Bez zgody Serbii nie będzie spokoju w Kosowie

Z dr. Tadeuszem Czekalskim z Uniwersytetu Jagiellońskiego,

autorem książek o historii Albanii, rozmawia Mariusz Bober



Czy według Pana największe kraje Unii Europejskiej po uznaniu niepodległości Kosowa mają jeszcze prawo mówić o wysokich standardach, prawach człowieka i praworządności?


– Można się zgodzić z poglądem, że nie mają już prawa ze względu na to, iż lepiej byłoby utrzymać dotychczasowy stan „tymczasowości” w określeniu statusu tego regionu. Ale z drugiej strony trzeba zadać pytanie: jak długo można było go utrzymać? Gdybyśmy natomiast chcieli wrócić do tego, co było w Kosowie przed 1999 r., a więc faktu, że w świetle prawa jest to serbska prowincja, w takim wypadku trudno by było uznać decyzję państw UE za zgodną z duchem praw człowieka.


Podawany jest również inny powód. Część mediów i ekspertów uważa, że Kosowo znajduje się praktycznie pod rządami mafii, także narkotykowych, i ugrupowań terrorystycznych. Powstaje więc pytanie, jak uznanie państwowości takiego obszaru ma się do norm, o których tak często rozprawiają unijni decydenci.


– Stwierdzenie, że rządzą tam mafie i grupy terrorystyczne, nie jest właściwe, bo w ten sposób można byłoby powiedzieć także o innych krajach bałkańskich czy też o Rosji.


Nawet przedstawiciele międzynarodowych sił policyjnych przyznają, że nie mogą sobie poradzić z tamtejszymi grupami przestępczymi…


– W takim razie warto zadać sobie pytanie, dlaczego tak jest. Jeśli więc mówimy np., że dochodzi tam do przemytu na ogromną skalę, to trzeba zapytać, jakie ci ludzie mają alternatywne możliwości zdobycia środków na życie. Nie ulega natomiast wątpliwości, że jest to zjawisko widoczne i dotyczy Bałkanów w ogóle, także Serbii.


Czy zjawisko to jest porównywalne do tego, co dzieje się w Serbii?


– Wiele na to wskazuje. Trudno jednak w sposób obiektywny porównać skalę przestępczości w Kosowie i w Serbii.


Przemyt to nie jedyny problem. Na obecnym premierze Kosowa Hashimie Thacim ciążą zarzuty działalności terrorystycznej. Kraje Unii Europejskiej, które uznały niepodległość Kosowa, nie widzą w tym problemu, choć wcześniej forsowały skazanie Slobodana Milo˘sevicia, oskarżanego również m.in. o sianie terroru.


– Także w prawie polskim istnieje domniemanie niewinności. Dopóki więc nie skazało się Thaciego, nie można mówić o nim jako o terroryście. Jest to postać niejednoznaczna, zwłaszcza jeśli oceniać jego rolę podczas konfliktu w 1999 r. i wcześniej. Z drugiej strony cieszy się on z tego powodu ogromną popularnością w Kosowie. Oskarżanie go o terroryzm ze względu na kierowanie organizacją UCK [Wyzwoleńcza Armia Kosowa – red.] jest nie do końca trafione. Była to tak naprawdę sieć dość luźno powiązanych ze sobą oddziałów, często nierespektujących struktur centralnych. Nie można więc obciążać go winą za wszystkie działania UCK.


Powiedział Pan, że trudno było dłużej czekać z ogłoszeniem niepodległości. Czy rzeczywiście nie istniało inne wyjście? A może – jak mówią Serbowie – USA i największe kraje UE zrealizowały po prostu swój plan osłabienia Serbii jako sojusznika Rosji w tym regionie?


– Jeśli mówimy o możliwościach rozwiązań konfliktu w tym kontekście, to trzeba uściślić, jaki czas mamy na myśli. Historia Kosowa nie zaczęła się w 1999 roku. Atak sił NATO na ówczesną Jugosławię był konsekwencją wcześniejszych wydarzeń. W tym przełomowym roku można było się rzeczywiście zastanawiać, czy zaangażowanie Zachodu po stronie Albańczyków z Kosowa było słuszne. Trzeba jednak równocześnie postawić pytanie: czy była alternatywa? Ale jeśli już doszło do interwencji NATO, to zostały tylko trzy możliwe rozwiązania: utrzymywanie jak najdłużej dotychczasowego rozwiązania tymczasowego, czyli czegoś w rodzaju ograniczonej niepodległości, które tak naprawdę będzie jeszcze długo funkcjonować; drugie rozwiązanie to przyznanie niepodległości, a trzecie – to powrót Kosowa do Serbii. To ostatnie oznaczałoby jednak ponowną wojnę.

Nie mogliby się porozumieć, zwłaszcza pod presją Zachodu i z nowymi władzami Serbii, już bez Milo˘sevicia?

– Serbowie rządzą Kosowem od 1912 roku. Od tego czasu nie wypracowali żadnej metody rozwiązania kwestii albańskiej w tym rejonie, poza siłową. Dlatego nadzieja, że wypracowaliby taką metodę teraz, jest iluzoryczna.


Ale w Europie funkcjonują już różne modele rozwiązywania podobnych konfliktów, które do tej pory jakoś funkcjonowały, np. w Hiszpanii, Wielkiej Brytanii czy Francji.


– W żadnym z podanych krajów nie realizowano polityki świadomej degradacji ekonomicznej obszaru konfliktowego przez władze centralne. Niech mi Pan pokaże inny obszar w Europie, na którym 90 procent ludności stanowi jedna grupa etniczna i na przestrzeni ostatniego półwiecza nie spadała poniżej 60 procent, a która była poddawana konsekwentnie przez władze centralne czystkom etnicznym. Przed 1999 r. Serbowie prowadzili wobec kosowskich Albańczyków politykę bliską pojęciu neokolonializmu.


Przecież największa baskijska organizacja w Hiszpanii od lat prowadzi działalność terrorystyczną przeciw temu krajowi, a Szkoci stoczyli wiele wojen z Anglikami.


– Mimo wszystko jest to nieporównywalne. Czy akty terroru w kraju Basków wynikały z próby pozbawienia ich podstawowych źródeł utrzymania? Serbowie próbowali m.in. poprzez silną presję ekonomiczną zmienić to, co nazywali niekorzystną strukturą demograficzną. Na początku lat 90. władze w Belgradzie zwolniły z pracy ok. 70 proc. Albańczyków pracujących w Kosowie. Ta presja wygenerowała też działania przestępcze. Ich konsekwencją było także to, że wskutek sztucznego wstrzymywania rozwoju gospodarczego Kosowa emigrowali stamtąd także Serbowie.


A dlaczego konflikt się w ogóle pojawił? Dlaczego na ziemiach stanowiących kolebkę serbskiej państwowości większość od lat stanowią Albańczycy?


– Gdy słyszę powtarzane wielokrotnie określenie, że Kosowo było kolebką serbskiej państwowości, to reaguję alergicznie.


Serbowie kłamią? Opracowania historyczne również?


– Chodzi o to, że w średniowieczu przynależność różnych obszarów do określonych państw jest daleka od tego, co mamy współcześnie w Europie. Kolebką serbskiej państwowości nie było Kosowo, tylko Raszka. Ponadto w średniowieczu inaczej rozumiano tożsamość narodową. Równie dobrze można byłoby powiedzieć, że region ten jest kolebką państwowości Albańczyków, ponieważ tak naprawdę narody w nowoczesnym rozumieniu tego słowa kształtowały się w XIX w., a wówczas Serbowie nie kontrolowali Kosowa. W 1878 r. powstała Liga Prizreńska, która była przełomem w dziejach albańskiego odrodzenia narodowego. W 1912 r. Serbowie rzeczywiście zdobyli Kosowo i stworzyli tam własną administrację. Mimo to nawet wówczas było ono ważnym ośrodkiem albańskiego ruchu narodowego.


Ale są przecież informacje, że Serbowie pojawili się w Kosowie już w VI, VII w. i dopiero po bitwie na Kosowym Polu zostali wyparci stamtąd przez wojska imperium otomańskiego.


– Rzeczywiście, ale można też zadać pytanie, jaka była struktura ludnościowa Kosowa przed 1389 rokiem. W bitwie na Kosowym Polu Albańczycy walczyli po jednej i drugiej stronie. Krótko mówiąc, region ten był miejscem koegzystencji obu nacji od wieków, dopóki nie zaczęli tam dominować Turcy, którzy stosowali zasadę „dziel i rządź”. Przejawem tej polityki było sprowadzanie osadników do Kosowa, i to nie tylko Albańczyków, lecz także Turków.


Niektórzy uważają jednak, że to nie tyle historyczne zaszłości doprowadziły do obecnego konfliktu ani nawet brutalne działania Slobodana Milo˘sevicia, ile powtarzanie tureckiej polityki „dziel i rządź” przez USA i kraje europejskie. Albańczycy do tej pory, ciesząc się z ogłoszenia niepodległości, powiewają m.in. flagami Stanów Zjednoczonych i Unii Europejskiej.


– Niewątpliwie czynnik zewnętrzny był jednym z najważniejszych, jeśli nie najważniejszym, generującym konflikt w Kosowie. Już w czasach Josipa Broz-Tity urzędników przywożono tam często „w walizce” i decydowano o losie Kosowa, nie mając odpowiedniego rozeznania w sytuacji. Swoje trzy grosze dołożyła Albania, w czasach komunistycznego dyktatora Envera Hodży, ale także po 1990 roku, próbując wpływać na sytuację w Kosowie. Konflikt zaostrzyło zniesienie autonomii Kosowa przez Belgrad, a potem powstanie UCK. Wydaje się, że administracja amerykańska opowiedziała się po stronie Albańczyków bez poważnej próby porozumienia z Belgradem.


Czy to już było konsekwencją gry o wpływy na Bałkanach z Rosją?


– Być może. W Kosowie po prostu próbowano ugrać różne rzeczy, także w przeszłości.


A może chodzi też o kontrolowanie terenów, przez które ma przebiegać jeden z kluczowych rurociągów zaopatrujących UE w gaz?


– Być może tak jest. Pod względem gospodarczym nie jest to atrakcyjny region. Co prawda wydobywa się tam rzadkie rudy metali, ale nie na tyle cenne, by rywalizować o Kosowo z tego powodu.


Jak będzie teraz funkcjonować ten region, którego niepodległości nie uznało wiele krajów i w którym nie ma normalnych instytucji praworządnego państwa?


– Takich państw powstało już sporo, m.in. po upadku Związku Sowieckiego. W podobnej sytuacji była Albania w latach 90. Ogromną szansą Kosowa jest młodzież. Wielu młodych ludzi studiowało i studiuje na Zachodzie. Obecnie mają szansę powrotu do Kosowa. Sam system sprawowania władzy w Kosowie nie stwarza, jak sądzę, poważnego zagrożenia dla stabilności regionu. Natomiast na płaszczyźnie ekonomicznej rzeczywiście jest to kraj słaby, który samodzielnie długo jeszcze nie będzie mógł się rozwijać.


Połączy się z Albanią? Niektórzy politycy z Kosowa już przygotowują wnioski w tej sprawie.


– Albania jest rzeczywiście od pewnego czasu „patronem” ekonomicznym Kosowa. Propozycja połączenia jego stolicy autostradą z albańskim wybrzeżem to już jest ważna oferta gospodarcza. Jednak przyłączenie tego regionu do Albanii nie leży w jej interesie. Jej mieszkańców oraz kosowskich Albańczyków wbrew pozorom dzieli bardzo wiele. Łączy ich język i część tradycji historycznej, ale tradycje polityczne i gospodarcze oraz poziom elit bardzo je różnią. Przyłączenia spornego regionu do Albanii nie zaakceptują politycy tego kraju. Byłby to dla nich krok samobójczy.


Dlaczego?


– Ponieważ mógłby się powtórzyć przypadek tzw. Wielkiej Rumunii, gdzie doszło do zawłaszczenia życia politycznego przez polityków z „ziemi przyłączonych”. Kosowscy Albańczycy mają wszelkie predyspozycje, by w takiej hipotetycznej sytuacji przejąć pełnię władzy.


Prowincja rządziłaby większością?


– Ludzie z prowincji. Elity kosowskie są także bogatsze od tych z Albanii. W kraju tym podstaw demokracji zaczęto się uczyć dopiero w latach 90. Tamtejsi politycy doskonale zdają sobie z tego sprawę.


Czy po ogłoszeniu niepodległości separatyści w Europie zaczną testować konsekwencję Unii, idąc w ślady kosowskich Albańczyków? Zresztą pytanie to dotyczy nie tylko UE. Abchazja i Osetia zapowiedziały zwrócenie się do Rosji o uznanie ich niepodległości.


– Każda nowa sytuacja, w której wbrew prawu międzynarodowemu dochodzi do uznania niepodległości nowego państwa, co łamie stan równowagi w stosunkach międzynarodowych, może zostać wykorzystana przez państwo, które ma w tym interes. Z kolei kraje, które stracą na tym, będą protestować. Paradoksalne jest to, że niepodległość Kosowa uznała Turcja, która ma podobny problem z Kurdami.


Powiedział Pan, że odłączona od Serbii prowincja sama nie przetrwa, a do Albanii raczej nie zostanie przyłączona. Czy skorzysta więc z oferty UE, która roztacza już dla Kosowa perspektywy członkostwa?


– Aby Kosowo zostało przyjęte do UE, musiałoby być stabilne. A z tym będą problemy. Taka będzie zapewne polityka Serbii, nieuznającej Kosowa. Mianowicie będzie próbowała pokazać, że bez jej zgody w regionie tym nie będzie stabilności. Serbia zaś jest w stanie destabilizować Kosowo.


W jaki sposób?


– Po pierwsze, nie jest prawdą, że są tam wyłącznie sami zwolennicy niepodległości…


Ale Serbowie stanowią mniejszość…


– Nie chodzi tylko o Serbów. Również wśród Albańczyków nie wszyscy podzielają obecny entuzjazm. Część popiera inne rozwiązania, a niektórzy – obecnie w sposób ukryty – mogą skłaniać się ku stanowisku Belgradu. Podzielenie kosowskich elit i wywołanie jakiegoś konfliktu jest całkiem realne. Gdy więc opadnie entuzjazm i trzeba będzie zmierzyć się z prawdziwymi problemami, może się wiele wydarzyć. Serbia może wykorzystać nawet drobne rzeczy.


Związki gospodarcze?


– Te również, choć nie tylko.


Wsparcie Albanii nie zrekompensuje tego?


– Na pewno nie od razu. Przecież Kosowo przez wiele lat funkcjonowało w państwie serbskim, wcześniej jugosłowiańskim. Powiązania gospodarcze są tu znacznie silniejsze niż te z Albanią, która w dodatku jest słabo rozwinięta. Związki z nią będą więc powstawać przez lata.


W takim razie warto zadać pytanie, co dalej. Jaka będzie przyszłość, skoro nie będzie w Kosowie stabilizacji bez przyzwolenia Belgradu? To dlatego również Serbii oferowane jest członkostwo w UE?


– W czasie rozmów w Dayton jeden z dyplomatów amerykańskich zażądał, aby odsunąć od rozmów dowódcę armii serbskiej w Bośni gen. Ratko Mladicia, który nie ma nic do powiedzenia poza nacjonalistycznymi tezami (to bardzo łagodne przedstawienie słów dyplomaty z USA). Amerykanom chodziło o to, że dla Serbów podstawowym argumentem było to, iż jakieś tereny były związane z ich historią, a ignorują stan faktyczny. Postawa Mladića jest tak powszechna wśród Serbów, że trudno uwierzyć, by Belgrad coś zaakceptował w zamian za rezygnację z Kosowa. Poza tym nawet jeśli jakieś władze zdecydowałyby się na to, mogą przegrać najbliższe wybory.


Te ostatnie wygrał zwolennik członkostwa w UE…


– Tak, ale obydwaj kandydaci mieli taki sam stosunek do Kosowa. Gdyby któryś z nich miał inne poglądy, przegrałby. Bałkany mają swoją logikę, nie zawsze zgodną z zachodnią.


Dziękuję za rozmowę.

drukuj

Drogi Czytelniku naszego portalu,
każdego dnia – specjalnie dla Ciebie – publikujemy najważniejsze informacje z życia Kościoła i naszej Ojczyzny. Odważnie stajemy w obronie naszej wiary i nauki Kościoła. Jednak bez Twojej pomocy kontynuacja naszej misji będzie coraz trudniejsza. Dlatego prosimy Cię o pomoc.
Od pewnego czasu istnieje możliwość przekazywania online darów serca na Radio Maryja i Tv Trwam – za pomocą kart kredytowych, debetowych i innych elektronicznych form płatniczych. Prosimy o Twoje wsparcie
Redakcja portalu radiomaryja.pl