dokumentów zginęło od 7 do 10 ludzi. Wśród nich wspomniany powiatowy komendant milicji z Bochni Gruszka, trzech ubowców i czterech innych milicjantów. Ciężko rannych było jeszcze dziesięć osób: w tym Chlebowski i Zygmunt Młynarski z KW PPR w Krakowie, sekretarz PPR Smajda, kolejnych trzech ubowców i pięciu milicjantów. Sukces partyzantów był trudny do przecenienia.

Zemsta UB

Bezpieka, bezsilna w stosunku do partyzantów, dokonała krwawej zemsty na okolicznych mieszkańcach, głównie na działaczach PSL. Zgodnie z zasadą odpowiedzialności zbiorowej za poniesione straty UB zemścił się na okolicznej ludności.
Już następnego dnia, w poniedziałek, 1 kwietnia, ubowcy powrócili do Łapanowa. W pierwszej kolejności napadli na gospodarstwo Wojciecha Sotoły, członka Komisji Rewizyjnej powiatowego PSL. Jego samego aresztowali, a dom, stajnię, stodołę i wozownię oblali benzyną i spalili.
Następnie aresztowano aktywniejszych działaczy PSL: wójta Łapanowa Jana Jarotka, Stefana Kucharczyka, Stanisława Szostaka, Józefa Kowalczyka (członków PSL z Woli Wieruszyckiej koło Łapanowa, a także Pawła Janiczka i Józefa Bilskiego. 4 kwietnia aresztowany został kierownik młyna, peeselowiec Cyprian Karpała z Siedlca, a 8 kwietnia Piotr Niewidok, peeselowiec ze Zbydniowa.
Wszyscy zostali poddani brutalnemu śledztwu w bocheńskim UB. Wójt Jarotek został w nieludzki sposób zakatowany na śmierć. Już następnego dnia, 2 kwietnia 1946 r., ubowcy zagrzebali jego ciało na podwórku PUBP, a do Krakowa przesyłano oficjalną informację, że „został zastrzelony podczas próby ucieczki z UB”. Dopiero w latach 90. odsłonięto w Łapanowie tablicę upamiętniającą jego postać.
Dubaniowski odpowiedział następnymi akcjami zbrojnymi. Już 3 maja 1946 roku zlikwidowano pepeerowskiego zastępcę komendanta posterunku MO w Trzcianie. 13 maja 1946 r. „Salwa” zajął Urząd Gminy w Łapanowie, gdzie spalił wszystkie akta administracyjne. 6 lipca 1946 r. w Zagórzanach zastrzelono działacza prokomunistycznego SL „pod zarzutem współpracy jego z organami UB” – jak napisano później w wewnętrznym opracowaniu komunistycznej SB. 9 sierpnia 1946 r. „salwowcy” zajęli posterunek MO w Kamionce pod Limanową, gdzie również spalili wszystkie akta oraz skonfiskowali broń, mundury i motocykl.
Podobnie było 19 września w Łapanowie: zajęli posterunek MO, zdobyli broń i mundury. 8 października 1946 r. zastrzelono trzech milicjantów z posterunku MO w Łapanowie.
Nazajutrz po zdobyciu posterunku milicji w Iwkowej (22 października 1946 r.) dokonali spektakularnej akcji: wkroczyli do jednostki Wojska Polskiego w Iwkowej, rozbroili żołnierzy i wraz z komendantem posterunku MO zamknęli ich w zakratowanym pomieszczeniu. Miary kompromitacji wojska dopełnili, konfiskując auto jednostki.
W listopadzie 1946 r. wykonali wyrok na pepeerowcu za donosy do UB. 20 grudnia 1946 r. zlikwidowano dowódcę grupy operacyjnej ORMO wyznaczonej do ochrony akcji fałszowania wyborów w obwodzie nr 64 w Łapanowie. 31 grudnia 1946 r. dwóch żołnierzy zginęło w wyniku starcia w Trzcianie. W styczniu 1947 r. w czasie pościgu za „salwowcami” ranny został kpt. Pułaciński, dowódca grupy operacyjnej WP, a jeden z jego podkomendnych zginął.

Tragiczny finał

W pierwszych miesiącach roku 1947 sytuacja podziemia stawała się coraz bardziej beznadziejna. Komuniści po sfałszowanych wyborach skutecznie eliminowali z życia politycznego PSL. Oczekiwany konflikt ZSRS z Anglosasami wydawał się coraz bardziej odległy. Celne uderzenia UB zredukowały działalność najaktywniejszych oddziałów podziemia w województwie. UB mogło kierować coraz więcej sił przeciw oddziałom partyzanckim, pokazując, że likwidacja wszystkich jest tylko kwestią czasu. W gazetach publikowano fotografie ujawniających się, jak Henryk Dołęgowski ps. „San”, i wypuszczanych na wolność dowódców oddziałów z Krakowskiego. Wydawać się mogło, że jedyną szansą uratowania podkomendnych była straceńcza próba skorzystania z ogłoszonej amnestii. Niektórzy uwierzyli, że komuniści – mając już niemal pełnię władzy – rzeczywiście dążą po prostu do likwidacji oporu.
14 marca 1947 r. „Salwa” wraz z oddziałem ujawnił się i złożył broń w PUBP w Bochni. Wydał też apel o wyjście z podziemia. Jednak próba powrotu do cywilnego życia w Krakowie się nie powiodła. Można przypuszczać, że podobnie jak inni dowódcy Dubaniowski był w tym czasie nachodzony przez ubowców w celu wyrażenia zgody na współpracę agenturalną bądź objęcie komendy nad ubowskimi oddziałami prowokacyjnymi.
W sierpniu 1947 r. „Salwa” wraz z Gałatem „Sępem” wznowił działalność konspiracyjną na czele kilkuosobowego oddziału. Tym razem nie trwało to długo. Już 27 września 1947 r. w miejscowości Ruda Kameralna Dubaniowski wraz z kilkoma żołnierzami oddziału został zaatakowany przez UB. W czasie strzelaniny jego podkomendni zdołali się wycofać, jednak sam „Salwa” poległ w walce.
Komendę nad oddziałem objął Gałat. Niestety, już 20 listopada 1947 r. partyzanci wpadli w zasadzkę UB. W walce zginął Zdzisław Konieczny „Ryszard”, a Gałat, ranny, został pojmany przez ubowców. Zaraz potem 7 grudnia 1947 r. zginęło dwóch kolejnych jego podkomendnych: Władysław Migdał „Ordon” poległ w walce, a Józef Garścia „Zryw”, nie mając szans, popełnił samobójstwo strzałem z automatu. W marcu 1948 r. Gałat został skazany na karę śmierci i zamordowany. Taki sam los spotkał Józefa Mikę „Leszka”, który walczył aż do października 1950 roku.


Dr Maciej Korkuć (IPN Kraków)
drukuj

Drogi Czytelniku naszego portalu,
każdego dnia – specjalnie dla Ciebie – publikujemy najważniejsze informacje z życia Kościoła i naszej Ojczyzny. Odważnie stajemy w obronie naszej wiary i nauki Kościoła. Jednak bez Twojej pomocy kontynuacja naszej misji będzie coraz trudniejsza. Dlatego prosimy Cię o pomoc.
Od pewnego czasu istnieje możliwość przekazywania online darów serca na Radio Maryja i Tv Trwam – za pomocą kart kredytowych, debetowych i innych elektronicznych form płatniczych. Prosimy o Twoje wsparcie
Redakcja portalu radiomaryja.pl