Czy śledczy wiedzą, co wyciekło z tupolewa?

Z Siergiejem Amielinem, docentem z Katedry Elektroniki i Technik
Mikroprocesowych smoleńskiego oddziału Moskiewskiego Instytutu Energetyki,
dziennikarzem i fotoreporterem, autorem zdjęć i trajektorii lotu Tu-154M,
rozmawia Marta Ziarnik

Był Pan w momencie katastrofy polskiego tupolewa w Smoleńsku?
– Mieszkam i pracuję w Smoleńsku. W momencie tragedii przebywałem w mieście. Na
miejsce katastrofy 10 kwietnia nie pojechałem. Byłem pewien, że nie uda mi się
nic zobaczyć – miejsce katastrofy było szczelnie otoczone przez żołnierzy i
milicję. Nikogo nie dopuszczano w pobliże.

Kiedy już jednak Pan dotarł na miejsce, co można tam było zobaczyć?
– Na miejsce katastrofy lotniczej przyjechałem 13 kwietnia. Właśnie wtedy
wykonałem fotografie, które zamieściłem w internecie. W tym czasie żołnierze nie
dopuszczali tylko do tego miejsca, gdzie leżały szczątki. Sam zaś odcinek, nad
którym przelatywał samolot, był dostępny. Można było swobodnie obserwować drzewa
ze ściętymi gałęziami, a nawet je fotografować. Wcześniej nie pozwalali tego
robić.

Jak wyglądało to miejsce?
– Na trajektorii lotu samolotu można jeszcze było dostrzec drobne części jego
poszycia – małe kawałeczki. Później wszystkie je zebrali. W miejscu, gdzie
leżały szczątki samolotu, pracowali jeszcze oficerowie śledczy i ratownicy;
nikogo tam nie wpuszczali.

Widział Pan wrak polskiego Tu-154M?
– Szczątki samolotu widziałem tylko z daleka, przez gałęzie krzaków. Po dwóch
dniach wszystkie zostały jednak wywiezione na plac strzeżony przez żołnierzy, na
który nikogo nie wpuszczają. Tam pracują jedynie oficerowie śledczy.

Słyszał Pan od naocznych świadków, jak wyglądała katastrofa?
– Rozmawiałem z właścicielem działki rolnej, na której znajduje się brzoza.
Właśnie o nią samolot złamał skrzydło. Ten człowiek odmówił podania imienia i
nazwiska. Mogę powiedzieć tylko tyle, że jest emerytem i 10 kwietnia był na
swojej działce letniskowej. Opowiadał mi, że tego dnia była tak silna mgła, iż
źle widział nawet wierzchołek brzozy. Nie dostrzegł też zbliżającego się
samolotu, słyszał jedynie jego dźwięk. Powiedział, że samolot przeleciał bardzo
nisko i że to działo się tak szybko, iż nie zdążył nawet zorientować się, o co
chodzi. Strumień powietrza zwalił go z nóg i odrzucił na bok. Mężczyzna usłyszał
tylko uderzenie o drzewo i widział, jak brzoza się połamała. Kiedy już zdołał
się podnieść, pobiegł w stronę miejsca, gdzie roztrzaskał się samolot. Myślał,
że może pasażerowie będą potrzebować pomocy. Ale od jego działki do miejsca
upadku samolotu jest dość daleko, bo ponad 500 m po prostej, a drogą jeszcze
dalej. Dlatego znalazł się na miejscu jednocześnie ze strażakami, którzy go tam
nie wpuścili.
Ten człowiek powiedział mi też, że na jego działce znajdowały się niewielkie
szczątki skrzydła, a ziemia była zalana jakimś płynem. Myślę, że pochodził on z
układu hydraulicznego. Przy uderzeniu w brzozę nie tylko odłamała się część
skrzydła, być może został uszkodzony układ hydrauliczny. Dodatkowo sterowanie
częściowo lub całkowicie odmówiło posłuszeństwa i maszyna w sposób
niekontrolowany zaczęła się obracać wokół własnej osi, ostatecznie upadając
podwoziem do góry.

Minister Siergiej Szojgu mówił, że samolot był przełamany na dwie części.
– Jak już mówiłem, szczątki samolotu widziałem z daleka. Ale uważnie
przestudiowałem wszystkie fotografie i materiały wideo, jakie udało mi się
zrobić osobiście bądź dostać od innych osób, a na których wyraźnie widać, że
samolot rozpadł się nie na dwie, ale na kilka części! Duże szczątki to ogon
samolotu, dwa kawałki skrzydeł z podwoziem i fragment kadłuba. Cała reszta
rozpadła się na drobne kawałeczki. Nie widziałem kokpitu. Te kawałeczki są
dobrze widoczne na fotografiach wykonanych na placu, gdzie leżą szczątki.

Jak zabezpieczano miejsce katastrofy?
– Przez pierwsze dni po katastrofie całe miejsce wypadku było otoczone, nikogo
tam nie wpuszczano. Ochronę na miejscu katastrofy zaczęto ustawiać po 15
minutach od tragedii. Ściągnięto milicjantów, kursantów szkoły milicyjnej,
Akademii Wojskowej Obrony Przeciwlotniczej znajdującej się w Smoleńsku, jak
również żołnierzy z jednostek wojskowych ze Smoleńska.

Od osób, które były w Smoleńsku, wiadomo jednak, że zabezpieczenie tego
miejsca w późniejszych dniach pozostawiało wiele do życzenia.

– Rzeczywiście, nie obeszło się bez ekscesów. Media ujawniły fakt
przywłaszczenia rzeczy osobistych osób, które zginęły w katastrofie lotniczej.
Kilku żołnierzy, którzy stali w okrążeniu, zrabowało z miejsca zdarzenia kartę
płatniczą i dzięki niej wypłacili z konta pewne sumy. Jak poinformowała
prokuratura Rosji, żołnierze ci zostali zatrzymani i obecnie prowadzone jest
śledztwo w sprawie kradzieży. Oni już przed rozpoczęciem służby wojskowej byli
karani.
Złodziei interesowały głównie kosztowności należące do ofiar katastrofy. Ale na
miejscu były też podzespoły techniczne samolotu mogące wpływać na wyniki
śledztwa.

A Pan znalazł coś szczególnego w tym miejscu?
– Kiedy sam byłem (zresztą kilkukrotnie) na miejscu katastrofy, żadnych kawałków
samolotu czy osobistych rzeczy ofiar nie widziałem. Znalazłem tam za to
pozostałości pudeł z taśmy filmowej i same kawałki taśm. Z tego, co wiem, w
samolocie przewożono filmy, które miały być później pokazane na festiwalu filmów
w Moskwie. Jeden z kadrów z tej taśmy filmowej sfotografowałem. Jednak nie
wykluczam, że inni na miejscu katastrofy mogli znaleźć więcej rzeczy.

Mieszkańcy Smoleńska przeszukiwali teren, który już nie był w żaden sposób
chroniony?

– Tak, to prawda. Przez pewien czas – mniej więcej od 20 kwietnia do 1 maja –
miejsca upadku samolotu faktycznie nikt nie ochraniał. I tam rzeczywiście można
było chodzić i szukać rzeczy.
Dopiero na początku maja na miejscu katastrofy postawiono posterunek milicji. Od
tej pory milicjanci przebywają tam całą dobę i nie pozwalają niczego wykopywać;
zabraniają również podchodzić do lotniska. Miejsce upadku samolotu znajduje się
właśnie na granicy lotniska.

A Pańscy koledzy, rosyjscy dziennikarze, którzy byli na miejscu, widzieli coś
więcej?

– Wszyscy przybyli na miejsce katastrofy już wtedy, kiedy do szczątków nikogo
nie dopuszczano. Jeden z moich znajomych pracował bezpośrednio na miejscu
katastrofy, robił zdjęcia i nagrywał dla Ministerstwa ds. Sytuacji
Nadzwyczajnych Rosji. Ale on nie może udzielać żadnych komentarzy do czasu
zakończenia śledztwa, ponieważ jest pracownikiem ministerstwa.

Co o katastrofie mówili sami mieszkańcy Smoleńska?
– Świadków tej katastrofy jest bardzo mało. Do tragedii doszło rano, była zła
pogoda, większość mieszkańców miasta przebywała jeszcze w domach. Także ci,
którzy mieszkają obok lotniska, nic nie wiedzieli o żadnej katastrofie lotniczej
i dowiedzieli się o niej dopiero z wiadomości. Samolot widzieli w zasadzie tylko
jadący w tym czasie szosą, którą przeciął. Ale oni widzieli go zaledwie kilka
sekund. Z ich relacji wynika, że leciał bardzo mocno przechylony na jedno
skrzydło i że spadł praktycznie od razu po tym, jak przeleciał nad szosą.
Wszystko to rozegrało się niesamowicie szybko.

Zna Pan kontrolerów Pawła Plusnina i Wiktora Ryżenkę?
– Osobiście Plusnina nie znam. Rozmawiałem jedynie z człowiekiem, który zna go
od kilku lat, ponieważ również pracował na lotnisku w Smoleńsku. Według jego
słów, Plusnin to doświadczony dyspozytor. Wiem, że snuto domysły, że dyspozytor
nie pracował na smoleńskim lotnisku i nie znał jego. To jednak nieprawda.
Plusnin służył na lotnisku Siewiernyj w czasie, gdy znajdował się tam pułk
lotnictwa wojskowo-transportowego, i dobrze je znał.

Jakim sprzętem nawigacyjnym dysponuje lotnisko Smoleńsk Siewiernyj?
– Na ile mi wiadomo, część sprzętu z lotniska została zdemontowana jesienią 2009
roku. Wtedy był rozformowany pułk lotnictwa wojskowo-transportowego, który miał
bazę w Smoleńsku. Jednakże loty na to lotnisko wciąż się odbywały, dlatego
dysponuje ono sprzętem nawigacyjnym.

Jaki radar jest na lotnisku?
– Na lotnisku Siewiernyj znajdował się radar RSP-6. Radiolokacyjny system
lądowania RSP-6 jest przeznaczony do regulowania ruchu na dalekich i bliskich
podejściach do lotniska, a także do późniejszego naprowadzenia samolotów (już
poza widocznością ziemi) na pas startowy lotniska i kontroli ich zniżania się do
wysokości 150-200 m w trudnych warunkach meteorologicznych za pomocą głosowego
przekazywania przez kierownika lotów komend dla załóg samolotów przez stacje
radiowe łączności. RSP-6 bardzo często jest wykorzystywany na rosyjskich
lotniskach wojskowych. Ponadto blisko lotniska znajdują się radiolatarnie z
dalekim i bliskim zasięgiem. Żadnej innej nawigacyjnej aparatury na lotnisku nie
ma. Ten sprzęt znajduje się tam na stałe.

Dlaczego wieża w Smoleńsku wygląda jak barak w slumsach?
– Punkt zarządzania, czyli wieża lotniska wojskowego Siewiernyj, wyraźnie różni
się od wieży z lotnisk cywilnych. Z racji konieczności zachowania tajemnicy mają
one niewielką wysokość i maskującą farbę. Widziałem fotografie wieży lotniska
Siewiernyj zrobione kilka lat temu. Wtedy ona wyglądała dokładnie tak samo jak
obecnie. Inaczej wygląda już wieża smoleńskiego lotniska Jużnyj, który był
cywilnym portem lotniczym i teraz nie funkcjonuje.

Czy lotnisko w Smoleńsku jest przystosowane do przyjmowania chociażby takich
samolotów jak Tu-154M, które wymagają specjalnych warunków?

– W Smoleńsku jest tylko jedno czynne lotnisko – Siewiernyj. Wcześniej było
jeszcze jedno, o którym przed chwilą wspominałem – Jużnyj, ale obsługiwało ono
tylko loty pasażerskie odbywające się na małe odległości. Nie funkcjonuje już
jednak wiele lat. Regularne loty skończyły się tam w 1991 roku. Ale na lotnisku
Jużnyj Tu-154M mimo wszystko nie mógłby wylądować, ponieważ tam jest krótki pas.
Lotnisko było przeznaczone dla samolotów Jak-40 i An-2. Obecnie w Smoleńsku
samoloty mogą lądować tylko i wyłącznie na wojskowym lotnisku Siewiernyj. Może
ono przyjąć Tu-154, ale tylko przy dobrych warunkach pogodowych.

Jak wygląda ścieżka podejścia na Siewiernym?
– Obecnie istnieje tylko jeden kierunek lądowania na lotnisku Siewiernyj – ze
wschodu na zachód. Jednak dodatkowy sprzęt, który zabezpieczał możliwość
wylądowania w kierunku ze wschodu na zachód, został zdemontowany jesienią 2009
roku.

Gdzie obecnie znajduje się wrak tupolewa. Kto ma do niego dostęp?
– Szczątki samolotu znajdują się na placu smoleńskich zakładów lotniczych, które
zlokalizowane są obok lotniska Siewiernyj. Plac ten ogrodzony jest betonowym
płotem i jest dobrze strzeżony. Dostęp do szczątków mają jedynie śledczy z
prokuratury, specjaliści z Międzypaństwowego Komitetu Lotniczego, jak również
pracownicy Ministerstwa ds. Sytuacji Nadzwyczajnych Rosji.

Co sami Rosjanie mówią o prowadzonym śledztwie?
– Śledztwo w sprawie katastrofy było aktywnie omawiane w pierwszych dniach po
tragedii. Potem kolejna fala zainteresowania pojawiła się po publikacji
wstępnego sprawozdania MAK. Teraz w zasadzie o śledztwie się głośno nie mówi.
Dotychczasowe informacje są niewystarczające do analizy różnych wersji
katastrofy.

Czy wie Pan coś o tym, by kiedykolwiek doszło do sytuacji, w której wieża
celowo podałaby błędne komunikaty meteorologiczne, ażeby "zniechęcić" do
lądowania? Do tego przyznał się przecież ostatecznie Plusnin. Czy w Rosji
stosuje się podobne praktyki?

– Nie posiadam wiarygodnych informacji na tematy związane z tym, jakie były
realne dane na temat widoczności na lotnisku i jakie dane przekazywał dyspozytor
na pokład samolotu.

Co Pan myśli o przesądzaniu o winie polskich pilotów?
– Nie uważam, by przyczyną awarii było błędne działanie pilota. Być może to
automatyka błędnie zadziałała. Najbardziej prawdopodobny jest tragiczny zbieg
okoliczności. Myślę, że podczas schodzenia do lądowania coś musiało się zdarzyć.
Być może zaczęło się oblodzenie i to odbiło się na niesterowności samolotu. Być
może samolot wpadł w granicę warstwy inwersji (granicę zimnego i ciepłego
powietrza) i to doprowadziło do utraty prędkości? Tu-154M to ciężko sterowny
samolot.

Dziękuję za rozmowę.

1. Minister Siergiej Szojgu mówił, że tupolew był przełamany na dwie części.
Uważnie przestudiowałem wszystkie fotografie i materiały wideo, na których
wyraźnie widać, że samolot rozpadł się na kilka części. Duże szczątki to ogon,
dwa kawałki skrzydeł z podwoziem i fragment kadłuba. Cała reszta rozpadła się na
drobne kawałeczki. Nie widziałem kokpitu.
2. Złodziei interesowały głównie należące do ofiar katastrofy kosztowności. Ale
na miejscu były też podzespoły techniczne samolotu, mogące wpływać na wyniki
śledztwa.
3. Ziemia na działce, na której rosła brzoza, o którą zahaczył tupolew, była
ochlapana jakimś płynem. Myślę, że był to płyn z układu hydraulicznego samolotu.

4. Wiem, że pojawiały się domysły, że dyspozytor nie pracował na smoleńskim
lotnisku i nie znał jego właściwości. To nieprawda. Paweł Plusnin służył na
lotnisku Siewiernyj w tym czasie, kiedy znajdował się tam jeszcze pułk lotnictwa
wojskowo-transportowego, i dobrze znał to lotnisko.
5. Na lotnisku Siewiernyj pracuje radiolokacyjny system lądowania RSP-6,
popularny na rosyjskich lotniskach wojskowych, przeznaczony do regulowania ruchu
na dalekich i bliskich podejściach, a także do naprowadzania samolotów (już poza
widocznością ziemi) na pas startowy i kontroli ich zniżania do wysokości 150-200
metrów. W trudnych warunkach meteorologicznych samoloty naprowadzane są za
pomocą głosowego przekazywania komend przez szefa lotów.

drukuj

Drogi Czytelniku naszego portalu,
każdego dnia – specjalnie dla Ciebie – publikujemy najważniejsze informacje z życia Kościoła i naszej Ojczyzny. Odważnie stajemy w obronie naszej wiary i nauki Kościoła. Jednak bez Twojej pomocy kontynuacja naszej misji będzie coraz trudniejsza. Dlatego prosimy Cię o pomoc.
Od pewnego czasu istnieje możliwość przekazywania online darów serca na Radio Maryja i Tv Trwam – za pomocą kart kredytowych, debetowych i innych elektronicznych form płatniczych. Prosimy o Twoje wsparcie
Redakcja portalu radiomaryja.pl