Bez szyfrogramu nie byłoby: „walimy”

Z mec. Januszem Margasińskim, pełnomocnikiem oskarżycieli posiłkowych w
sprawie pacyfikacji kopalni "Wujek" w 1981 r., rozmawia Jacek Dytkowski

Jak Pan ocenia uniewinnienie przez Sąd Okręgowy w Warszawie Czesława
Kiszczaka, byłego ministra spraw wewnętrznych oskarżonego o przyczynienie się do
śmierci górników podczas pacyfikacji kopalni "Wujek" w 1981 roku?

– To kolejna przykra porażka wymiaru sprawiedliwości.

Sąd uznał, że nie ma dowodów na to, by Kiszczak zdecydował o użyciu broni
wobec strajkujących górników…

– Polemikę, i to poważną, podejmiemy w apelacjach. Ten wyrok nie może zostać bez
odpowiedzi z naszej strony.

Sąd stwierdził, że nikt nie powiedział jednego: użyłem broni, bo poznałem
szyfrogram Kiszczaka [tajny szyfrogram Kiszczaka, którym przekazywał w dniu
wprowadzenia stanu wojennego w 1981 r. swoje uprawnienia do wydania rozkazu o
użyciu broni dowódcom poszczególnych oddziałów Milicji Obywatelskiej – przyp.
red.].

– Rzeczywiście, tak sąd powiedział. Jest to zastanawiające, ponieważ zapomniano
dopowiedzieć, że w procesie katowickim zomowców, który został zakończony
prawomocnie, żaden z oskarżonych nie przyznawał się do użycia broni podczas
pacyfikacji kopalni "Wujek". A mimo to zostali skazani. Podobnie Romuald
Cieślak, dowódca plutonu specjalnego ZOMO, który zeznawał w procesie
warszawskim, nie przyznawał się przecież do tego, że wydał rozkaz użycia broni,
a sąd katowicki przyjął, iż to on zainicjował strzelaninę przy kopalni "Wujek",
wydając polecenie: "Walimy". On nie mógł tak postąpić, gdyby nie szyfrogram
Kiszczaka. Nie miał bowiem innej podstawy prawnej do tego, żeby jako dowódca
oddziału samodzielnie podjąć taką decyzję. Tę podstawę dawał mu tylko i
wyłącznie szyfrogram, a nie dekret o stanie wojennym.

Trudno więc sobie wyobrazić sytuację, żeby ZOMO użyło broni bez przyzwolenia
z góry?

– To przyzwolenie było blankietowe, tzn. wydano szyfrogram, który stanowił
podstawę do wszelkich działań. I tyle w tej sprawie. Oczywiście funkcjonariusze
mieli prawo w konkretnej sytuacji zwracać się do ministra spraw wewnętrznych.
Mieli jednak tę otwartą furtkę, że jeśli tego nie zrobili, mogli użyć broni,
powołując się na szyfrogram.

Niemniej sprawa Kiszczaka ciągnie się przez 17 lat i nie widać finału…
– Przez 17 lat w sądzie warszawskim. Natomiast formalnie rozpoczęta w Katowicach
toczy się już 20 lat. Z tym że w jej toku następowały wyłączenia i przekazania
sprawy do Warszawy. Dlatego inaczej trochę się ona potoczyła niż w przypadku
skazania zomowców, którzy strzelali do górników kopalni "Wujek". Nie zmienia to
jednak sytuacji, że po raz kolejny sprawa będzie musiała trafić do sądu
apelacyjnego, i to z apelacjami naszymi oraz prokuratorską. Co się stanie w SA,
nie jestem w stanie przewidzieć. Jeśli potwierdzi on linię, którą zaprezentował
do tej pory, to mogę się spodziewać, że ponownie zapadnie wyrok uchylający
skazanie Kiszczaka.

Kiedy przewiduje Pan skierowanie apelacji?
– Mamy na to dwa tygodnie od doręczenia nam uzasadnienia wyroku na piśmie.
Natomiast nie jestem w stanie przewidzieć, kiedy zostanie ono sporządzone,
aczkolwiek sąd ma instrukcyjny termin dwutygodniowy od momentu złożenia
zapowiedzi apelacji. Rzadko jednak się zdarza, żeby ten termin był zachowywany.
Więc trudno powiedzieć, kiedy otrzymamy uzasadnienie wyroku na piśmie.
Spodziewam się, że powinno to nastąpić w ciągu dwóch miesięcy.

Dziękuję za rozmowę.

drukuj

Drogi Czytelniku naszego portalu,
każdego dnia – specjalnie dla Ciebie – publikujemy najważniejsze informacje z życia Kościoła i naszej Ojczyzny. Odważnie stajemy w obronie naszej wiary i nauki Kościoła. Jednak bez Twojej pomocy kontynuacja naszej misji będzie coraz trudniejsza. Dlatego prosimy Cię o pomoc.
Od pewnego czasu istnieje możliwość przekazywania online darów serca na Radio Maryja i Tv Trwam – za pomocą kart kredytowych, debetowych i innych elektronicznych form płatniczych. Prosimy o Twoje wsparcie
Redakcja portalu radiomaryja.pl