Broniąc złotego – bronimy suwerenności Polski

Na forum Unii Europejskiej powinniśmy zabiegać o wyłączenie naszego
kraju z obowiązku przyjęcia wspólnej waluty euro. Należy dążyć do uzyskania
klauzuli opt-out, takiej samej, jaką posiadają obecnie dwa kraje członkowskie
UE: Dania i Wielka Brytania. Jeżeli przyszły polski rząd natrafiłby na opór
Komisji Europejskiej w tym zakresie, to należałoby odwołać się do referendum, w
którym Polacy zadecydowaliby, czy chcą pozostać przy złotym czy chcą waluty
euro.

Jestem zdecydowaną przeciwniczką członkostwa Polski w strefie euro.
Ewentualna likwidacja złotego i wprowadzenie euro oznaczałoby de facto
likwidację polskiego państwa i co byłoby tego konsekwencją, całkowitą utratę
suwerenności przez nasz kraj. Suwerenność Polski nie jest na sprzedaż. Na
poparcie swego stanowiska przytoczę kilka argumentów:

1. Własna waluta narodowa i własny bank centralny to jedne z ostatnich
atrybutów suwerenności Polski. Wchodząc do Unii Europejskiej, Polska w znacznym
stopniu ograniczyła już zakres swojej suwerenności. Pogłębianie tego procesu
mogłoby być niebezpieczne dla integralności gospodarczej i społecznej naszego
kraju.

2. Nie wszystkie kraje starej Unii przyjęły euro. Dania, Szwecja i Wielka
Brytania zachowały swe waluty narodowe.

3. Duńczycy i Szwedzi odrzucili euro w referendum.

4. Nie ma żadnych procedur wyjścia ze strefy euro.

5. Likwidacja złotego to likwidacja polskiego państwa, będziemy wtedy tylko
regionem, landem lub inaczej mówiąc – województwem w państwie unijnym.

6. Euro to projekt polityczny mający na celu budowę państwa unijnego i
realizację koncepcji tzw. europeizmu, co potwierdza np. prezydent Czech Vaclav
Klaus w swojej książce „Czym jest europeizm”.

7. Prezydent Lech Kaczyński domagał się wielokrotnie referendum w sprawie
wejścia Polski do strefy euro, gdyż własna waluta to ogromnie ważny atrybut
suwerenności.

8. Strefa euro jest strefą bardzo wolnego wzrostu gospodarczego. W latach
1999-2009 średnie tempo wzrostu PKB wynosiło w strefie euro tylko 1,5 proc. i
było niższe niż w przypadku wielu innych krajów, które zachowały waluty narodowe
(np. USA 2,16 proc., Szwecja 2,15 proc., Korea Pd. 4,82 proc.).

9. Aż 69 proc. Francuzów żałuje wymiany franków na euro – wynika z sondażu
instytutu badań opinii publicznej przeprowadzonego dla tygodnika „Paris Match” w
kwietniu 2010 roku. Gdyby zaś w Niemczech było referendum w sprawie euro, to jak
wskazują badania socjologiczne, Niemcy woleliby markę niemiecką.

10. Jeśli wejdziemy do strefy euro, to utracimy możliwość prowadzenia własnej
polityki pieniężnej i przekażemy nasze kompetencje w tym zakresie Europejskiemu
Bankowi Centralnemu z siedzibą we Frankfurcie.

11. Obecny kryzys strefy euro obnażył jej słabość. Problemy budżetowe Grecji
mogą się rozprzestrzenić na pozostałe kraje, szczególnie chodzi tu o tzw. kraje
peryferyjne, m.in. Portugalię, Hiszpanię czy Irlandię.

Kompromitacja Tuska i Rostowskiego – tzw. mapa drogowa do strefy
euro

Plany wprowadzenia Polski do strefy euro autorstwa premiera Donalda Tuska i
ministra finansów Jacka Rostowskiego były od samego początku nierealne. Już w
2007 r. było wiadomo, że Polska nie była w stanie nawet spełnić warunków
traktatu z Maastricht w tak krótkim czasie. Podawanie więc dat 2011, 2012 było
jedynie zabiegiem propagandowym i narażającym nas na śmieszność w oczach
światowej opinii publicznej. Można uznać za zwykłą hipokryzję wypowiedzi z
ostatnich dni pana Rostowskiego o konieczności zawrócenia z szybkiego wejścia
Polski do strefy euro. Nawet oficjalnie przedstawiciele rządu pana Tuska
przyznają, że tzw. mapa drogowa do strefy euro jest już nieaktualna. Huczne
zapowiedzi o wprowadzeniu euro w Polsce są jedną wielką porażką obecnego rządu i
jego kompromitacją.

Trzeba tu wyraźnie zaznaczyć, że obecna postawa panów Tuska i Rostowskiego ma
charakter kapitulancki i szkodliwy dla naszego kraju. Domaganie się wchodzenia
Polski do strefy euro godzi w suwerenność naszego państwa. Takie osoby powinny
być też jak najszybciej pozbawione swych funkcji kierowniczych w aparacie
władzy. Najlepiej byłoby dla nas, by obaj panowie już dziś podali się do dymisji
i nie ośmieszali naszego kraju na zewnątrz.

Suwerenność monetarna Polski dźwignią rozwoju
gospodarczego

Po pierwsze:
Własny bank centralny i własna polityka pieniężna to ważne
instrumenty stymulowania procesów gospodarczych:
– za czasów premiera
Olszewskiego w 1992 r. prowadzono politykę pieniężną powstrzymującą aprecjację
złotego, co było dobre dla polskiego eksportu;
– umiejętnie prowadzona
polityka pieniężna może pobudzać wzrost PKB, gdy PKB spada poniżej poziomu
potencjalnego z jednej strony, i równoważyć wzrost PKB, gdy nasila się presja
inflacyjna z drugiej, np. Irlandia czy Hiszpania utraciły instrumenty pieniężne
hamowania cen przy boomie budowlanym – są one zdane na łaskę EBC w tym
zakresie;
– mamy przykłady, gdy polityka pieniężna NBP była prowadzona
efektywnie, np. lata 2005-2007. Obniżano wówczas stopy, podczas gdy większość
banków centralnych, w tym EBC, stopy podwyższał, co wspierało szybki wzrost PKB
w naszym kraju powyżej 6 procent. Prezes Leszek Balcerowicz chciał naśladować
EBC i gdyby go posłuchano, wzrost PKB w Polsce byłby wolniejszy. Za kadencji zaś
śp. prezesa Sławomira Skrzypka umiejętnie prowadzona polityka pieniężna
pozwoliła łagodniej dla gospodarki przejść ostatni kryzys finansowy;

posiadając własne stopy procentowe, możemy stymulować wzrost nakładów
inwestycyjnych, co będzie sprzyjało tworzeniu miejsc pracy w Polsce;
– NBP,
prowadząc operacje otwartego rynku, stymuluje rozwój krajowego rynku pieniężnego
i kapitałowego (przedmiotem tych operacji są np. polskie bony skarbowe i
obligacje). Z jednej strony bank centralny zwiększa płynność krajowego rynku
pieniężnego i banków komercyjnych, a z drugiej ułatwia obsługę długu
publicznego;
– NBP może rozważyć w przyszłości operacje otwartego rynku na
krajowych obligacjach korporacyjnych i akcjach polskich spółek. Podobne operacje
już od dawna wykonują kraje azjatyckie, np. Bank Japonii. Oto w dobie ostatniego
kryzysu finansowego ministerstwo finansów Japonii zwróciło się do zarządu Banku
Japonii z prośbą o rozpatrzenie możliwości poszerzenia programu zakupu obligacji
korporacyjnych japońskich spółek. Rząd chciał, aby w ten sposób bank centralny
wspomógł gospodarkę poprzez bardziej aktywne niż dotychczas dostarczanie
potrzebnych dla jej rozwoju funduszy. W czasie posiedzenia zarządu Bank Japonii
przedstawił szczegółowy plan zakupu papierów dłużnych japońskich przedsiębiorstw
na sumę ponad 4 bln jenów. Członkowie zarządu Banku Japonii przemyśleli tę
propozycję i zgodzili się na nią! Ten przykład pokazuje, jak powinna przebiegać
współpraca między rządem a bankiem centralnym dla dobra kraju. Można również
dostrzec, że bank centralny może podejmować działania zmierzające do
bezpośredniego finansowania przedsiębiorstw.
A jak my, Polacy, możemy
wykorzystać możliwości posiadania przez nasz kraj własnego banku centralnego i
własnej waluty? Oto w dniu 25 stycznia 2010 r. prezes Grupy Lotos Paweł
Olechnowicz wypowiadał się o ewentualnym inwestorze branżowym dla spółki. –
Myślę, że to nieodzowne [inwestor branżowy], ale Skarb Państwa będzie o tym
decydował – powiedział dziennikarzom Olechnowicz. Dodał, że konieczne jest
pozyskanie finansowania na rozwój firmy. Zaś wiceminister skarbu Mikołaj
Budzanowski powiedział PAP, że ministerstwo nadal szuka inwestora branżowego dla
Lotosu, mimo zrealizowanej sprzedaży 10,8 proc. akcji spółki inwestorom
finansowym, a zejście poniżej 51 proc. w akcjonariacie jest możliwe jeszcze w
2010 roku. Można zapytać panów Tuska i Grada, czy jeśli do Lotosu wejdzie
inwestor branżowy z zagranicy, to Lotos trafi w ręce obce! Do czego nam to
potrzebne? Czyż nie byłoby lepiej, gdyby Ministerstwo Finansów Rzeczypospolitej
Polskiej zwróciło się do zarządu Narodowego Banku Polskiego z prośbą o
rozpatrzenie możliwości rozpoczęcia programu zakupu obligacji korporacyjnych
polskich spółek (w tym Lotosu)? Japończycy za wszelką cenę nie chcą dopuścić do
przejęcia swoich przedsiębiorstw przez zagranicznych inwestorów strategicznych.
Wolą, aby akcjonariusze japońskiego przedsiębiorstwa X nie musieli sprzedawać
pakietu większościowego zagranicznemu inwestorowi w celu pozyskania kapitału. I
dlatego też Bank Japonii będzie kupował papiery dłużne tego przedsiębiorstwa X i
w ten sposób przedsiębiorstwo to będzie pozyskiwało potrzebny kapitał;
– NBP
posiada rezerwy walutowe, którymi może w przyszłości wpływać na kurs walutowy (z
jednej strony mogą one posłużyć do obrony kursu złotego względem walut obcych, a
z drugiej mogą wpływać, by złoty się nadmiernie nie umacniał, robiły to np.
kraje azjatyckie: Japonia, Tajwan, Korea Pd., a teraz Chiny. Oczywiście trzeba w
tym celu zmierzać do powiększenia rezerw walutowych naszego banku
centralnego;
– NBP mógłby być w przyszłości włączony w strategię
proeksportową polskiej gospodarki, co mogłoby istotnie zwiększyć poziom rezerw
walutowych naszego kraju;
– NBP w sytuacjach kryzysowych może podjąć
działania niestandardowe – ratunkowe dla naszej gospodarki, było tak np. w 1997
r., gdy podjęto działanie mające na celu zahamowanie importu towarów
konsumpcyjnych. NBP przyjmował wtedy depozyty od gospodarstw domowych, by
powstrzymać nadmierną kreację kredytów konsumpcyjnych przez banki
komercyjne;
– NBP posiada rezerwy obowiązkowe – może ściągać nadwyżkę
pieniądza z banków i wpływa na ich apetyt na ryzyko. Reguluje tym samym płynność
banków i dostosowuje ją do potrzeb kredytowych polskiej gospodarki;
– z
chwilą wejścia do strefy euro wszystkie te instrumenty wpływania na krajową
gospodarkę i system bankowy Polska straci na rzecz EBC!

Po drugie:
Dzięki polskiemu złotemu trudniejszy jest wyciek polskich
oszczędności za granicę naszego kraju:
– np. osoby rozważające lokowanie
oszczędności w bankach poza Polską biorą pod uwagę ryzyko walutowe, czego by nie
robili, gdyby nie było złotego – prawdopodobnie szybszy byłby wyciek krajowych
oszczędności za granicę;
– OFE muszą lokować składki głównie w naszym kraju,
a nie za granicą. Gdyby doszło do likwidacji złotego, OFE nie miałyby przeszkód
w lokowaniu składek poza granicami Polski – warto zatem utrzymać limit 5 proc.
inwestycji zagranicznych.

Po trzecie:
Dzięki pozostawaniu poza strefą euro możemy prowadzić bardziej
elastyczną politykę budżetową:
– np. teraz możemy czasami podwyższyć poziom
deficytu powyżej 3 proc., a z chwilą gdy wejdziemy do strefy euro, takie
podwyższanie grozi sankcjami i karami finansowymi ze strony Komisji
Europejskiej. Zasadniczo warto prowadzić rozważną politykę budżetową, ale
czasami, chcąc złagodzić skutki spowolnienia gospodarki, warto nieco zwiększyć
deficyt nawet powyżej 3 proc., by potem, gdy kryzys minie, znów powrócić do
niższego deficytu. Tak często postępowały kraje azjatyckie, np. Tajwan. Co
ciekawe, w dobie obecnego kryzysu większość krajów strefy euro, które tak bardzo
pilnują, aby nie zwiększać poziomu deficytu powyżej 3 proc. PKB praktycznie ma
dziś deficyt znacznie przewyższający poziom 3 proc. PKB (w 2009 r. deficyt
budżetowy dla strefy euro wyniósł 6,1 proc.).

Kompromitacja zwolenników szybkiego wejścia Polski do strefy
euro

W dobie obecnych kłopotów budżetowych krajów strefy euro coraz więcej
ekonomistów mówi o potrzebie wstrzymania pędu Polski do strefy. Jednocześnie
można odnotować, że nastąpiła kompromitacja części ekonomistów, którzy
wymieniali same korzyści tego członkostwa i podżegali do jak najszybszej
likwidacji polskiej waluty. Do nich należeli m.in. Ryszard Petru (główny
ekonomista BPH), Jan Winiecki (obecny członek Rady Polityki Pieniężnej wybrany
przez Senat głosami PO i PSL) czy Wiesława Przybylska-Kapuścińska (z
Uniwersytetu Ekonomicznego w Poznaniu). Szczególnie te dwie ostatnie osoby w
sposób ohydny (w przypadku Winieckiego) czy lekceważący (w przypadku
Przybylskiej-Kapuścińskiej) wypowiadały się o osobach wątpiących w sensowność
członkostwa Polski w strefie euro.
Jan Winiecki w artykule „Tylko ekonomiczni
analfabeci nie chcą euro” opublikowanym na łamach „Dziennika” 29 października
2008 roku twierdzi, że: „W strefie euro być należy. Euro to są same korzyści.
Trudno znaleźć jakiekolwiek niekorzystne zjawiska, jakie miałyby wystąpić w
związku z przyjęciem europejskiej waluty. Kryzys finansowy dostarcza tylko
dodatkowych argumentów”.
Z kolei Przybylska-Kapuścińska w artykule ,,Euro na
cenzurowanym – perspektywy wprowadzenia wspólnej waluty w Polsce”, opublikowanym
w „Zeszytach Naukowych” nr 451 Uniwersytetu Szczecińskiego w 2007 r., pisze
m.in. tak:
„Wejście Polski do strefy euro akceptuje 60% społeczeństwa,
natomiast przeciwnych jest 5%” (s. 64). Dalej pisze, iż „należy stwierdzić, że
po przyjęciu euro tożsamość narodowa Polaków nie ucierpiałaby, gdyż weszłaby na
wyższy poziom – z krajowego na europejski. Podobna sytuacja miała miejsce już
raz, gdy Polska stała się członkiem Unii Europejskiej”. Ponadto autorka uważa,
że: „Niepokojącym zjawiskiem jest fakt, że jako jedyne państwo członkowskie UE
nie określiliśmy przybliżonej choćby daty wejścia do strefy euro.
Przedstawiciele UE komentowali ten fakt w sposób dla nas niekorzystny, ale
słuszny. Największy kraj spośród nowych członków przyjął 'postawę strusia’,
chowając głowę w piasek”.

Analitycy finansowi o ewentualnym przyjęciu europejskiej
waluty

Inne poglądy niż te przytoczone w poprzednim punkcie wyrażają coraz
liczniejsi analitycy finansowi. Oto wypowiedzi niektórych z nich na temat
ewentualnego członkostwa Polski w strefie euro:

1. Analityk giełdowy Wojciech Białek pisze w swoim blogu, odpowiadając na
jedno z pytań, że w odniesieniu do sprawy wejścia Polski do strefy euro (…)
trudna do zważenia jest długoterminowa strata narzędzia suwerenności z jednej
strony i ewentualne średnioterminowe korzyści gospodarcze”. Czyli pewny jest
koszt (ograniczenie suwerenności Polski) + ewentualne średnioterminowe (a nie
długoterminowe) korzyści.

2. Z kolei Dariusz Pilch, analityk walutowy, pisze: ,,Pierwszym i
najważniejszym skutkiem będzie pożegnanie się z polskim złotym. Dla wielu
Polaków ma to wymiar emocjonalny. Wielu obywateli nie chce zastąpienia złotego,
ponieważ jest on jednym z symboli wyróżniających nas na tle Europy i
podkreślających naszą narodowość. Patrząc z kolei z bardziej ekonomicznego
punktu widzenia, spora część Polaków boi się reakcji sprzedawców. Istnieje
bowiem spore prawdopodobieństwo, że przynajmniej część z nich wykorzysta moment
przeliczania cen na walutę europejską i 'zaokrąglając’ je do pełnych centów po
przeliczeniu de facto je podniesie. Podwyżki nominalnie mogą być niewielkie,
jednak procentowo, szczególnie w przypadku tańszych towarów, może okazać się, że
wzrosty są znaczące. Będzie jednak inny, dużo poważniejszy skutek przyjęcia
wspólnej waluty. Polska będzie musiała się podporządkować polityce monetarnej
prowadzonej przez Europejski Bank Centralny. Odbierze to Narodowemu Bankowi
Polskiemu narzędzie do walki z krajową inflacją, gdyż to od EBC będzie zależała
wysokość stóp procentowych w Polsce.

3. Michał Dybuła, główny ekonomista jednego z banków, stwierdza:
„Zbyt
szybkie przyjęcie euro, przed przeprowadzeniem koniecznych reform
strukturalnych, może owocować wyraźnym wzrostem inflacji”. Dalej zauważa:
„Polska gospodarka nie jest jeszcze przygotowana do wejścia do strefy euro. Nie
chodzi tu tylko o niskie PKB na mieszkańca czy brak elastyczności rynku pracy,
ale także niedoinwestowanie sektora energetycznego czy braku efektywnej
infrastruktury przemysłowej. Samo wejście do strefy euro wcale nie musi oznaczać
szybszego tempa wzrostu gospodarczego, a przykładem mogą być Portugalia i
Włochy”. „Warto by było poczekać do momentu, gdy nasz poziom PKB na mieszkańca
wg parytetu siły nabywczej, względny poziom cen będą na poziomie co najmniej
75-80% dla strefy euro. Przy rozsądnym scenariuszu ekonomicznym różnic w
dynamice PKB w okolicach 3,0% na naszą korzyść, tę drogę udało by się przejść w
ciągu 10 lat, czyli w 2018 r.”.
Analityk BNP Paribas dodał, że ma pewne obawy
dotyczące możliwości spełnienia przez Polskę kryteriów z Maastricht oraz tempa
„doganiania” krajów Europy Zachodniej. Dybuła jest bowiem pesymistą i oczekuje
wyraźnego spowolnienia wzrostu gospodarczego oraz utrzymania się wysokiej
inflacji co najmniej do roku 2010.

4. Analityk giełdowy Sławomir Kłusek w jednym z komentarzy na łamach
„Parkietu” pisze z kolei: „Jestem, z uwagi na ogromną samoistną wartość i
praktyczne zalety suwerenności Polski, zadeklarowanym przeciwnikiem likwidacji
złotego i przekazania kompetencji NBP w ręce EBC, ale byłoby oczywiście rzeczą
nieuczciwą, gdybym nie dostrzegał silnego dotychczas powiązania indeksu WIG 20 z
indeksem quasi-państwa, zwanego popularnie Eurolandem”.

Polska powinna żądać od UE klauzul wyłączających ją z obowiązku
przyjęcia euro

Na podstawie przytoczonych wypowiedzi niezależnych analityków widzimy więc,
że niechęć do członkostwa Polski w strefie euro narasta. Potwierdzają to też
ostatnie sondaże opinii społecznej, z których wynika, że liczba przeciwników
euro jest większa niż liczba jego zwolenników (np. badania CBOS z 10 maja 2010
r. wskazują, że przeciwnych jest 49 proc. badanych, zaś zwolenników 41
proc.).

Ważne, aby przyszłe pokolenia Polaków – elity polityczne i gospodarcze, miały
świadomość, jak ważnym atrybutem suwerenności finansowej naszego kraju jest fakt
posiadania przez Polskę własnej waluty i banku centralnego. Moim zdaniem, należy
zabiegać na forum Unii Europejskiej o wyłączenie naszego kraju z obowiązku
przyjęcia wspólnej waluty euro, czyli dążyć do uzyskania klauzuli opt-out,
takiej samej, jaką posiadają obecnie dwa kraje członkowskie UE: Dania i Wielka
Brytania. Jeżeli przyszły polski rząd natrafiłby na opór Komisji Europejskiej w
tym zakresie, to należałoby odwołać się do referendum, w którym Polacy
zadecydowaliby, czy chcą pozostać przy złotym czy chcą waluty euro. Gdyby w
referendum Polacy zdecydowali się pozostać przy złotym, polski rząd miałby silny
mandat, by konsekwentnie domagać się dla Polski klauzuli
opt-out.

Dr Gabriela Masłowska

Autorka jest doktorem nauk ekonomicznych, posłem na Sejm
RP.

drukuj

Drogi Czytelniku naszego portalu,
każdego dnia – specjalnie dla Ciebie – publikujemy najważniejsze informacje z życia Kościoła i naszej Ojczyzny. Odważnie stajemy w obronie naszej wiary i nauki Kościoła. Jednak bez Twojej pomocy kontynuacja naszej misji będzie coraz trudniejsza. Dlatego prosimy Cię o pomoc.
Od pewnego czasu istnieje możliwość przekazywania online darów serca na Radio Maryja i Tv Trwam – za pomocą kart kredytowych, debetowych i innych elektronicznych form płatniczych. Prosimy o Twoje wsparcie
Redakcja portalu radiomaryja.pl