IPN na stole operacyjnym

Kluczowa w budowaniu narodowej tożsamości Polaków instytucja, jaką jest
Instytut Pamięci Narodowej, wkroczyła w finalny etap zmian, które prowadzą do
marginalizacji Instytutu w życiu publicznym. Ze szkodą dla naszej polityki
historycznej i więzi wspólnotowych.

We wtorek minął termin zgłaszania się kandydatów do dziewięcioosobowej Rady IPN,
która zastąpi funkcjonujące dotychczas Kolegium IPN. Pierwszym zadaniem tego
gremium będzie wskazanie spoza swego grona nowego prezesa Instytutu, który
zastąpi tragicznie zmarłego w katastrofie smoleńskiej śp. prof. Janusza Kurtykę.
Do Instytutu wpłynęło 46 zgłoszeń. Co dalej z kandydatami? W piątek zebrało się
zgromadzenie elektorów, którego zadaniem jest wybrać i przedstawić Sejmowi i
Senatowi 14 kandydatów do Rady IPN. Jej skład będzie sumą decyzji Sejmu
(wybierze 5 członków Rady) i Senatu (dokona elekcji 2 członków). O obsadzie
pozostałych dwóch miejsc spośród kandydatów rekomendowanych przez Krajową Radę
Sądownictwa i Krajową Radę Prokuratorów zadecyduje prezydent Bronisław
Komorowski. Kiedy poznamy osobowy skład Rady IPN i nowego prezesa, wtedy
będziemy w stanie dokładnie powiedzieć, w jaki sposób zmieni się IPN. Ale już
teraz warto się pokusić o zarysowanie kierunku, w którym te zmiany zmierzają.

Więcej kontroli bez odpowiedzialności
Kto będzie miał szansę zostać członkiem Rady IPN? Swoje kandydatury zgłosili
historycy, m.in. ks. prof. Józef Marecki z Krakowa, prof. Jan Żaryn, prof.
Antoni Dudek oraz współautor głośnej książki "SB a Lech Wałęsa" i laureat
nagrody Książki Historycznej Roku za "Annę Solidarność" dr Sławomir Cenckiewicz.
Nieoficjalnie wiadomo, że o miejsce w radzie będą się starać niektórzy
członkowie Kolegium IPN. Chodzi m.in. o profesorów Jana Drausa, Mieczysława
Rybę, Andrzeja Chojnowskiego czy Andrzeja Paczkowskiego.
Od początku istnienia IPN można się było przekonać, że o kształcie tej
instytucji decyduje osoba prezesa. Szczególnie widać to było w ostatnich latach,
kiedy na czele Instytutu stał prof. Janusz Kurtyka. Po jego tragicznej śmierci w
katastrofie smoleńskiej, kiedy dodatkowo procedowana była nowelizacja ustawy o
działalności Instytutu, nieoficjalnie pojawiły się informacje, że "IPN zostanie
utemperowany". Zresztą zgodnie z nachalnymi sugestiami krytyków tej instytucji,
którzy rekrutowali się nie tylko z szeregów lewicy (co oczywiście zrozumiałe),
ale również ze strony części dawnego obozu solidarnościowego. Dlaczego
personalna obsada jest tak ważna i to ona pokaże, w jakim kształcie Instytut
będzie istniał dalej.
– Obecna nowelizacja w przypadku określenia roli prezesa to takie przejście od
monarchii absolutnej do monarchii parlamentarnej. Zgodnie z nową ustawą Rada IPN
będzie mogła odrzucić sprawozdanie roczne prezesa, co oznacza, że raz do roku
będzie go mogła zdymisjonować – tłumaczy "Naszemu Dziennikowi" prof. Antoni
Dudek, który od lutego 2006 r. do kwietnia 2010 r. był doradcą prezesa Janusza
Kurtyki. Bardziej zdecydowany w ocenie zmian, jeśli chodzi o pozycję prezesa,
jest inny bliski współpracownik tragicznie zmarłego prezesa, prof. Jan Żaryn. –
Zgodnie z duchem ustawy nowy prezes może stać się podwykonawcą, a nie reżyserem
kierunku, w którym będzie szedł Instytut – ocenia w rozmowie z nami.
Znowelizowana ustawa bardzo ogranicza decyzyjność szefa IPN, co – jak
podkreślają niektórzy z naszych rozmówców – było jednym z rzeczywistych
zamierzeń w dokonywanych zmianach.
Dotychczas ustawodawca gwarantował Instytutowi, a przede wszystkim jego władzom,
dużą niezależność od sejmowej większości. Samego prezesa trudno było powołać,
ale również trudno było go odwołać. Na czym, krótko mówiąc, polega nowelizacyjna
zmiana w kwestii pozycji prezesa? Zwiększono możliwości kontroli Instytutu przez
polityków, a jednocześnie rozmyta została kwestia odpowiedzialności. A wszystko
pod odmienianym przy okazji nowelizacji przez wszystkie przypadki hasłem
"odpolitycznienia" IPN.

Formować społeczeństwo obywatelskie
Żeby uchwycić, w jaki sposób nowelizacja ustawy może zmienić oblicze IPN, trzeba
pokazać ideę, którą w swoich działaniach kierował się Janusz Kurtyka ze swoimi
współpracownikami. – Bez wiedzy historycznej nie masz wolności, Polaku, jesteś
manipulowany przez różne środowiska, które wykorzystują twoją niewiedzę – w taki
sposób streszcza ją prof. Jan Żaryn, który od stycznia 2006 r. do kwietnia 2009
r. był dyrektorem Biura Edukacji Publicznej IPN. I dodaje, że konkretnym celem,
który stawiał sobie zespół kierowany przez prof. Janusza Kurtykę, było
formowanie społeczeństwa obywatelskiego poprzez popularyzowanie solidnej wiedzy
historycznej. – Zdawaliśmy sobie sprawę, że mamy do spełnienia misję wobec
podmiotu znacznie poważniejszego niż przejściowe figury życia politycznego,
czyli wobec wspólnoty narodowej. I nie baliśmy się kontestowania naszych działań
– mówi prof. Żaryn.
Ekipa, którą wokół Instytutu zebrał Janusz Kurtyka, postanowiła być mocno obecna
w debacie publicznej na temat najnowszej historii Polski. – Stąd tworzone
specjalne dodatki IPN do prasy. Były też specjalne oferty, które Biuro Edukacji
Publicznej przygotowało dla szkół, tzw. teki edukacyjne, i specjalne zajęcia dla
nauczycieli. Do tego trzeba dodać internetowe portale tematyczne, które powstają
sukcesywnie, oraz mnóstwo wystaw, które Biuro Edukacji Publicznej powoli, ale
systematycznie przenosiło z sal naukowych na ulice. W przestrzeń niezwykle łatwo
dostępną dla ludzi – mówi w rozmowie z "Naszym Dziennikiem" prof. Żaryn.
Ta różnoraka obecność IPN w debacie publicznej przynosi bardzo konkretne efekty.
– IPN odgrywa ogromną rolę w procesach społecznych zachodzących w Polsce, gdzie
z jednej strony walczymy o nasz obraz na arenie międzynarodowej, a z drugiej
strony powoli próbujemy oczyszczać wewnętrznie państwo z pozostałości po dwóch
totalitaryzmach. IPN prowadził w dobrze i zdrowo pojęty sposób politykę
historyczną państwa – wskazuje historyk prof. Mieczysław Ryba, członek Kolegium
IPN, kandydat do tworzonej Rady Instytutu.
Śmiało można powiedzieć, że IPN swoją działalnością mocno przyczynił się do
budowania wspólnoty narodowej, chociażby poprzez odkrycie prawdy o relacjach
polsko-ukraińskich oraz polsko-żydowskich i poprzez osadzenie tych relacji w
szerokim kontekście. Przykładem niech będzie temat ludobójstwa na Polakach
mieszkających na Wołyniu. – Chcieliśmy pokazać, że Wołyń nie był wydarzeniem
marginalnym, chociaż przez długi czas był tak traktowany, ale jest naszym
dziedzictwem narodowym. Walka o pamięć o tamtych wydarzeniach nie jest sprawą
małej grupki osób karykaturalnie przedstawianych jako wariaci rozdrapujący rany,
ale nas wszystkich – mówi prof. Żaryn. Podobnie jest z tematem relacji
polsko-żydowskich.
Gdy światowe media coraz częściej używały oszczerczej formuły "polskie obozy
koncentracyjne", a antypolscy autorzy pokroju Jana Tomasza Grossa przedstawiali
Polaków jako antysemitów, badacze skupieni wokół Instytutu powoli odtwarzali
historyczną prawdę o relacjach polsko-żydowskich. Pokazywali przede wszystkim
Polaków, którzy w warunkach okupacyjnych potrafili nieść pomoc Żydom. To wtedy
została wydobyta na światło dzienne poruszająca historia rodziny Ulmów z
Markowej na Podkarpaciu.

W kierunku szanowanej, ale bliżej nieznanej instytucji
Historycy, którzy chcą swobodnie prowadzić badania naukowe w obszarze najnowszej
historii Polski, nie kryją obaw, że po "normalizacji" w IPN ten rozmach może
zostać zablokowany. Jednocześnie zduszona zostanie idea formowania społeczeństwa
obywatelskiego. – Wszystko wskazuje na to, że IPN po zmianach stanie się wielce
szanowaną, ale bliżej nieznaną instytucją – mówi nam jedna z osób od dawna
pracująca w IPN. Inni, bardziej krytycznie nastawieni, mówią, iż Instytut wraca
do sytuacji z czasów prezesa Leona Kieresa, który opinii publicznej kojarzył się
głównie z przecinaniem okolicznościowych wstęg.
Na razie badacze związani z IPN pracują nad zakończeniem projektów, które
rozpoczęli już jakiś czas temu. Ale łatwo wyczuć, że dominującymi uczuciami,
jakie im towarzyszą, są niepewność i oczekiwanie. Jak podkreśla jeden z naszych
rozmówców, obecna działalność, np. prace nad zakończeniem encyklopedii
"Solidarności", to efekty pozytywnej pracy i dobrych decyzji z przeszłości. – Na
razie toczy się to siłą rozpędu. Pytanie, co dalej po zmianach, z nowym prezesem
i Radą IPN – zastanawia się jeden z rozmówców "Naszego Dziennika". Dla tych,
którzy wieszczą "pacyfikację Instytutu", sygnałem alarmowym była konferencja
podsumowująca działalność i dorobek IPN, która w grudniu 2010 r. odbyła się w
Łodzi. – Niektóre z wypowiedzi zaproszonych gości zawierały mocne sugestie, że
pora porzucić tradycyjną metodę badawczą, którą dotychczas posługiwał się IPN.
Takie patrzenie na historię, jakby już wszystko zostało przebadane, i teraz
trzeba zgodnie z "duchem" postmodernizmu skupić się na opisywaniu problemów.
Podobny sposób narracji, przejaskrawiania problemów, prowadzi właśnie Gross. To
przejście od historii w stronę socjologii – tłumaczy nam jeden z historyków.
Nasi rozmówcy podkreślają, że zmiany w funkcjonowaniu IPN przebiegają wedle
zasady: "to jest akceptowane, co nikomu nie szkodzi". I efektem zmian będzie
pozbawienie Instytutu wykonywania niektórych zadań, do których został powołany.
Jeśli środowiska akademickie zdobędą wpływ na Instytut, to mogą być blokowane
tzw. niewygodne tematy z najnowszej historii. – Oznacza to przeniesienie na
działanie Instytutu tych problemów, które od lat dotykają polskie środowisko
akademickie – wyjaśnia jeden z warszawskich historyków. Tego wątku nie trzeba
rozwijać, a mechanizm działania ujawnił się w przypadku opublikowania pracy
historyka Pawła Zyzaka na temat Lecha Wałęsy. Histeria elit III RP, opluwanie
autora i jego promotora prof. Andrzeja Nowaka, zarządzenie przez minister
edukacji Barbarę Kudrycką kontroli na Uniwersytecie Jagiellońskim, wpływają na
utrwalanie w akademickim świecie mechanizmu podległości i konformizmu.
Kolejnym niepokojącym elementem jest organizacyjny chaos związany z likwidacją
pod koniec ubiegłego roku Gospodarstwa Pomocniczego IPN. Ten twór pozwalał
prowadzić Instytutowi działalność gospodarczą, tzn. zaopatrywać hurtownie w
całym kraju w publikacje wydawane przez IPN. Dziś, po likwidacji Gospodarstwa
Pomocniczego, książek IPN nie można kupić nawet w księgarniach akademickich. Na
czym polega powstały problem? Instytut może sprzedawać swoje książki, ale w
kwestii zapłaty za nie musi czekać na wyniki sprzedaży i dopiero po czasie może
się rozliczyć z hurtownią. Funkcjonowanie w takich realiach rynkowych
umożliwiało właśnie Gospodarstwo Pomocnicze. Teraz IPN sam sprzedaje swoje
książki. W efekcie można je kupić tylko w oddziałach IPN. Nie trzeba specjalnie
tłumaczyć, w jakim stopniu zawęża to krąg potencjalnych czytelników.
Dorobek wydawniczy Instytutu to kilkaset pozycji. Działalność na tym polu
została zdynamizowana decyzją prezesa Janusza Kurtyki, który zdecentralizował
wydawnictwo, wcześniej formalnie przyporządkowane do struktur warszawskich. Tak
powstało 11 wydawnictw, tyle, ile oddziałów IPN. – Nie tylko Biuro Edukacji
Publicznej, ale również dział archiwów miał obowiązek publikować wyniki swojej
pracy. Zobowiązane do tego zostały regionalne oddziały, których badania i
publikacje stawały się istotnym elementem w odkrywaniu lokalnej historii i
służyły tamtejszym społecznościom – mówi prof. Mieczysław Ryba.
Biorąc pod uwagę ogromny obszar działalności IPN i jego rolę w kształtowaniu
narodowej tożsamości Polaków, trudno się dziwić niepewności i oczekiwaniu, z
jakimi o zmianach w tej instytucji mówią ludzi związani z IPN. Wielokrotnie pod
adresem Instytutu padały groźby obcięcia budżetu czy nawet likwidacji, a jego
funkcjonowanie ograniczano do tematu dzikiej lustracji. W najbliższym czasie
okaże się, czy IPN dalej będzie mógł służyć Polsce i Polakom, czy może dojdzie
do realizacji zapowiadanych gróźb.

 

Mariusz Majewski

drukuj

Drogi Czytelniku naszego portalu,
każdego dnia – specjalnie dla Ciebie – publikujemy najważniejsze informacje z życia Kościoła i naszej Ojczyzny. Odważnie stajemy w obronie naszej wiary i nauki Kościoła. Jednak bez Twojej pomocy kontynuacja naszej misji będzie coraz trudniejsza. Dlatego prosimy Cię o pomoc.
Od pewnego czasu istnieje możliwość przekazywania online darów serca na Radio Maryja i Tv Trwam – za pomocą kart kredytowych, debetowych i innych elektronicznych form płatniczych. Prosimy o Twoje wsparcie
Redakcja portalu radiomaryja.pl