Jak wzmocnić miłość w małżeństwie?


Z Jackiem Pulikowskim, mężem, ojcem dwóch córek i syna,doradcą rodzinnym, autorem wielu książek i publikacji o tematyce małżeńskiej,rozmawia Małgorzata Jędrzejczyk

Według badań Głównego Urzędu Statystycznego tylko w ubiegłym roku rozwiodło się ok. 73 tys. małżeństw, podczas gdy w latach 1995-2002 orzekano około 40-50 tys. rozwodów rocznie. Czym można tłumaczyć taki wzrost liczby rozpadających się małżeństw?
– Uważam, że podstawową przyczyną jest odejście od świata wartości, od Boga.
Nie spotkałem małżeństwa, które naprawdę solidnie oparłoby się na Bogu i rozpadło. Konsekwencją odejścia od Boga jest pewien niedorozwój człowieka, polegający na niezdolności do miłości. Ludzie całą uwagę koncentrują na swojej przyjemności. Taka postawa jest zaprzeczeniem miłości, która polega na obdarowywaniu drugiej osoby dobrem. Niestety, media ogłaszają, że liczy się „twoja” przyjemność, „twój” sukces. Tak „napędzany” indywidualizm jest przygotowaniem do rozwodów. W efekcie ludzie niezdolni są do poświęcenia, niegotowi do podjęcia trudu w życiu, bo uważają, że wszystko ma być łatwe i przyjemnie, pobierają się z egoistycznych pobudek.

A przecież, jak pisał św. Augustyn, „miłość to wybór drogi miłości i wierność temu wyborowi”… Jak te słowa należy rozumieć w małżeństwie?
– Miłość jest kluczem do wszystkiego. Człowiek zdolny do miłości, który posiadł samego siebie, podjął trud samowychowania, potrafi ofiarować siebie i wytrwać na każdej drodze powołania – do kapłaństwa czy do małżeństwa. O wartości każdego powołania decyduje bowiem wierność. Całe piękno małżeństwa zostaje przekreślone przez rozstanie… Lata małżeństwa przeżyte do końca razem są sukcesem przynoszącym satysfakcję, tym większą, im więcej trudności udało się wspólnie pokonać.

Co jest zatem kluczem do udanego małżeństwa?
– W skrócie – radość z pokonywania własnych słabości na rzecz drugiego, czyli radość z dawania siebie, z codzienności. Ważne jest uporządkowanie relacji z teściami. Miłość, która wyraża się w gotowości dawania i komunikacja jako droga dochodzenia do siebie.

Czy komunikacji można się nauczyć?
– Tak. Ostrzegam jednak przez różnego rodzaju kursami komunikacji, które tak naprawdę są kursami manipulacji, uczą np., jak sprzedać towar, jak zmanipulować kontrahenta. Celem komunikacji jest – jak sama nazwa wskazuje – komunia. W tak pojętym dialogu nie chodzi o niszczenie kogoś, lecz o zbliżenie się do siebie ludzi, którzy często mają różne poglądy na jakiś temat. Jeśli ktoś przedstawia mi sensownie swój punkt widzenia, staje się mi bliższy, wcale nie muszę jego poglądów zmieniać. Oczywiście, małżonkowie swoje podstawowe poglądy, świat wartości, wiarę w Boga czy nawet styl życia muszą mieć podobne, ale to powinno się rozstrzygnąć przed ślubem, w narzeczeństwie.

Na co w szczególny sposób zwróciłby Pan uwagę narzeczonych, zanim podejmą decyzję o małżeństwie?
– Na początek postawiłbym im pytania, czy potrafią iść ścieżką pod górę – drogą czystości, czy też płyną z prądem drogą pożądliwości. Przez wybór drugiej drogi krzywdzą siebie, swoją więź, idą do małżeństwa poranieni i, niestety, ciąży to na całym ich przyszłym życiu w małżeństwie. Gdy wybierają drogę czystości, która jest drogą wymagań, idą ku sobie, stawiają sobie wymagania i bez względu na to, czy ostatecznie pobiorą się, czy nie, w głębi serca będą sobie wdzięczni, bo nauczyli się czegoś dzięki sobie. Droga czystości jeśli nie kończy się małżeństwem, to często owocuje przyjaźnią na całe życie.
Droga czystości to coś głębszego – to nie tylko zaniechanie współżycia seksualnego – polega na otwartości na Boże oczekiwania wobec człowieka. Narzeczonym polecam książkę „Zakochanie i co dalej”, którą niedawno napisałem właśnie z myślą o nich.

Tak więc dobrze przygotowani do małżeństwa narzeczeni osiągnęli zamierzony cel – biorą ślub i na tym koniec wzajemnych starań o siebie?
– Oczywiście jest to narzucony nam model. Przeciwnicy małżeństwa mawiają, że ślub to grób miłości. Tak naprawdę dzisiaj świat nie rozróżnia dwóch zasadniczych pojęć – rozbudzenie uczuć i miłość, zakochanie i miłość. Uczucia są z definicji zmienne i mniej więcej po dwóch latach nawet najbardziej płomiennej znajomości słabną. Jeśli będziemy bazowali tylko na uczuciach, to wszystkie małżeństwa będą się rozpadać. Natomiast jeśli zakochanie, zafascynowanie osobą wykorzystamy do pogłębienia znajomości, poznania osoby, pogłębienia więzi psychicznej i duchowej, to ta więź wystarczy na całe życie. Płytkie uczucia są przelotne, zbyt słabe, by przetrwać całe życie, a gdy nie są już takie mocne jak w chwili poznania, małżonkowie nierzadko stwierdzają, że trzeba się rozejść.

Jednak modne jest lapidarne stwierdzenie, że to różnica charakterów jest przyczyną rozstań…
– Jest to pewnego rodzaju oszustwo. Wmawia się, że kobiety i mężczyźni są tacy sami, mogą wykonywać te same zadania, a przecież jesteśmy diametralnie różni. Małżonkowie myślą więc, że nie dopasowali się, że mieli pecha, gdy tak różnie patrzą na sprawy. W efekcie twierdzą, że mają ogromne różnice charakterów, które nie pozwalają na dalsze wspólne życie. To kolejna pułapka. Jesteśmy sobie nieodzownie potrzebni w „firmie”, która nazywa się rodziną i mamy w niej do wypełnienia różne zadania. Kobieta nie spełni roli ojca, a mężczyzna roli matki. Naszym zadaniem jest poznanie tych różnic, co dziś nie jest trudne, gdyż mamy całe mnóstwo poradników, które mówią o różnicach psychiki kobiety i mężczyzn.
Idąc tym śladem, różnimy się też w przeżywaniu seksualności. Świat podpowiada fałszywe treści, które zachęcają do przygodnych kontaktów seksualnych. Już w małych chłopcach i dziewczynkach rozbudza się ich seksualność, pobudza wyobraźnię poprzez pisma i piosenki. W ten sposób „wyrabia się” czytelników i czytelniczki pism pornograficznych, którzy w kontaktach z płcią przeciwną szukają zaspokojenia rozbudzonych tęsknot i doznań seksualnych.

A czy w małżeństwie jest miejsce na wolność, niezależność? Jak ją rozumieć?
– Powiedziałbym prowokacyjnie, że nie ma miejsca na wolność, bo jeśli ktoś wybiera drogę małżeństwa, to już ogranicza swą wolność. W dniu ślubu oddaję mojej żonie moje hobby, zamiłowania, a żona w zamian powinna mi wspaniałomyślnie oddać całą swoją wolność z wyjątkiem tego, co szkodzi małżeństwu i tego nie ma prawa mi zwrócić. Jeśli coś godzi w dobro małżeństwa, sam z tego rezygnuję, ofiarowuję dla dobra małżeństwa. Przykładowo kolega, który lubił wspinać się w górach, gdy urodziło się dziecko, sam zrezygnował ze swego ryzykownego przecież zamiłowania dla dobra rodziny. Coraz częściej spotyka się kobiety, które wchodzą w małżeństwo ze sztucznie rozbudzoną tęsknotą za przygodami, bo tak je nauczyły pisma kobiece promujące tzw. wolność, niezależność, a kiedy tego nie realizują, porzucają męża z zarzutem, że nie mogły się realizować.

Czy jest więc szansa, by być naprawdę szczęśliwym w małżeństwie, czy to tylko ciągła rezygnacja z czegoś?
– Małżeństwo gotowe do oddania, poświęcenia jest szczęśliwe, bo sama idea małżeństwa prowadzi do szczęścia. Nawet małżeństwo okupione trudem, wysiłkiem daje wiele radości. Jeśli uczciwie realizujemy dobre tęsknoty, szczęście jest jakby efektem ubocznym. Te tęsknoty wypływają z serca człowieka. Ważne jest, czy tęskni się do pięknego, trwałego, dozgonnego małżeństwa z gromadką dzieci. Warto postawić sobie pytanie, czy druga osoba, z którą zamierzamy realizować te tęsknoty, jest do tego dojrzała. Jeśli tak, na pewno razem w małżeństwie będą szczęśliwi, bez względu na trudności czy warunki życiowe.

A gdy jednak małżonkowie twierdzą, że dłużej nie mogą być razem, że nic ich już nie łączy? To oznacza koniec miłości?
– Bardzo często spotykam się z sytuacjami, gdy pary małżeńskie mówią, że się już nie kochają. Staram się wtedy zmienić ich myślenie. Ich diagnoza o własnym małżeństwie jest podyktowana zmęczeniem, udręczeniem. Gdy pytam, czy się troszczą o siebie, odpowiadają, że tak. Oznacza to, że ta fundamentalna miłość istnieje, tylko trudno im ze sobą być. Muszą podjąć starania, by na nowo odbudować uczucia, by chciało im się przebywać z tą drugą osobą.
Czytałem kiedyś o pewnym prawniku, który ogłosił, że udziela rozwodów za darmo. Ustawiła się więc długa kolejka małżeństw, które chciały się rozwieść. Prawnik zaznaczył, że warunkiem wstępnym do jego usług w sprawach rozwodowych jest to, że małżeństwa wracają razem do domu i przez miesiąc odnoszą się do siebie jak kochająca się para. W efekcie żadna para po takim miesiącu nie wróciła, by kontynuować sprawę rozwodową.
Warto podjąć taką próbę. Nawet jeśli nie uda się rozwiązać wszystkich problemów, to jest szansa się przekonać, że można ze sobą żyć i zacząć układać życie na nowo.
Chociaż uczucia nie są miłością, to zaniedbane mogą powodować, że ludzie chcą się rozstać. Zadbanie o uczucia ułatwia naprawę miłości. Miłość jest czymś fundamentalnym. Nie wolno zapomnieć, że obiecałem przed Bogiem żonie, że będę ją kochał dozgonnie. Małżeństwo jest zadaniem. Jeżeli jest trudno, to po to, bym się rozwijał, a nie po to, bym uciekał. Ten trud opłaca się. Pokonywanie przeszkód decyduje o pogłębionej więzi. Ludzie uciekają od trudności, tymczasem miłość trzeba sobie czasem narzucić, jeśli podjęło się takie zobowiązanie. Odbudowa miłości małżeńskiej zawsze jest możliwa. Istnieje jeden warunek – trzeba zainwestować w swoją osobistą dojrzałość, bowiem skrajny egoista nie będzie zdolny do miłości i przegra nawet najlepiej zapowiadające się małżeństwo.

Dziękuję za rozmowę.
drukuj

Drogi Czytelniku naszego portalu,
każdego dnia – specjalnie dla Ciebie – publikujemy najważniejsze informacje z życia Kościoła i naszej Ojczyzny. Odważnie stajemy w obronie naszej wiary i nauki Kościoła. Jednak bez Twojej pomocy kontynuacja naszej misji będzie coraz trudniejsza. Dlatego prosimy Cię o pomoc.
Od pewnego czasu istnieje możliwość przekazywania online darów serca na Radio Maryja i Tv Trwam – za pomocą kart kredytowych, debetowych i innych elektronicznych form płatniczych. Prosimy o Twoje wsparcie
Redakcja portalu radiomaryja.pl